– Pojechałeś tam?
– Ta.
– Po co?
– Może, żeby z nimi porozmawiać. Juhle wziął głęboki wdech.
– Wyatt, myślę, że wkroczyliśmy na obszar działania policji. Może dotarłeś już tak blisko, to teraz ja zacznę wykonywać moją pracę. Nie chcesz przecież tego popsuć.
– OK.
– Gdzie jesteś?
Hunt nie odpowiedział od razu.
– Stoję przed ich domem.
– Wyatt!
– Spokojnie, Dev. Nic się nie martw. Nie zrobię nic głupiego.
– Już robisz coś głupiego. Jeśli Carol zabiła Andreę, to sprawa policji.
– Oczywiście, cóż innego?
– Coś, co sam chciałbyś z niej wyciągnąć. Może jakieś przeczucie, że mógłbyś znaleźć Andreę?
– Nie.
– No więc co? Andrea nie żyje, Wyatt. Naprawdę. Przykro mi, ale taka jest prawda. I wolałbym, żebyś nie rozmawiał z żadnym z Manionów, nawet jeśli nadarzyłaby ci się okazja. Mówię poważnie.
– Jak powiedziałem, nie ma ich w domu.
– Ciebie też nie ma, a powinieneś.
– Niedługo tam pojadę.
– A dokładnie?
– Jak tu skończę.
Kiedy się rozłączył, zadzwonił do Mickeya Dade’a i próbował skusić go na wybranie się do Napa, by znalazł Piwnice Manionów, sprawdził, czy właściciele są w domu w zagłębiu winiarskim. Mickey nie okazał zbytniego zainteresowania tą wycieczką. Już stracił trochę możliwości zarobku jako taksówkarz, jeżdżąc dla Hunta poprzedniego wieczora i tego dnia rano. Piątek jest jego najlepszym dniem, a potrzebne mu są pieniądze na zajęcia w przyszłym tygodniu. Poza tym był już w tamtych okolicach wielokrotnie i wie, gdzie są Piwnice Manionów. Nie bardzo starali się ukryć budynki, skoro zadali sobie trud postawienia i wyposażenia sal do degustacji i całej reszty.
– Jeśli ich nie znajdziesz, Wyatt – powiedział – to na twoim miejscu pomyślałbym o zmianie zawodu. Słyszałem, że hydraulika jest w modzie.
Kiedy Hunt podjechał pod posiadłość Manionów, zadzwonił do drzwi, słuchając jak kurant wygrywa melodyjkę, która umilkła w niewidocznym, przepastnym wnętrzu. Przez jakiś czas siedział w samochodzie, unieruchomiony przez sprzeczne uczucia. Nie wiedział, gdzie są Manionowie, ani kiedy wrócą. Nie był też stuprocentowo pewien, co zamierza zrobić, jeśli się pojawią i musiałby z nimi rozmawiać.
Ale pojechał tam, kierując się instynktem, a teraz ponownie usłyszał jego głos. Wysiadł z samochodu i stał przez chwilę, wpatrując się przez mgłę w ciemną fasadę domu. Przeszedł przez ulicę i zaczął iść w stronę drzwi, gdy usłyszał za sobą dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi samochodu. Odwrócił się i zmrużył oczy pod nagłym, jaskrawym światłem latarki. W jego stronę zbliżało się dwóch mężczyzn.
– Stać! Policja! Podnieś ręce nad głowę!
Zamiast tego, myśląc, że to Juhle lub jego koledzy, których namówił, żeby podręczyli go dla zabawy, Hunt rozłożył ramiona i ruszył w ich stronę:
– Co wy…
– Powiedziałem nad głowę!
– Sięga po broń…!
Nagle ruszyli na niego pędem, jeden uderzył go mocno w głowę, brutalnie popchnął do tyłu, oszałamiając, nim miał nawet szansę zareagować.
– Jezu! Hej! Co do…
A wtedy już obaj się nim zajęli, profesjonaliści w każdym calu, którzy wiedzieli, jak szybko obezwładnić człowieka i ewidentnie robili to już wiele razy. Jeden pociągnął ręce Hunta za plecy, przetaczając go na mokrą trawę; drugi, z kolanem w jego żebrach, jedną ręką ściskał mu kark, a drugą obszukał go, znajdując pistolet i wyciągnął go z kabury.
– Proszę, proszę – usłyszał. Spojrzał w górę, w nieco oszołomioną twarz Shiu. Skuwając go, policjant niemal wyłamał mu ramiona ze stawów.
Hunt nadal czuł kolano wgniatające się w jego kręgosłup i dłoń na karku. Wciąż się szarpiąc, zdołał powiedzieć:
– Shiu, to ja, Wyatt Hunt. Daj spokój. Popełniasz błąd!
– To ty popełniłeś błąd – usłyszał głos drugiego mężczyzny – kiedy nie podniosłeś rąk.
Dysząc, niezadowolony z ucisku na kark, Hunt rzucił ze złością:
– Mam pozwolenie na ten pistolet – powiedział. – Sprawdź w moim portfelu, prawa kieszeń z tyłu.
– Wiem, kim jesteś – odparł Shiu. – Uspokój się i zaraz to wyjaśnimy.
Niemniej ucisk na jego plecy i kark nie osłabł. Dłonie wyszarpnęły portfel z jego kieszeni, strumień światła zatańczył na wypielęgnowanym trawniku, przez kilka sekund chór ciężkich oddechów wypełniał nocną ciszę, ale nikt się nie odezwał.
– Co tu robisz, Hunt? – powiedział w końcu Shiu.
Hunt przetoczył się na bok, mrugając pod wpływem światła.
– Może tak zdejmiesz mi te kajdanki?
– Jeszcze nie – padła odpowiedź. – Zadałem ci pytanie. Co tu robisz?
Hunt udzielił odpowiedzi, która, jak sądził, może się im spodobać:
– Pomagam Devinowi.
Sprawy nie potoczyły się tak, jak Hunt planował.
Z jakiegoś powodu, prawdopodobnie chcąc zażyć trochę nieprzerwanego snu, nim rozpocznie w sobotę rano pracę, Juhle nie odebrał telefonu, gdy Shiu zadzwonił do niego przekazać wieści.
Shiu i Al Poggio, drugi glina biorący udział w zatrzymaniu, należeli do grupy około dziesięciu inspektorów wydziału zabójstw, którzy sporo czasu po służbie poświęcali na ochronę dla Manionów. W mieście, gdzie policjanci dorabiali do pensji, wynajmując się do wszystkiego: od wydarzeń sportowych po konwencje zawodowe, od pokazów mody po uroczyste otwarcia, najlepszą fuchą była tego typu prywatna ochrona. I stąd zarezerwowana była dla elity, takiej jak wydział zabójstw i kilku innych starszych inspektorów. Płatna pięćdziesiąt dolarów na godzinę, praca ta była śmiesznie łatwa i polegała zazwyczaj na kilku godzinach zmiany oglądania telewizji – przemysłowej, kablowej i krajowej.
Kiedy Juhle nie odebrał telefonu, ani Shiu, ani Poggio nie byli skłonni rozkuć Hunta. Było to jak najbardziej na ich korzyść, gdy od czasu do czasu zareagowali na faktyczne zagrożenie bezpieczeństwa klienta, a jeśli zagrożenie to większe było poprzez zagrożenie związane z posiadaniem ukrytej broni, tym lepiej. Manionowie płacili najwyższe stawki, aby ich dom był chroniony, a jeśli nigdy nie zachodziło żadne niebezpieczeństwo, mogli poczuć pokusę, by obniżyć stan gotowości bojowej – i liczbę ochrony.
Pod żadnym pozorem Shiu i Poggio nie zamierzali pozwolić, żeby zajście to zakończyło się bez jakiegoś oficjalnego sprawozdania. Sig Sauer P232 Hunta nie figurował na jego pozwoleniu na ukrytą broń i więcej nie potrzebowali. Wezwali zatem radiowóz, by zabrał ich zatrzymanego na miejscowy posterunek celem przesłuchania.
Shiu oczywiście dobrze wiedział o współpracy Hunta z Juhle’em, ale był na krawędzi i kipiał cały dzień – a właściwie już kilka dni – pod wpływem niezbyt subtelnych żartów Juhle’a. Mówiąc mu, by w laboratorium użył trochę władzy. Żartując o San Quentin – budzie z hamburgerami. Nie śmieszne. Cóż, Shiu przekona się, czy Juhle uzna to za zabawne – Wyatt Hunt za kratkami całą noc. Bezprawne wkroczenie. Posiadanie niezarejestrowanej broni.
Shiu zamknął telefon i wrócił do miejsca, gdzie stał Poggio z Huntem.
– Jeśli my czegoś szukamy – mówił Poggio – to zdobywamy nakaz oparty na prawdopodobnej przyczynie, podpisany przez sędziego. Może coś obiło ci się o uszy? Więc biorąc to pod uwagę, może nam powiesz, co tu robiłeś?
– Pracuję nad sprawą Palmer/Rosalier i mam kilka pytań do Manionów – powiedział Hunt. – Byłem w okolicy, więc pomyślałem, że sprawdzę, czy są w domu – odwrócił się do Shiu.
– Wiesz, że nad tym pracuję. Powiedz mu.
– Wiem, że pracujesz z Devem, pewnie – odparł kręcąc głową