– Cóż, Amy – powiedziała – bardzo miło panią poznać, tym bardziej skoro nie będzie pani konkurencją w czasie aukcji.
– Nie sądzę, by musiała się pani tym martwić – odparła Amy, śmiejąc się z wdzięcznością. – Oboje jesteśmy etatowymi pracusiami.
– Jesteście państwo w przemyśle winiarskim? Pani mąż zdaje się całkiem znać na rzeczy.
– Jason? Nie jest jeszcze moim mężem – pobieramy się we wrześniu. Ale nie tylko na winie, zna się na wszystkim. To rodzaj przekleństwa.
– Wiem, co ma pani na myśli. Mój Ward też jest trochę taki. Raz coś zobaczy, albo usłyszy, albo przeczyta i już mu to zostaje w głowie na zawsze.
– Jak Jason. Ale nie mamy nic wspólnego z przemysłem winiarskim, prócz tego, że lubimy wino. – Wu przesunęła się, cofając, odcięła ich od mężczyzn. – W prawdziwym życiu jesteśmy oboje prawnikami.
Usta Carol Manion zadrżały tak nieznacznie i szybko, że gdyby Wu nie przyglądała się dokładnie, nigdy by tego nie zauważyła. Natychmiast powrócił wyćwiczony uśmiech, ale w ciągu tej sekundy, może mniej, starsza kobieta zdała się stracić rezon, zapadła cisza, aż w końcu Manion wydusiła z siebie – Słucham?
Amy nie widziała nic złego w tym, aby jeszcze raz zadać jej ten sam cios.
– Powiedziałam, że jesteśmy oboje prawnikami – nie przerwała
– Jason pracuje w prokuraturze okręgowej, a ja, już od pięciu lat, w dobrej kancelarii. Uwielbiam swoją pracę, choć ludzie mówią czasami o nas straszliwe rzeczy. Wszystkie żarty o prawnikach, wie pani. Ale ja uważam, że moi koledzy i koleżanki są dużo sympatyczniejsi niż się większości ludziom wydaje. Właściwie
– zupełnie jakby jej się przypomniało – to zabawne, że akurat z Jasonem wpadliśmy na państwa, ze wszystkich tu obecnych, bo zdaje się, że mamy wspólną znajomą – twarz Wu posmutniała i nie było to udawane. – Czy też mieliśmy, powinnam powiedzieć, do tego tygodnia. Andrea Parisi?Tafla wina w kieliszku Carol Manion zadrżała, jakby maleńkie trzęsienie poruszało ziemią pod jej stopami.
– Andrea… tak, ta prezenterka telewizyjna?
– I jeśli się nie mylę, jedna z grona pani adwokatów? Czy też się mylę?
– Nie, nie. Choć nigdy się nie poznałyśmy. Tak… to prawdziwa tragedia, to, co się stało. To znaczy nadal jej nie odnaleziono, prawda?
– Nie. Choć nie sądzę, że ktokolwiek ma jeszcze naprawdę nadzieję. To najstraszniejsze. Była taką wspaniałą osobą. Byłyśmy dobrymi przyjaciółkami – ze zdziwieniem Amy poczuła, jak autentyczne łzy napływają do jej oczu. – Och, przepraszam. Nie chcę wprowadzać żałoby w tak miły dzień jak dziś. Ale pani i ona… Naprawdę miałam wrażenie, że pani również dobrze ją znała. Skoro przyjeżdżała do pani do domu…
– Nie! Nigdy tego nie zrobiła…
– Fakt. Wiem. Rozmawiałam z nią krótko po tym, jak zadzwoniła pani do niej z Saint Francis zasugerować spotkanie u niej w biurze. Obawiała się, że ma pani stracha.
– Z jakiego powodu?
– Jej reprezentowania pani.
– Ale ona mnie nie reprezentowała. Ona… – nagle przerwała, gdy uderzyła ją inna myśl. – Powiedziała pani, że zadzwoniła do pani?
– Mhm. Tuż po rozmowie z panią. Miałyśmy iść na kolację na Avenues, ale zdecydowałyśmy się przenieść do śródmieścia, skoro obie miałyśmy i tak tam pracować. Boże, to było zaledwie w minioną środę? Wydaje się, jakby minęły całe wieki – jakby dopiero zdała sobie z tego sprawę, Wu dodała. – Ale skoro pani jej nigdy nie poznała, to również spotkanie z panią musiała przegapić.
Carol Manion rzuciła ukradkowe spojrzenie dokoła. Szybko oceniła długość i szerokość terenu, po czym spojrzała na Wu.
– Tak. To znaczy nie, nie poznałam jej – przerwała, po czym wydusiła z trudem. – Musiałam odwołać w ostatniej chwili.
– Szkoda – powiedziała Wu. – Na pewno by ją pani polubiła. Nie mogę uwierzyć, że jej z nami już nie ma. Była świetna… świetną osobą.
– Tak, cóż… – Carol Manion zrobiła kilka niepewnych kroków w przód, w stronę męża. – Jestem pewna, że ma pani rację. A teraz, proszę mi wybaczyć, myślę, że najwyższa pora zacząć przyglądać się tym winom. Miło było panią poznać. Ward.
Brandt i Wu zniknęli za połą namiotu i obserwowali oddalających się Manionów. Carol była mocno wsparta na ramieniu męża.
– Miły facet z tego Warda – powiedział Brandt.
– Ona nie jest miła. Jest zabójcą.
– Tak myślisz?
– Założę się o moje życie, Jason. Myślałam, że zemdleje, jak wspomniałam o Andrei. Nie wyparła się telefonu z Saint Francis, a to sporo. Naprawdę myślałam, że zacznie wymiotować. Wiem, że nieźle to nią wstrząsnęło.
– Taki był cel.
– Nie, cel był taki, żeby zmusić ją do opuszczenia aukcji.
– Ale nie za wcześnie. Devin musi mieć czas, żeby tu dojechać. Wu spojrzała na zegarek.
– Miał już dwie godziny. Zdąży.
– Lepiej, żeby zdążył – powiedział Brandt. – Popatrz na to. Manionowie zatrzymali się w drodze na swoje miejsce przy stole licytacyjnym. Carol naciskała dłonią na klatkę piersiową męża, a drugą rękę przyciskała do swojej lewej piersi. Ledwo trzymała się na nogach. Na twarzy Warda malował się wyraz nieskrywanej frustracji i złości, przez chwilę patrzył na sklepienie namiotu. Wziął kieliszek żony i wraz ze swoim postawił na najbliższym stole. Następnie zaczęli oboje iść w stronę najbliższego wyjścia.
– Zaczęło się – powiedział Brandt. Wu przytaknęła z ponurą satysfakcją.
– Na to wygląda.
33
Tamara i Craig podnieśli kieliszki na poziom oczu i ze skupieniem wpatrywali się w pół cala czerwonego płynu.
– Czego tu szukamy? – wyszeptał Craig.
– Nie jestem pewna – odparła Tamara. – Czerwieni?
– To widzę.
W sali degustacyjnej Piwnic Manionów, wino nalewały trzy osoby – dwóch mężczyzn i kobieta. Wszyscy byli młodzi, znający się na winie, entuzjastyczni. Osobą, która nalała im wino, był dwudziestoparoletni niedoszły matinee o imieniu Warren, który czekał w napięciu na reakcje kilkunastu ludzi przy barze przed nim, zanim mógł kontynuować swoją mowę.
– Po pierwsze, jestem pewien, że wszyscy zauważamy zadziwiającą przejrzystość, głęboki rubin o minimalnym odcieniu bursztynu, a nawet cegły, na brzegach. Jest to naturalne w przypadku starszego rocznika, szczególnie sangiovese. Widać to często w przypadku starych chianti, które, jestem pewien, że wszyscy wiemy, pochodzi z tego samego grona. Gdy zamieszamy, możemy wychwycić przebłyski głębszego rubinu, który charakteryzuje ten szczep w jego początkowych latach. Następnie, gdy wino ponownie uspokaja się na dnie czary, na pewno zauważymy niezwykle piękną podstawę…
Craig cofnął się o krok od baru, zerknął w dół.
– Ma rację, jeśli chodzi o twoje nogi – wyszeptał do Tamary. – Ale jak on może to stamtąd widzieć?
Dała mu kuksańca w żebra, wzięła mały łyk, po czym wypluła do wiaderka i odstawiła kieliszek. Warren paplał o lotności alkoholu, strukturze i czego należy szukać, jakie odczucia zmysłowe odnotowywać, kiedy wino przepływa przez wargi i rozpoczyna się faktyczny proces smakowania.
Tamara pochyliła się w stronę Craiga i wyszeptała:
– Bez obrazy, ale jeśli o mnie chodzi, to dajcie margaritę.
– Wiem, o czym mówisz. – Craig nawet nie fatygował się, by skosztować tego konkretnego wina. Spróbował już łyczków z trzech czy czterech innych butelek i edukacja ta nie miała zbytniego wpływu na jego początkową, negatywną reakcję. Ani on, ani Tamara nie interesowali się takimi rzeczami. Albo po prostu tego nie kumali. Kogo obchodziło, czy kolor był rubinowy, czy może bardziej w barwę owocu granatu? Jaką to robiło różnicę? Odkąd to kolor jest składnikiem smakowym? Jego zdaniem wszystkie smakowały jednakowo, pomimo tego całego gadania o dominującej nucie oraz wyraźnej podporze tanicznej, cassis (czymkolwiek były) oraz czarnej porzeczki, być może z nutami czekolady, tytoniu i skórzanych siodeł.