Выбрать главу

Shiu?

– Jak twoja dziewczyna ma na imię? – Shiu celował w twarz Craiga Chiurco.

– Tamara.

– Zawołaj ją.

– Nie ma jej tu – powiedział Chiurco.

– Juhle powiedział, że jest.

– Myliłem się – wyjaśnił Juhle.

– Zamknij się, Devin. Rozmawiam z twoim przyjacielem.

– Juhle mówi prawdę, sir. Pomylił się. Zeszła szlakiem z tyłu, gdy on wchodził na górę.

– Zatem obawiam się, że okaże się to bardzo niekorzystne dla ciebie.

– Panie Shiu – odezwała się Carol Manion. – Proszę nie…

– Nie teraz, pani Manion – Shiu nieprzerwanie wpatrywał się w Juhle’a, lecz mówił do Carol. – Jakby pani nie spanikowała i nie porwała Parisi, nawet by nas tu nie było. Ale nie, pani musiała z nią porozmawiać, żeby dowiedzieć się, co ona wie, prawda? I przez to wszystko się spieprzyło. Nie rozumie pani? Jakby zostawiła pani wszystko mnie, nic z tego by się nie wydarzyło. Więc niech mi pani nie mówi, co mam robić. Ja podejmuję decyzje.

– No więc, co pani zrobiła z Parisi? – spytał Juhle. – Nie żyje?

– Prawdopodobnie – odparł Shiu. – Już nie – po czym wrócił do Chiurco. – Zawołaj swoją dziewczynę.

Craig zaczerpnął trochę powietrza i przełknął.

– Powiedziałem już. Nie ma jej tu.

Shiu postąpił szybko krok w przód, spojrzał w dół lufy i pociągnął za spust – wystrzał odbił się echem w całej dolinie. Craig wydał zduszony krzyk i padł na ziemię.

– Tamara! – krzyknął Shiu. – To było ostrzeżenie. Następny będzie w jego głowę. Wyjdź natychmiast.

Krzycząc, Tamara wybiegła zza cienia chäteau do nich, w stronę światła.

– Craig!

Shiu wycelował do Juhle’a, żeby upewnić się, że nadal ma jego uwagę, po czym ponownie odwrócił się do Chiurco. Cofając się, zrobił miejsce, by Tamara podeszła do Craiga. Chłopak podnosił się do pozycji siedzącej, przestraszony, trzymał się za prawe ucho.

– Nie musiał pan tego robić, panie Shiu – Carol Manion, nawykła do wydawania rozkazów, mówiła ostrym tonem. – W końcu by wyszła.

– Nie mamy w końcu, pani Manion. Mamy ją teraz i ona jest już z nami, więc może uznajmy, że mój sposób zakończył się sukcesem.

– Ciesz się, póki możesz – powiedział Juhle. – To twój pierwszy? Sukces, mam na myśli?

– A więc, nie, Devin. Skoro już o tym mówisz, skucie cię twoimi kajdankami, też bym uznał za sukces. Czy też może będzie to zabicie cię z twojego własnego pistoletu?

Shiu pokręcił głową z rozczarowaniem.

– Co? Żadnej błyskotliwej riposty? Nie wiem czemu, ale wciąż oczekuję, że wymyślisz coś trafnego, pasującego do okoliczności. Zaczynam sądzić, że nie masz do tego wystarczającej wyobraźni.

– Biorąc pod uwagę źródło krytyki, to uznam to za komplement. A mówiąc o wyobraźni, co zamierzasz teraz zrobić, skoro masz już nas wszystkich? Zastanowiłeś się nad tym, pieprzony debilu? Myślisz, że zabicie nas wszystkich ujdzie ci na sucho? – Juhle skorzystał z trwającej dynamiki między Shiu i jego szefem. Odwrócił się do Carol Manion. – Co on miał na myśli, że pani zabrała Parisi i ona prawdopodobnie nie żyje? Nie zajął się tym dla pani, tak jak sędzią i Staci? Zakładam, że zapłaciła mu pani za to.

Shiu ponownie podniósł broń.

– Zamknij się, Devin.

Ale do Juhle’a już celowano. Obecne zagrożenie nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia, do tego stopnia, że nawet zachichotał.

– Albo co, Shiu? Albo mnie zastrzelisz tu i teraz. Nie wydaje mi się. Wszystko bym zakrwawił, a nawet ty powinieneś wiedzieć, że pozostawi to ślady. W niektórych okręgach większość gliniarzy jest kompetentna.

Carol Manion złożyła ramiona przed sobą, na twarzy malował jej się wyraźny niepokój.

– Panie Shiu, on ma rację. Nie możemy…

– Wystarczy! Myślę.

Juhle patrzył na matriarchinię.

– Tylko posłuchajcie, jak te trybiki próbują się poruszać – powiedział. – Sam widok aż boli, prawda? – Po czym, zaczynając sobie zdawać sprawę z faktów, dodał: – Wsadziła ją pani do jaskini, gdzie teraz zamknęła pani Hunta.

– Nie chciałam jej zabić – powiedziała pani Manion. – Nie mogłabym nikogo zastrzelić.

– Nie. Sądzę, że nie.

– Razem z George’em i tą zdzirą… chcieli odebrać mi Todda i nagle, nie było innego wyjścia, tylko pan Shiu… ale ja, ja nie planowałam nic przeciw pannie Parisi. A pan Shiu nie mógł… pracował. To był środek dnia.

– Więc pojechała pani po nią, zabrała ją z garażu i przywiozła tutaj?

Carol skinęła.

– Chciała przyjechać. Powiedziałam, że jestem pod wrażeniem jej pracy w telewizji i chciałabym, żeby pracowała dla nas jako prawnik, dla winiarni, że powinna ją zobaczyć. Nie chciałam jej skrzywdzić. Po prostu musiałam się jej pozbyć – spojrzała na stary, rozpadający się budynek. – Burzymy w tym tygodniu stodołę, wie pan? Oczyszczamy cały teren. Ward chce założyć organiczny zielnik. I położyć stiuk nad starą jaskinią, oczywiście. To doprawdy odrażający widok.

– Wystarczy! – powiedział Shiu. – Wszyscy wstawać.

– Nie wydaje mi się – powiedział Juhle. – Albo kończymy tu, albo wcale.

– W porządku, zatem jeśli tak ma być, to niech będzie i tu – podniósł broń.

Carol Manion zakryła dłonią twarz.

– Nie! Nie może pan tego zrobić.

W stodole Hunt zrozumiał, że jego czas się skończył. Podniósł broń, wyciągnął ramię, celując w Shiu.

Ale na podwórzu, postępując w panice krok w stronę zakładników, Carol Manion zasłoniła mu widok. Nie mógł strzelić do Shiu. Ona stała na linii strzału.

Coś się działo z Shiu, choć tego nie widział, i pani Manion zrobiła kolejny krok, wyciągając do niego rękę, i krzyknęła.

– Nie może pan tego zrobić! Hunt usłyszał słowa Shiu.

– Mam cię dość.

Powietrze przeszyła straszliwa eksplozja i Hunt zobaczył, jak ramiona Carol Manion lecą w tył, gdy zatoczyła się i padła na plecy. Tamara krzyknęła. Ale w tym czasie, dosłownie w sekundzie, kiedy Hunt przenosił wzrok z powrotem z miejsca, gdzie upadła Carol Manion, Shiu ponownie się przesunął, tym razem za Juhle’a, znowu zablokowany, z wyciągniętą bronią.

Hunt musiał się natychmiast ruszyć, jeśli chciał mieć jakąkolwiek szansę.

W pośpiechu, by przejść na jedną stronę, nie mając czasu na myślenie ani nic do stracenia, usiłując nie spuszczać wzroku z Shiu i wycelować – Hunt nie zastanawiał się nad wszystkimi narzędziami rolniczymi i gruzem zaśmiecającymi podłogę stodoły, które, jak do tej pory, z taką ostrożnością omijał – kopnął coś metalowego i w tak grobowej ciszy mógł równie dobrze odpalić petardę.

Słysząc hałas, Shiu odwrócił się i bez wahania strzelił dwukrotnie w szczelinę w drzwiach stodoły. Kule uderzyły w drewno po obu stronach. Zaraz oddał kolejną serię strzałów.

Ze stodoły nie padł ani jeden strzał.

Wprawdzie ręce Juhle’a skrępowane były z tyłu, jednak w sekundach rozproszenia spowodowanego strzałami, zdołał się podnieść i zaserwował okrutne uderzenie karate w rękę, w której Shiu trzymał broń, uderzając pistolet i posyłając go ślizgiem w kurz.

– Craig! Tam! – wrzasnął. – Łapcie broń.

Shiu uderzył Juhle’a łokciem w twarz, przewracając go w tył przez przegrodę, po czym obrócił się i kopnął w tej samej chwili, trafiając Chiurco, który wstawał, i posłał go z zamachem Tamarze pod nogi. Ona także padła. Shiu przez chwilę rozglądał się dokoła, zebrał się, odwrócił i schylił po pistolet.

Teraz wreszcie Hunt miał czystą linię strzału, choć do ruchomego celu i ruszył w stronę drzwi naciskając na spust. Dwa, cztery. Wszystkie strzały spudłowane. Widział kurz wzbijający się dokoła nóg jego celu. Shiu, turlając się po ziemi, dotarł do pistoletu Juhle’a i na brzuchu wyciągnął ramiona i oddał dwa strzały w drzwi stodoły. Po pierwszym Hunt krzyknął. Shiu odwrócił się i strzelił w stronę swoich więźniów, aby wybić im z głów jakąkolwiek myśl o ataku.