Выбрать главу

Juhle siedział sam przy stole na zewnątrz, pod parasolem, trzymając w ręku przejrzysty, gazowany napój z lodem. Nie dał po sobie poznać, iż zauważył przyjście Hunta, aż powiedział:

– Nadal kulejesz?

Hunt wysunął sobie krzesło i usiadł.

– Chcesz, to cię postrzelę w nogę i też będziesz miał. Ale mogę spudłować i przestrzelę ci przypadkiem rzepkę.

– Nikt by nie uwierzył, że to był przypadek. Nie po tym strzale, którym położyłeś Shiu. Musiał być tak samo szczęśliwym zbiegiem okoliczności jak ten, przez który ja miałem kłopoty. Nadal nie mogę w to uwierzyć.

– To nie było szczęście, Dev. Powinieneś wiedzieć lepiej niż ktokolwiek inny, że ręka-oko to moja rzecz. Cały czas wiedziałem, co robię. Co pijesz?

– Wodę mineralną.

– Żyjesz na krawędzi.

– Jestem na służbie – odparł Juhle, wzruszając ramionami – a na służbie nie piję. To jeden z bonusów tej pracy. Ale ty się śmiało napij.

– Chyba tak zrobię. Mam dla odmiany kilka wolnych godzin. Może pójdę po lunchu do domu i się zdrzemnę.

– Nadal wszędzie chodzisz?

– Głównie, albo Mickey po mnie przyjeżdża. Nie mogę jeszcze poradzić sobie z cholernym sprzęgłem w cooperze – pojawił się kelner i Hunt zamówił kieliszek beaujolais. Obaj poprosili na lunch różne wariacje przewodniego motywu muszli. Hunt patrzył za odchodzącym kelnerem. – No i – odwrócił się do przyjaciela – mówiłeś, że masz wieści.

– Zgadza się – Juhle napił się wody. – Pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć, że dziś rano zamknęliśmy sprawę Palmera. Oficjalnie.

– Nie martwiłem się o to. W końcu musiało się to stać.

– Może, ale dobrze, że to skończone. To znaczy zamknięte, jakim by nie było, dopóki nie doszliśmy kilku faktów, których nie znaliśmy.

– Takich jak?

– Takich jak pistolet, narzędzie zbrodni. Ten kretyn nawet go nie wyrzucił.

– Gdzie go znaleźliście?

– W garażu, który wynajmował obok swego mieszkania, gdzie stał również jego beemer cabrio – kelner wrócił z winem Hunta i Juhle zamilkł, aż ten ponownie się oddalił. Oparł się o stół i ściszył głos – oraz gotówkę.

– Gotówkę?

– Całe pudło. W tym samym garażu. Dziewięćdziesiąt siedem tysięcy osiemset dolarów.

– Więc zapłaciła mu sto patyków. Zastanawiałem się, jakie są aktualne ceny.

– Tak, ale pamiętaj, że za dwie osoby. Można by trochę oszczędzić, gdyby jednym z celów nie był sędzia federalny.

Hunt spróbował wina, chłonąc jadalnię al fresco nakrapianą plamami słońca.

– Chcesz mi coś powiedzieć?

– Niby co? Że kiedyś byłeś przystojniejszy?

– A ty bystrzejszy. Powiedz mi coś innego.

– Dobra. Co?

– Andrea powiedziała mi, że pani Manion wyznała, że wszystko zaczęło się, gdy w poniedziałek po południu sędzia zadzwonił do niej umówić spotkanie. Moje pytanie zatem: Jak zatrudniasz kogoś do zabicia dwóch osób od ręki? Tak: „A przy okazji, panie Shiu, jak już pan odbierze rzeczy z pralni, mógłby pan wpaść do sędziego Palmera i zastrzelić jego oraz jego dziewczynę?”. No jakoś mi się nie widzi. Juhle podniósł jeden palec.

– Aha! To jest fajne. Nie mówiłem ci?

– No chyba nie.

– Już wcześniej go wyczuła. Ward nam to powiedział. W zeszłym roku mieli problem w domu, jakiś kopnięty koleś stwierdził, że są mu winni pieniądze, albo przynajmniej powinni mu trochę dać, bo mają tak dużo. Coś w tym stylu albo równie głupiego. Tak czy inaczej kilka razy dostał się na teren posiadłości w mieście, a jak sam się przekonałeś, ich ochrona potrafi być stanowcza.

– Co najmniej.

– No więc dorwali go i posłali do diabła, ale wrócił, więc ponownie to samo i tak w kółko. Koleś być generalnie nieszkodliwy, ale zaczynał naprawdę działać im na nerwy. No i raz, kiedy Warda nie ma, podróżuje, koleś pojawia się na podjeździe, gdy Carol wyprowadza samochód, żeby zawieźć Todda do szkoły. I ten startuje do dzieciaka. Dlaczego niby zasłużył na cokolwiek, co posiada? I tak dalej. Ale ewidentnie staje się to dość osobiste i groźne, a Carol decyduje, że chciałaby, żeby ktoś się nim zajął.

– Powiedz, że Shiu go zabił.

– Nie mogę, bo nie zrobił tego. Ale za to zbił go na kwaśne jabłko i porzucił na śmietniku w śródmieściu. W cywilu, przypadkowe pobicie bezdomnego, nie? Żadnych zapisów pewnie, ale Ward zauważył, że koleś się już nie plącze koło domu, więc spytał Carol. A ona mu powiedziała. Więc, gdy Ward poradził sobie z najcięższym szokiem po wydarzeniach minionego miesiąca, przypomniał sobie o tym i nam powiedział.

– Zapłaciła mu?

– Dziesięć tysięcy. Ward sam mu wypłacił jako bonus gwiazdkowy. Ale najistotniejsze jest to, że zadziałało. Koleś nigdy nie wrócił.

– Nie dziwię mu się. Przy takim niegrzecznym potraktowaniu też bym nie wrócił.

Kelner wrócił z jedzeniem i przez kilka minut zajadali się soczystymi małżami – czosnek, śmietana, wino, pietruszka. Cudo.

Po kilku zachwycających minutach Hunt przerwał jedzenie.

– A jak się ma Todd?

– Trzyma się, jak sądzę. Jest z Wardem i nianią.

– Ile lat ma Ward?

– Nie wiem. Siedemdziesiąt? Siedemdziesiąt jeden?

– Chryste. Biedny dzieciak.

– Biedny, bogaty dzieciak, Wyatt. Nie zamartwiałbym się tym. Będą się nim dobrze opiekować. Nie bój się.

Hunt odłożył widelec.

– Nie chcę moralizować czy coś, Dev, ale nie będzie kochany, a to, wiesz, jest najważniejsze.

Juhle wyjmował właśnie mięso, używając jednej z pustych muszli. Wyciągnął kawałek i żuł przez chwilę.

– Tak, ale tak niewielu z nas ma to szczęście – powiedział

– wyłączając tu obecnych, rzecz jasna – po minucie wzdrygnął się. – Przejdzie mu, Wyatt. Większości ludzi przechodzi.

– Za wyjątkiem tych, którym nie przechodzi.

– Zgadza się – powiedział Juhle. – Za wyjątkiem tych.

– Podałbyś mi chleb? Ten sos jest boski, prawda?

Wes Farrell miał T-shirt „Tak wygląda feministka”, a jego dziewczyna Sam Duncan „Picie melisy doprowadza mnie do szału”. Żadne z nich nie zakryło ich ubraniem do pracy, ale prezentowali je otwarcie i dumnie. Taki dzień – kolejna, jedna z nielicznych ciepłych sobót pod koniec lipca.

I to było tego typu przyjęcie w magazynie Hunta.

Świętowali przyznanie De vino wi Juhle’owi tytułu Oficera Roku Policji San Francisco. Miał za sobą oficjalny obiad z elitą policji, rodziną i masą kolegów po fachu u Gino &Carlosa w North Beach, w miniony weekend, ale ta impreza była inna.

W alejce za magazynem Hunt rozstawił grill, a w zlewie w kuchni stała w lodzie beczka piwa Gordon Biersch. Drzwi do garażu z przodu były całkiem otwarte. Sam magazyn od ponad godziny bujał w rytm wszystkiego od Beatlesów i Rolling Stonesów do Toma Petty’ego, Toby’ego Keitha, Jimmy’ego Buffetta, Raya Charlesa. Juhle i jego synowie, Erie i Brendan, grali w kosza razem z Mickeyem, Jasonem i Craigiem. Stawili się ludzie, z którymi Hunt na co dzień pracował, a także ex officio członkowie Klubu Detektywów – Sam, Wes, Jason i Amy – jak również żona Juhle’a, Connie, i ich córka Alexa.

Hunt obracał kiełbaski i przewracał burgery, gdy Connie

– zuchwała i ładna w żółtym letnim wdzianku – podeszła do niego.

– No i gdzie jest sławna Andrea Parisi? – spytała. – Myślałam, że wreszcie ją poznam.