Выбрать главу

Przy wejściu powitał ich ktoś dostojny, obleczony w smoking.

– Zechciejcie pójść za mną, panowie! – polecił bezdyskusyjnie i nawet się nie oglądając majestatycznie ruszył w głąb sali.

W tej chwili kieszeń Gusiewa rozśpiewała się melodyjnym dźwiękiem polifonicznej komórki. Gusiew natychmiast wyjął aparat i pogrążył się w rozmowie, patrząc uważnie pod nogi, żeby się nie potknąć.

– A ona co? – dopytywał się z ciekawością w głosie. – A ty? Nie może być! No, ogromnie się cieszę. Więc kiedy? A czemu nie w „Pradze”? Co z tego, że drogo, ja dopłacę, Miszka, bądź pewien, dla takiej sprawy…

Idący za Gusiewem Waluszek zza pleców przewodnika widział już Pismaka i jego kompana. Przesunął obojętnym spojrzeniem po Szackim – nerwowo wyglądającym mężczyźnie około czterdziestki, z długimi, kręconymi włosami – i skupił się na jakiejś pięknotce, która szczęśliwym trafem siedziała tuż obok. Odwrócił nawet głowę, żeby się jej lepiej przyjrzeć.

– Ale numer! – ryknął nagle Gusiew i roześmiał się znacznie głośniej, niż nakazywały normy zachowań w miejscach publicznych. „Goryle” natychmiast zwrócili nań uwagę, choć Pismak i Szacki rozmawiali w najlepsze. Dwójkę brakarzy dzieliło teraz od nich pięć, najwyżej sześć kroków.

Gusiew rżał jak koń, a goryle wiercili go niechętnymi spojrzeniami. Przeszkadzał ich szefowi w rozmowie. I całkowicie ściągnął na siebie ich uwagę. Waluszek przeżegnał się w duchu. Wyszli na pozycję, czas było zaczynać.

Gusiew wreszcie się zorientował, że jego goryl patrzy nań niczym lew na leżące pośrodku ścieżki guano.

– Och, bardzo przepraszam – zmieszał się szczerze.

Waluszek szybko i sprawnie, jak podczas treningu na strzelnicy, wyrwał igielnik z kabury i wsadził dwie igiełki w wystające zza stołu masywne biodro ochroniarza. Ale Gusiew i tak zdążył zrąbać swojego wcześniej.

„Goryle” powoli osuwali się na podłogę. Waluszek wparł igielnik w pierś Szackiego.

– ASB! – rzucił niegłośno, ale stanowczo.

Szacki natychmiast i bardzo naturalnie zbielał na twarzy.

Z kolei Pismak poczerwieniał jak burak.

– Czemuś trzymał ręce na stole, bałwanie jeden? – zapytał go Gusiew. Dawno już rzucił komórkę na podłogę i teraz ręką przytrzymywał stolik, z którego wciąż jeszcze zsuwał się na podłogę jeden z goryli. Igielnikiem niedbale wymachiwał przy brzuchu Pismaka, nie dając mu żadnej szansy na wzięcie się w garść i wyciągnięcie broni. – A mówili o tobie: „złodziej we własnym prawie, król porwań i wymuszeń”.

– To jakaś głupia pomyłka – odezwał się głucho Pismak. Bandyta mówił z pozamoskiewskim akcentem, choć Waluszek nie umiałby określić, z jakim właściwie.

– Stanowczo protestuję! – odezwał się z godnością Szacki, wczuwając się w swoją rolę. – Jestem producentem filmów, dyrektorem studia… – i nagle go zatkało. Waluszek pojął, w czym rzecz – Szacki poznał Gusiewa.

– ASB! Operacja specjalna! – zagrzmiało od wejścia. – Wszyscy niech zostaną na swoich miejscach. Nic nikomu nie grozi, od tej chwili znajdujecie się państwo pod naszą ochroną!

Postrzelony przez Gusiewa goryl spłynął nareszcie na podłogę, gdzie zajął całą niemal wolną okoliczną przestrzeń, układając się u nóg Pismaka. Była to niebezpieczna gra – ale rozgrywał ją Gusiew, który wszystko sobie musiał przemyśleć.

– Chcesz, to ci powiem, kto cię wydał – zaproponował Pe, zwracając się do bandyty. – Masz ochotę porachować się przed śmiercią ze sprzedajnym mentowskim skurwysynem?

Pismak zamrugał powiekami. Coś tam odbywało się pod stołem, pomiędzy nim i Gusiewem. Najpewniej Pismak poczuł napór wgniatającej mu się w sekretne miejsce „beretty”. Wokół stolika nie działo się nic szczególnego, jedynie napięte twarze i usztywnione grzbiety wskazywały na to, jak klienci restauracyjki przeżywają groźny moment. Po sali spacerowali już nie wiadomo skąd przybyli ludzie z igielnikami w rękach. Wyjścia z restauracji były zamknięte. Kilku barczystych mężczyzn zasłaniało fatalny stolik przed wzrokiem pozostałych gości. Jednym z nich był starszy grupy, który zgodnie z instrukcją powinien był dowodzić z zewnątrz. Obok niego zjawił się stary wyjadacz, który wbił posępne spojrzenie w kark Szackiego.

„A przy podjeździe stoi już «karawan» – pomyślał Waluszek. – Ciekawe, czy dziś powiezie prawdziwe trupy?”

– Zabij tego kudłatego pedała! – półgłosem zażądał od Pismaka Gusiew. – Na razie jeszcze ci na to pozwolę. A potem cię szybko wykończę. Przecież nie chcesz zdychać na katordze?

– A idź ty w chuj!

– Nie wierz mu! – kwiknął Szacki. – Komu wierzysz?!

– Zabijesz go? – nalegał Gusiew.

– Zrób mi laskę, frajerze!

Szacki zaczął się rozglądać, jak zaszczuty królik. Wyglądało na to, że spektakl w reżyserii Gusiewa zupełnie nie przypadł producentowi do gustu.

– No to kładź kopyto na stole. Bardzo powoli.

– A jeb się! Sam sobie weź!

– Szkoda, że oceniłem cię za wysoko – stwierdził beznamiętnie Gusiew.

Waluszek nadal trzymał Szackiego na muszce i nie zdążył się zorientować, co jest grane. A Gusiew po prostu wpakował Pismakowi igłę w brzuch i bandzior natychmiast sflaczał.

Szacki westchnął z ulgą, jak skazaniec, któremu zdjęli z karku sznur.

Jak się okazało, była to ulga przedwczesna.

Gusiew błyskawicznie wyrwał igłę z brzucha Pismaka, wetknął ja sobie w klapę marynarki, szybko wsunął igielnik w kaburę i równie szybko wyjął Pismakowi „makara” zza pazuchy. Potem wysunął spod stołu rękę, w której miał „berettę”. Trzymając oba pistolety w dłoniach, skrzyżował ręce w nadgarstkach, jak to robili z parą „Uzi” wszelkiego rodzaju asy oddziałów specjalnych na zapomnianych już w Związku amerykańskich filmach akcji.

– Co wy… – pisnął przerażony Szacki.

– Panowie, proszę się nie ruszać, ja wszystko bardzo dobrze widzę – uprzedził Gusiew „obu” rozmówców.

I zaczął strzelać.

Szacki dostał dwie kule z „Makara” w okolicę serca i runął na ręce brakarzy. Nieruchomy Pismak został zabity dwoma strzałami z „beretty” w brzuch i środek czoła, a potem Gusiew rzucił broń Pismaka na stół.

W sali rozległy się niezbyt głośne okrzyki i piski kobiet.

– Niechże cię… – zaczął dowódca grupy, ale się rozmyślił i tylko splunął pod nogi.

– Powiedziałem, że wszystko doskonale widziałem. – Gusiew schylił się nad Pismakiem. Nieco oszołomiony i trochę ogłuszony bliskimi wystrzałami Waluszek zrozumiał, że Gusiew robi martwemu bandycie zastrzyk neutralizujący. Za kilkanaście minut nie da się wykryć obecności paralizatora we krwi nieboszczyka. A dziurkę po igle Gusiew usunął, trafiając w nią kulą.