Iwan, sapiąc niczym rozjuszony byk przecisnął się obok Waluszka i usiadł przy Mai, położywszy na stole zaciśnięte pięści o niemal białych knykciach. Maja nalała mu filiżankę i młodzieniec kurczowo przypiął się do napoju.
– A teraz mi powiedz, dlaczego z taką niecierpliwością czekasz na wybrakówkę – zaproponował mu Gusiew.
– Odwal się!
– Na razie nikt cię o nic szczególnego nie oskarża. A może już zdążyłeś coś zmalować?
– A idźże w cholerę!
– Wania… – Maja wzięła młodzika za rękę, ten jednak natychmiast ją cofnął.
– Zostaw, mamo! – rzucił ostro. – Wiesz, co teraz będzie. Dobry i miły wujaszek Pasza zacznie mi wygłaszać pouczenie.
– Aha! – kiwnął głową Gusiew.
– A ja go nie będę słuchać! Zrozumieliście mnie, Gusiew?
– Ojo-joj!
– Nie będę i koniec!
– Będziesz, Wania – odpowiedział Gusiew, który nagle przemówił głosem człowieka absolutnie przeświadczonego o swojej racji. – Będziesz, i to jeszcze jak! Dlatego, mój drogi, żeś troszeczkę się zagalopował w swoim pragnieniu dotarcia do prawdy absolutnej. Pomyliłeś się, Wania. Miałeś prawdę pod nosem, ale ją ominąłeś i wdepnąłeś w okrutne łgarstwa.
– Chcecie powiedzieć, że nic się nie zdarzyło?! – eksplodował wreszcie Iwan. – Że nikt w samym środku Saratowa nie ostrzelał z automatu tramwaju pełnego ludzi? Że nie było dziesięciu zabitych i czternastu rannych?
Waluszek otworzył oczy i wbił zdumione spojrzenie w Gusiewa. O niczym takim nie słyszał. Nie było w tym zresztą nic dziwnego – o takich rzeczach nie mówi się w telewizji. Nikt w ogóle o takich rzeczach nie pisał. Oprócz jednej gazety, „Echa Moskwy”, dla którego każde wydarzenie kryminalne to świetny temat. Głównym zadaniem „Echa” było udowadnianie, że Wybrakówka nie daje sobie rady ze swoją robotą.
– Owszem, wszystko to miało miejsce – stwierdził Gusiew. – A czy wiesz, kto strzelał?.
– Brakarz. Stuknięty brakarz. Taki sam psychol, jak wy wszyscy.
– Wania! – Maja najwyraźniej próbowała powstrzymać młodzieńca, ale tego już poniosło.
– I wy chcecie, żebym o tym nie pisał! – krzyczał Iwan. Krzyczał tak głośno, że za ścianami ucichł stukot klawiszów i gwar głosów. – Rzuciliście cały kraj na kolana! Wypędziliście z niego wszystkich normalnych ludzi! A pozostałych przekształciliście w bydło, które tylko żre i się pieprzy! A teraz już wam odbija, bo nie macie kogo mordować! I chcecie, żebym milczał?! No dalej, zamknijcie mi gębę! Mam to gdzieś, numer jest już na ulicach! Dalej, wygłaszaj swojego „ptaszka”, faszysto!
Nachyliwszy się nad stołem ku Gusiewowi Iwan ryczał coś niezrozumiałego o oprawcach i sadystach, a Waluszek ukradkiem rozpiął kaburę igielnika. Gusiew zaś tylko się krzywił i machał ręką odwróciwszy twarz, jakby chciał powiedzieć, że nie ma powodów do krzyku, bo wszystko doskonale słyszy. Maja targała Iwana za rękaw. Chłopak wreszcie się zmęczył i nastała względna cisza. Gdzieś za ścianą ktoś kaszlnął hałaśliwie i demonstracyjnie, a potem znów rozległ się klekot klawiszy.
– Kto ci powiedział, że to był brakarz? – zapytał Gusiew, wycierając twarz chusteczką do nosa – Iwan niemal zapluł rozmówcę na śmierć.
– A wy oczywiście nie wiecie, kto to był? – łagodnie zapytał Iwan. Jego głos brzmiał tak uprzejmie, że aż obraźliwie.
– Przed godziną jeszcze nie wiedzieliśmy. Jedną chwileczkę. Loszka, daj mi „książkę”.
Waluszek jedną ręką wyciągnął notebook i podał go Gusiewowi. Ten szybko, prawie nie patrząc, podłączył go do transivera, nawiązał łączność i zaczął naciskać klawisze, patrząc uważnie na ekran.
– Nie, Wania, do tej pory nie wiemy – powiedział wreszcie, oddając notebook Waluszkowi.
– Czyli człowiek ze znaczkiem ASB na klapie kurtki rozstrzeliwuje cały tramwaj, a wy nie wiecie, kto to jest?!
– Wania, nie bądź dzieckiem. Zajmij się lepiej onanizmem, co?
Waluszek niepostrzeżenie wyjął pod stołem igielnik i skrycie wymierzył lufę w Iwana. Był święcie przekonany, że teraz obaj z Gusiewem zostaną brutalnie pobici taboretem. W ciasnej kuchni nie za bardzo można się było zamachnąć, Maja zresztą z pewnością chwyciłaby chłopaka za ręce, ale Iwan wyglądał na zbyt silnego, żeby się z nim certować. Waluszek zdążył już sobie wbić do głowy pierwszą zasadę brakarzy – nigdy nie strzelaj bez potrzeby, ale zawsze strzelaj pierwszy. Przekonał się o jej prawdziwości na własnej skórze.
– Wania, wiesz przecież, że on nigdy nie kłamie – powiedziała Maja. Iwan zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem, po którym każda dobra matka otworzyłaby drzwi na oścież i wlepiła synowi pożegnalny policzek. Ale Maja nie była dobrą matką – była z pewnością bardzo dobrą matką. Waluszek spostrzegł przy okazji, że syn zupełnie do niej nie był podobny. „Idę o zakład, że jest synem adoptowanym, a jego prawdziwych rodziców wybrakowano – pomyślał. – Wygląda na melodramat, ale niby dlaczego nie? Tak czy owak, Agencja mieszała się do losów milionów ludzi. Załatwiliśmy co dwudziestego. My. I ja też. Teraz już ja też”.
– Iwan, od dawna ryjesz pod ASB – stwierdził Gusiew bardzo spokojnym głosem. – Wiesz też doskonale, że ja mam w Agencji… eee… szczególną pozycję. Mam swoje kanały informacji i tak dalej. Przy okazji godzi się zauważyć, że właśnie dlatego, przyjacielu, znosisz moje zainteresowanie… pracą waszego wydawnictwa. Ośmielę się też przypomnieć, że wciąż jeszcze nie do końca legalnego. Znosisz mnie, Wania, nie zaprzeczaj. I oto teraz ja chcę cię zapewnić – żadnego z naszych nie brakuje. Zrozumiałeś?
– A na jakiej podstawie, Gusiew, doszliście do wniosku, że ja wam nie wierzę? – zwodniczo łagodnym głosem zapytał Wania.
– Taa… – zaciągnął Gusiew.
– No właśnie. Spróbujmy na chwilkę założyć, że wasze osławione poufne informacje przechodzą przez filtr. Tam, na górze. Na samej górze. I wy, panie Gusiew, po prostu nie wiecie, co się wyrabia w ubóstwianej przez was Agencji. Nie, nie… – Iwan otwartą dłonią powstrzymał zjadliwą replikę, która lada moment powinna była sfrunąć z wykrzywionych pogardliwie warg brakarza. – Nie jestem aż tak zarozumiały w stosunku do „Echa”, żeby uważać, że ten filtr ustawiono ze względu na nas. Wam też mogą mącić w głowie. Właśnie z powodu waszego szczególnego statusu, którym się tak pysznicie, towarzyszu starszy pełnomocniku.
– Rad jestem, że się uspokoiłeś – stwierdził cicho Gusiew. – Bardziej mnie to cieszy, niż fakt, że nie chcesz słuchać moich argumentów.
– To był brakarz – stwierdził ostrym tonem Iwan. – Udowodnijcie, że nie.
– Złapiemy go, to udowodnimy.
– Och, jak już człowieka złapiecie, to możecie udowodnić, co tylko zechcecie.
– Wiesz, Wania, chemia nie kłamie. „Serum prawdy” wynaleziono dostatecznie dawno, żeby nie wątpić w jego skuteczność.