Выбрать главу

– Mówicie ze mną tak… – Gusiew przez chwilę szukał odpowiedniego słowa -…otwarcie.

– Z wami tak. Uważa się, że właśnie wy umiecie patrzeć prawdzie w oczy, nie odwracając wzroku. Z takich właśnie ludzi, sprawdzonych, pewnych i godnych zaufania, myślących o przyszłości kraju i gotowych do przyjęcia na siebie odpowiedzialności za jego losy, będą formowane kierownicze kręgi nowych struktur państwowych. Więc radzę wam, Pawle Aleksandrowiczu – niechże się pan zgodzi. Przyszłość należy właśnie do takich – jak pan to określił – kancelarii. Bezkompromisowa wojna, jaką Agencja prowadziła w przeciągu minionego bez mała dziesięciolecia, zakończyła się naszym całkowitym zwycięstwem. Nadszedł czas, żeby pomyśleć, jak się przystosować do czasów pokojowych. Właśnie teraz trzeba się nad tym bardzo poważnie zastanowić. I podjąć jedyną słuszną decyzję. Potem może być za późno. Rozumiecie?

– Owszem – kiwnął głową Gusiew. – W ostatnim wagonie na południe może się rozpętać bójka o miejsca na półkach.

Dyrektor potarł dłonią podbródek. Gusiew palił i czekał, czy jego ostatnie słowa okażą się dostatecznie przejrzystą aluzją.

– Niezupełnie – odpowiedział dyrektor po krótkim namyśle. – Ja bym to określił nieco bardziej wyraziście. Ale z zastrzeżeniem, że zostanie to między nami. Rozumiecie? Absolutnie. Zresztą nie mnie was uczyć, czym jest tajemnica państwowa. Ale powinniście mnie też zrozumieć – nikt mnie nie upoważnił do podzielenia się nią z wami. Powiedzmy, że to moja własna inicjatywa. Od tego, jakie wyciągniecie wnioski, zależeć będzie…

„No tak – pomyślał Gusiew. – Teraz już wszystko staje się jasne. Teraz rozumiem, dlaczego stary tak wybałuszył na mnie oczy, kiedy go zapytałem o odstrzał brakarzy. On po prostu niczego nie podejrzewa. Jest zbyt ważny i za mało elastyczny, żeby wejść do nowego ugrupowania, które zamierza od nowa podzielić władzę i zakres kompetencji. Ciekawe, czy poważnie zastanowił się nad moimi ostrzeżeniami? Wątpię. Ale tak czy owak, stary piernik zawsze starał się mnie chronić i bronić, nawet gdy niebezpieczeństwo było hipotetyczne. Przecież od razu zaproponował mi opuszczenie kraju. A kiedy zrozumiał, że nie zamierzam uciekać, postanowił mnie choć uratować od przypuszczalnej kuli w łeb i szepnął słówko dyrektorowi. A ten, jak się okazuje, wie znacznie więcej. I teraz na wszelki wypadek zamierza sobie zabezpieczyć dupsko. Na razie nie wiadomo jeszcze, kto weźmie górę w szykującej się kotłowaninie na Kremlu i zapobiegliwy dyrektor zamierza ukryć za pazuchą Pe Gusiewa. Później wzmiankowanego Pe Gusiewa z radością wyda się zwycięskiej stronie.

Ale w jednym dyrektor ma rację – ASB zostanie zlikwidowana. Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść. I bardzo dobrze się stanie. Dość. Jeszcze roczek na trasie i Pe Gusiew zwariuje do szczętu. Czas się wziąć w garść.

Ale zasadnicze pytanie leży gdzie indziej – kto i w jaki sposób zamierza rozwiązać problem ASB? Może rzeczywiście zajrzeć na Kreml i opowiedzieć treść otwartej rozmowy z dyrem? Uprzedzić staruszka, że nie dostrzegł spisku pod swoim nosem? Staruszek ostatnio mocno spuścił z tonu. Ale nie, to bzdury. I tak ostatnio dałem mu do przemyślenia więcej niż trzeba. A sam ma dość możliwości dokopania się do prawdy. Wystarczy puścić tropem samą Agencję. Półgodzinne najzwyklejsze przesłuchanie psychologiczne – i cała prawda wyjdzie na jaw”.

– Co? – zapytał Gusiew, wracając do rzeczywistości. – Co tam mruczycie pod nosem?

Dyrektora zatkało. Nagle stwierdził, że siedzi przed nim zupełnie inny Gusiew, wcale nie ten, który jeszcze przed chwilą kręcił, wytrzeszczał oczy i zachowywał się jak typowy beztroski synuś swojego tatki. Tego prawdziwego Gusiewa znali tylko dranie, których „przechwytywał” na trasie. Dyrektor oczywiście nie wiedział, z kim ma honor i nieprzyjemność. I wcale się go nie spodziewał.

– Mówcie, co mieliście powiedzieć – polecił Gusiew. – No, dalej!

– Eee… – zająknął się dyrektor. – Zapewne. W ogóle to chciałem powiedzieć, że w tym wagonie, jak się wyraziliście… Może się okazać, że jest w nim trochę ciasno. Nie wykluczam też możliwości… że go po prostu odłączą od pociągu.

I spojrzał Gusiewowi w oczy – kryształowo czystym wzrokiem człowieka, który wydusił z siebie tyle prawdy, ile mógł.

Niewiele brakło, a Gusiew by zapytał: „Co wam wiadomo o czasie odjazdu pociągu?”, ale się powstrzymał. To byłoby już przegięciem pały. Dyrektor nigdy by nie poszedł aż na taką szczerość. Sam pewnie zresztą nie znał szczegółów. W ostatniej chwili zadzwonią do niego i polecą: zaczynaj. Wszechmocne ASB zacznie na własną rękę „oczyszczać się” z niebezpiecznych i niereformowalnych weteranów, niezdolnych do „spojrzenia w oczy rzeczywistości”. Agencja sparaliżuje samą siebie, na pewien czas przekształci się w system zamknięty, zbyt zajęty, żeby wykonywać polecenia z zewnątrz.

I w jakikolwiek sposób wpłynąć na to, co się będzie działo dookoła.

A kiedy wszystko się skończy, tych młodych, którzy wyjdą cało z pogromu weteranów, wyśle się do ochrony czegokolwiek – choćby do byłego GUŁAK-u, który stanie się, na przykład „Centroeksportem”, a na drzwiach biur zmienią tylko tabliczki.

A ja, który cały ten czas przesiedzę w gabinecie, zostanę sam jak palec.

Czeka mnie samotność stokroć gorsza od tej, w jakiej żyję teraz.

Przecież nawet mnie nie zabiją – po co mieliby to robić? I nie ześlą, ani nie ukryją.

Człowieka, który tak zręcznie i lekko sprzedał swoich, mądrzej będzie wykorzystać.

I jeszcze pożyję – ale za jaką cenę?

– Jasna sprawa – stwierdził Gusiew. – A ile płacą szefowi oddziału w randze zastępcy dyrektora?

– Nie tak znowu wiele – rozpromienił się dyrektor. – Trzy razy tyle, ile dostajecie na trasie. Ale za to nie ma żadnego ryzyka. Rozumiemy się?

„Co ty tak ciągle: rozumiecie, rozumiemy się… Gorzej niż Myszkin, jak Boga kocham! Tamten choć udaje durnia, a ty nie. Silisz się tylko na wieloznaczność”.

– A w perspektywie… O tym już zresztą mówiłem…

– Bardzo mi się spodobało wasze sformułowanie: „Dać Gusiewowi WSZYSTKO”. – oznajmił Gusiew z miłym uśmiechem. – Wzruszyłem się do głębi.

– A mnie się spodobał wasz postępek – z widoczną ulgą stwierdził dyrektor. Trudne pertraktacje dobiegły końca, zaczęła się zgodna z protokołem rozmowa o wszystkim i niczym, dyrektor dostał, co chciał i był chyba zadowolony. – Orientuję się, dlaczego uparliście się przy swoim. Ten młody śledczy okazał się nad wyraz nieodpowiedzialny i krótkowzroczny.

– No, chwała Bogu, ja młodzieńcem nie jestem. Bywają chwile, kiedy interesy Agencji mijają się nieco z literą prawa.

Niewiele brakowało, a zachwyt dyrektora uniósłby go w powietrze.

– Trzeba stwierdzić przy tej okazji, że nie ja jeden w Centralnym jestem taki… – oznajmił Gusiew.

– Jaki? – sprężył się natychmiast dyrektor.

– Domyślny. I jeżeli was interesuje moje prywatne zdanie…

– Ależ jak najbardziej!

– …to metoda restrukturyzacji naszej firmy – no, ta z odczepieniem ostatniego wagonu – może się okazać pewnym… eee… marnotrawstwem.