Выбрать главу

– Żyjcie! – Gusiew odesłał prowadzonych krótkim machnięciem dłoni. Chłopcy z daleka pozdrowili Irinę ukłonami. A Gusiew wrócił do swej niedawnej rozmówczyni. Irina wzięła go pod rękę i stało się to tak naturalnie, jakby codziennie chodzili razem ze stacji metra do domu. „On pewnie jeździ samochodem. Ciekawe, który należy do niego?” Irina odprowadziła wzrokiem odjeżdżające od trotuaru samochody brakarzy – niski, wtulony jakby w ziemię wiśniowy samochód zagranicznej marki i jakiś osobliwie muskularny i krępy „Żiguli”.

– Długo pracuje pan w ASB? – zapytała Irina. Po prostu tak wypadało. Mogłaby milczeć, i bez tego czuła się z Gusiewem dobrze.

– Długo – westchnął w odpowiedzi. – Zbyt długo. Najwyższy czas zmienić zawód. Tylko jeszcze nie wiem, na jaki. Taki, który mógłby się przydać w Afryce.

– W Afryce?

– A czemu nie? Tu niedługo zrobi się zimno, a ja, wie pani, mam już dość mrozów. Przestałem kochać naszą wieczną zimę.

– Ja też – zgodziła się Irina. – Bez przerwy mam ochotę wyjechać gdzieś, gdzie jest ciepło. Niechby nawet było gorąco. Byleby dalej stąd.

– W obu przypadkach – pani i moim – przyczyną jest nasza praca – stwierdził Gusiew. – Pani widzi w pracy zbyt wielu chorych ludzi. A ja – złych. Mimo woli nastrajamy się wrogo i zaczynamy nienawidzić kraju, w którym żyją tylko dranie, łajdaki, nienormalni i zboczeni. W zasadzie Związek to nie najgorszy kraj. Tylko bardzo chłodny.

– Bardzo chłodny – kiwnęła głową Irina.

Gusiew na chwilę oderwał myśli i wzrok od towarzyszki – naprzeciwko szła bardzo sympatyczna para. Niewysoki, krępy milicjant prowadził za rękę piękną, jasnowłosą sześcio-, może siedmioletnią dziewczynkę. Dziewczynka szczebiotała coś radośnie, a milicjant jak najbardziej poważnie jej potakiwał. Widać było, że rozpływa się z radości i nie wstydzi się pokazać tego całemu światu.

„Klasyczny przykład szczęśliwego ojca – pomyślał Gusiew. – No proszę, jak go radość rozpiera. Czemu ja zawsze bałem się mieć dzieci? Tchórzliwy dureń. Może jeszcze nie jest za późno? Oczywiście, że nie jest! Wyjechać stąd do diabła, ożenić się, postarać o dziecko… Trzeba tylko podjąć decyzję. Choć raz w życiu na coś się zdecydować. Postąpić wreszcie jak mężczyzna. Boże, jak dobrze jest iść obok kobiety, która ci się naprawdę podoba! Chwytaj ją, stary… i choćby do Afryki!”

– Jak pana głowa? – przypomniała sobie Irina.

– Zdążyłem już zapomnieć. Przeszło. Zupełnie. Po prostu jest mi dobrze. Z panią.

– Wie pan… mnie też.

– To wspaniale – stwierdził Gusiew.

Na chwilę się odwrócił, odprowadzając wzrokiem milicjanta i dziewczynkę.

Posterunkowy Muraszkin odwrócił się, posadził sobie Maszeńkę na ramieniu i delikatnie pocałował ją w policzek.

KOMENTARZE

Fakty i liczby – Tło historyczne – Życie społeczne – „Memorandum Ptaszkina” – ASB od wewnątrz – Technika – Personalia

FAKTY I LICZBY

Zgodnie z danymi Archiwum Pamięci Zarządu Głównego Obozów i Kolonii Katorżniczych w okresie od 2001 do 2009 roku w systemie GUŁAK odbywało kary za przestępstwa przeciwko ekonomice kraju i przeciwko osobom indywidualnym 15 864 502 obywateli Związku Słowiańskiego. Nieco ponad półtora miliona katorżników doczekało złagodzenia kar i wróciło do domów, albo zostało przeniesionych „na odsiadkę” do obozów o zwykłym reżimie.

Czystkę w zasadzie przeprowadzono wśród mieszkańców dużych miast będących ośrodkami przemysłu i kultury. Wybrakówka dość mizernie przetrzepała niewielkie miasteczka, w których oddziały ASB pełniły rolę publicznych straszydeł, i prawie w ogóle nie tknęła ludności wiejskiej. Ale mimo to podczas pierwszych lat po uformowaniu ASB na terytorium całego kraju zaobserwowano lawinowy spadek liczby odnotowanych przestępstw, w tym także należących do kategorii niepodlegających kompetencjom Agencji.

Oczywiście liczba pozbawionych wolności w całym kraju była znacznie wyższa i wielu z tych, którzy trafili do „zwyczajnych” rządowych zakładów karnych odsiadywało znacznie dłuższe wyroki – na przykład za kradzież samochodów, posiadanie broni, albo włamania do mieszkań. Jedna tylko przymusowa demilitaryzacja republik kaukaskich stworzyła gigantyczne „czarne strefy”. Należałoby też uwzględnić ogromną liczbę ludzi pozamykanych w tak zwanych „obozach leczenia pracą”, do których kierowano alkoholików i narkomanów. Oprócz tego aktywnie zapełniano internaty dla bezdomnych dzieci i „kolonie profilaktyczne” dla osób niepełnoletnich, które w ten czy inny sposób naruszyły prawo. Praktycznie można uznać, że w wymienionym okresie co dziesiąty obywatel Związku wbrew swojej woli był osadzony w jakimś zakładzie o reżimie koszarowo-obozowym.

Mimo wszystko ludzie z tych obozów i kolonii wracali. Z katorgi ASB – nie. Tam trafiano na zawsze i tylko bardzo nielicznym – jak już zaznaczyliśmy – udało się wrócić do normalnego życia. I co charakterystyczne – społeczeństwo przyjmowało ich bez szczególnego zachwytu. Piętno „wroga narodu”, noszone nawet przez człowieka złamanego fizycznie i psychicznie, okazało się trwałe i niezmywalne.

Polityka „silnej ręki”, poparta okrutnym naciskiem na społeczną świadomość, spowodowała też powstanie pewnych efektów ubocznych. Nawet w Moskwie, mieście tradycyjnie rześkim i rozwijającym się bardzo dynamicznie, złamano kardynalnie rytm życia. I podkreślone już w pierwszym rozdziale wszechobecne idylliczne lenistwo i marazm były tylko powierzchowną oznaką tego, jak głęboko wtargnęły władze w codzienne życie przeciętnego obywatela.

TŁO HISTORYCZNE

Liczne badania socjologiczne, przeprowadzone w Rosji pod koniec XX wieku, wyjawiły następującą prawidłowość. Praktycznie sto procent społeczeństwa gotowe było przychylnie powitać władzę, która zaprowadzi w kraju jakiś umowny PORZĄDEK. I jak zwykle ludzie rozumieli pod tym pojęciem nieskomplikowane w formie, ale trudne w realizacji ideały, które urzeczywistnić mógł tylko silny rząd, cieszący się ogólnonarodowym poparciem. Jednocześnie – paradoksalne, ale prawdziwe – ponad 70% badanych nie godziło się na ograniczenie swoich swobód obywatelskich dla osiągnięcia tego umownego PORZĄDKU. Ludzie chcieli, żeby w sklepach był dostatek towarów, a urlop można było spędzać w zagranicznych ośrodkach wypoczynkowych, i żeby nikt w jakikolwiek sposób nie ograniczał ich wolności. Te niewątpliwe osiągnięcia aktualnej władzy zdążyli ocenić jak należy i nie zamierzali się z nimi rozstawać. Po prostu wydało im się dziwne, że te zewnętrzne atrybuty demokracji w jakiś zagadkowy sposób wiążą się z rozwojem bandytyzmu, rosnącym bezrobociem, gwałtownymi kryzysami finansowymi i tym, że bogaci coraz bardziej się bogacą, a biedni coraz szybciej osuwająsię w otchłań nędzy. Liczne ciosy w rodzącą się dopiero klasę średnią, która mogłaby się stać prawdziwym gwarantem stabilności społecznej, skomplikowały tylko stan rzeczy, uszczupliwszy „strefę lojalności” o najbardziej utalentowanych i pracowitych. W praktyce na przełomie wieków cała Rosja czekała na jedno – na CUD.

Cud ten powinien był zawierać trzy elementy. Po pierwsze – wyraźne określenie, kto jest winien fatalnego stanu rzeczy. Po drugie – wyraźne stwierdzenie, co trzeba zrobić, żeby z tego stanu rzeczy wydobyć się raz i na zawsze. I po trzecie – ZROBIĆ TO!

Samozwańczy Rząd Zaufania Narodowego, który zdobył władzę w rezultacie „puczu styczniowego”, zaczął od głoszenia wszystkich koniecznych w takim przypadku haseł. W odróżnieniu jednak od poprzednich ekip rządzących, RZN był klasycznąjuntą – z tą tylko różnicą, że jego jądro składało się nie z wojskowych, a z wyższych oficerów służb specjalnych. Dlatego wszelkie swoje hasła RZN mógł poprzeć realną siłą. I siła ta była na tyle przekonująca, że poddali się jej z szacunkiem nie tylko Rosjanie, ale i światowa opinia publiczna, która w początkowym okresie zagroziła prawie Rosji interwencją.

Hasła RZN były zaskakująco proste i trafnie dobrane. Po pierwsze – zlikwidować przestępczość na poziomie podstawowym. Po drugie – zwrócić zagrabione mienie do skarbu państwa i stworzyć takie warunki, żeby pieniądze nigdy już nie wypływały za granicę w sposób niekontrolowany. Po trzecie – stanowczymi metodami przeprowadzić sanację narodu. I najważniejsze – RZN stanowczo oznajmił wszem i wobec: „Szanujemy każdego uczciwego obywatela i sprawimy, że nigdy już nie będzie się musiał niczego bać”.