Выбрать главу

Sińce wygoiły się z czasem. Psychicznego urazu Jackson nie pozbył się do tej pory, a gniew, jaki się w nim tlił, zdawał się narastać z każdym rokiem, i niewiele już brakowałoby syn przewyższył pod tym względem ojca.

Jackson zdawał sobie sprawę, że innym cała sprawa mogła się wydawać banalna. Straciłeś fortunę? I co z tego? Pies z nią tańcował! Ale Jackson tak nie myślał. Tyle lat żył w przekonaniu, że czekają na niego pieniądze, które pozwolą mu się uwolnić spod tyranii ojca. Kiedy ta hołubiona długo nadzieja raptem prysła, coś w nim pękło. Ukradziono mu jego własność i zrobił to człowiek, po którym najmniej by się tego spodziewał, człowiek, który powinien kochać swego syna i życzyć mu jak najlepiej, szanować go, chronić. I nie dość że pozostał z ogołoconym kontem bankowym, to jeszcze spadł na niego grad przepełnionych nienawiścią razów szaleńca. Jackson przyjął te ciosy z podniesionym czołem. Nie uchylił się przed żadnym. Ale poprzysiągł sobie wtedy, że więcej nie pozwoli się już uderzyć.

Ojciec Jacksona zmarł nagle. Rodzice co dnia zabijają bez żadnego powodu swoje dzieci. Dzieci zaś uśmiercają rodziców bardzo rzadko, i to przeważnie z uzasadnionego powodu. Refleksja ta wywołała uśmiech na usta Jacksona. Był to rezultat jednego z jego pierwszych eksperymentów chemicznych. Preparat zaaplikowany w ukochanej szkockiej ojca wywołał pęknięcie tętniaka mózgu. I tak to się zaczęło.

Kiedy zbrodnię taką jak morderstwo popełnia ktoś o przeciętnym lub niższym od przeciętnego ilorazie inteligencji, czyni to zwykle nieporadnie, bez długofalowego planowania i stosownych przygotowań. Kończy się to zazwyczaj szybkim aresztowaniem i wyrokiem. Ludzie inteligentni popełniają poważne przestępstwa po ułożeniu szczegółowego planu, długich przygotowaniach, wielu sesjach umysłowej gimnastyki. Tutaj aresztowania należą do rzadkości, a jeszcze rzadziej zapadają wyroki skazujące. Jackson należał zdecydowanie do tej drugiej kategorii.

Na niego, jako najstarszego z rodzeństwa, spadał obowiązek odtworzenia roztrwonionej przez ojca fortuny. Najpierw ukończył z wyróżnieniem college, potem prestiżowy uniwersytet, uzyskał dyplom, a następnie mozolnie począł odgrzewać stare rodzinne koneksje, do wygaśnięcia bowiem tych tlących się jeszcze iskierek nie wolno było dopuścić, jeśli długofalowy plan Jacksona miał się powieść. Lata te poświęcił na rozwijanie rozmaitych umiejętności, zarówno fizycznych, jak i mentalnych, niezbędnych do urzeczywistnienia marzeń o bogactwie oraz władzy, którą ono daje. Ciało miał równie wyćwiczone i silne, jak umysł, oba zaś precyzyjnie zbalansowane. Żeby jednak nie pójść w ślady ojca, postawił sobie o wiele ambitniejszy cel! Będzie realizował swoje zamierzenia, pozostając przez cały czas w cieniu. Pomimo miłości do aktorstwa, w odróżnieniu od rozpolitykowanego ojca, będzie działał przy opuszczonej kurtynie. Widownia składająca się tylko z niego samego w zupełności go satysfakcjonowała.

I tak, choć w niezbyt legalny sposób, zbudował swoje niewidzialne imperium. Jechać, dokąd się chce, robić, co się chce. Maksyma ta odnosiła się nie tylko do jego podopiecznych.

Uśmiechnął się i wyszedł z charakteryzatorni.

Jackson miał młodsze rodzeństwo – brata i siostrę. Brat odziedziczył po ojcu złe przywary i w konsekwencji oczekiwał od świata tego, co najlepsze, nie oferując nic wartościowego w zamian. Jackson dał mu tyle pieniędzy, by mógł żyć w komforcie, dalekim jednak od luksusu. Jeśli przetrwoni te pieniądze, więcej nie dostanie. Dla niego ta studnia wyschła. Inaczej było z siostrą. Jackson troszczył się o nią bardzo, chociaż kochała starego ślepą miłością, jaką córki darzą często ojców. Jackson zapewnił jej dostatnie życie, ale nigdy nie odwiedzał. Nie pozwalał mu na to brak czasu. Jeden wieczór spędzał w Hongkongu, by następnego bawić już w Londynie. Ponadto wizyty u siostry pociągałyby za sobą konieczność prowadzenia konwersacji, a on nie chciał jej okłamywać, gdyby spytała, z czego czerpie dochody. Nie miał najmniejszego zamiaru wciągać jej w swój światek. Niech żyje w luksusie i błogiej nieświadomości, szukając sobie kogoś, kto zastąpi jej ojca, którego uważała za tak dobrego i szlachetnego.

Tak czy inaczej, Jackson dbał o swoją rodzinę. Pod tym względem nie można mu było niczego zarzucić. Nie był taki jak ojciec. Po ojcu pozostawił sobie jedną pamiątkę, przybrane nazwisko, którego używał we wszystkich swoich przedsięwzięciach: Jackson. Ojciec miał na imię Jack. I on, chce tego, czy nie, na zawsze pozostanie synem Jacka – Jacksonem.

Przystanął przy oknie i popatrzył na Nowy Jork w zapadającym zmierzchu. Wychowywał się w tym mieszkaniu, chociaż po wykupieniu go kazał całkowicie przebudować wnętrze i zmienić wystrój. Oficjalnie była to modernizacja lokalu i przystosowanie go do szczególnych potrzeb nowego właściciela. Ale w rzeczywistości zrobił to, by zatrzeć, na ile się da, przeszłość. To dystansowanie się od przeszłości rozciągało się nie tylko na otoczenie fizyczne. Ilekroć się charakteryzował, w efekcie ukrywał samego siebie, osobę, której ojciec nigdy nie uznał za godną swojego szacunku ani miłości. Związany z tym uraz psychiczny nigdy miał nie ulec całkowitemu wymazaniu. Prawda była taka, że w każdym zakamarku apartamentu czaiły się bolesne wspomnienia. Ale Jackson dawno już doszedł do wniosku, że może to i dobrze. Ból potrafił cudownie motywować.

Wjeżdżał do swojej nadbudówki na dachu i opuszczał ją prywatną windą. Wstępu nie miał tam pod żadnym pozorem nikt. Wszelką pocztę i inne przesyłki zostawiano mu na portierni, ale nie było tego wiele. Większość interesów załatwiał za pośrednictwem telefonu, modemu komputerowego i faksu. Sprzątał sam, ale ponieważ dużo podróżował i żył po spartańsku, nie było to zajęcie czasochłonne i stanowiło naprawdę niską cenę za absolutną prywatność.

Na wypadek urzeczywistnienia się najgorszego scenariusza, czyli odwiedzin policji, Jackson stworzył sobie fałszywą osobowość i przybierał ją, ilekroć opuszczał swój apartament. Horace Parker, stary portier pozdrawiający teraz Jacksona codziennie w holu budynku, był tym samym człowiekiem, który przed laty, również codziennie, salutował grzecznemu, nieśmiałemu chłopcu ściskającemu kurczowo rękę matki. Rodzina Jacksona wyprowadziła się z Nowego Jorku, kiedy na ojca przyszły ciężkie czasy. Jackson był wtedy nastolatkiem, tak więc Parker, ujrzawszy go po latach, przyjął, że zmiana, jaka zaszła w jego wyglądzie, to wynik zmężnienia. Teraz, kiedy ten fałszywy wizerunek utrwalił się w świadomości ludzi, Jackson był już pewien, że nikt go nigdy nie zidentyfikuje.

Jackson, słysząc z ust Horace’a Parkera swoje imię, czuł zadowolenie i niepokój zarazem. Żonglowanie tyloma tożsamościami nie należało do zadań łatwych i Jackson często przyłapywał się na tym, że nie reaguje na dźwięk swojego prawdziwego nazwiska. Jednak od czasu do czasu przyjemnie było stać się sobą, ponieważ stanowiło to swego rodzaju ucieczkę od rzeczywistości i pozwalało się zrelaksować i spokojnie pomyśleć. Ale bez względu na to, którą osobowość aktualnie przybierał, nigdy nie zaniedbywał interesów. One były zawsze na pierwszym miejscu. Okazje zdarzały się bez przerwy, a on wszystkie je wykorzystywał.

Dysponując takimi nieograniczonymi możliwościami, od dziesięciu lat traktował świat jako swoje kasyno gry, a efekty jego manipulacji dawały się odczuć na rynkach finansowych i w sytuacji politycznej krajów na całym globie. Jego pieniądze zasilały przedsięwzięcia równie zróżnicowane jak jego tożsamości, od ruchów partyzanckich w krajach Trzeciego Świata po spekulowanie na rynkach metali szlachetnych w świecie uprzemysłowionym. Jeśli ktoś potrafił modelować w ten sposób wydarzenia na świecie, to tym bardziej potrafił czerpać ogromne zyski z operacji przeprowadzanych na rynkach finansowych. Po co ryzykować na giełdzie, skoro można manipulować samymi mechanizmami, które nią rządzą, i dzięki temu wiedzieć zawczasu, w którą stronę wiatr powieje? Przewidywalność i logika; kontrolowane ryzyko. Uwielbiał takie sytuacje.

Nie stronił też od filantropii. Przeznaczał wielkie sumy na szczytne cele we wszystkich zakątkach świata. Ale i w tym wypadku żądał pełnej kontroli nad owymi funduszami, wychodząc z założenia, że on najlepiej potrafi je zagospodarować. W grę wchodziły tak ogromne pieniądze, że ani razu mu nie odmówiono. Nigdy nie pojawił się na żadnej liście najbogatszych ani nie piastował żadnego politycznego urzędu. Nigdy nie przeprowadziło z nim wywiadu żadne czasopismo finansowe. Z niebywałą łatwością przerzucał się z jednej pasji na inną. Nie wyobrażał sobie idealniejszej egzystencji, chociaż przyznać musiał, że nawet te globalne szarady stawały się ostatnio coraz bardziej nużące. W jego rozlicznych przedsięwzięciach górę zaczynała brać rutyna i rozglądał się już za jakimś nowym wyzwaniem, które zaspokoiłoby jego rosnący wciąż apetyt na przygodę, na skrajne ryzyko. Pragnął znowu sprawdzać swoje predyspozycje do kierowania, dominacji i wreszcie przetrwania.

Wszedł do mniejszego pomieszczenia zastawionego od podłogi po sufit sprzętem komputerowym. Znajdowało się tu jego centrum operacyjne. Płaskie ekrany informowały go na bieżąco o stanie interesów, jakie prowadził na całym świecie. Tutaj ściągane było, katalogowane, a w końcu analizowane przez niego wszystko, od notowań giełdowych poprzez sytuację na rynkach transakcji terminowych po serwisy informacyjne z ostatniej chwili.