Выбрать главу

– Tak, wygrałam.

– I czego chce od ciebie ten Donovan? Żebyś mu opowiedziała o zabójstwie?

– Między innymi.

– I czego jeszcze? – naciskał.

Znowu rozdzwoniły się dzwoneczki alarmowe i tym razem zatroskana mina Riggsa ich nie uciszyła. LuAnn wstała.

– Na mnie już pora.

– Siadaj, LuAnn. Porozmawiajmy.

– Powiedziałam już chyba więcej, niż powinnam.

Riggs wiedział o wiele więcej, niż mu powiedziała, ale chciał to teraz usłyszeć od niej. Jego informator spytał naturalnie, czemu LuAnn tak go interesuje. Skłamał. No, prawie. Nie zamierzał wydawać LuAnn, przynajmniej jeszcze nie teraz. Miał wiele powodów, by jej nie ufać. A jednak ufał. Wierzył jej.

– LuAnn – zawołał za nią, kiedy sięgała do gałki u drzwi – jeśli zmienisz zdanie, czekam tu na ciebie.

Nie spojrzała na niego. Bała się, że jeśli to uczyni, coś w niej pęknie i wyzna mu wszystko. Potrzebowała jego pomocy, tak chciała znowu się z nim kochać. Po latach mistyfikacji, kłamstw i uciekania, życia w ciągłym strachu przed zdemaskowaniem – tęskniła za pieszczotą, za miłością.

Riggs odprowadzał wzrokiem oddalające się BMW. Kiedy samochód zniknął mu z oczu, odwrócił się i pomaszerował z powrotem do swojego gabinetu. Wiedział, że po jego telefonie z prośbą o informacje na temat LuAnn Tyler, federalni przyślą do Charlottesville swoich agentów albo zlecą zajęcie się sprawą lokalnemu oddziałowi FBI. Ale zanim do tego dojdzie, będą musieli przeskoczyć kilka biurokratycznych barier, a to ze względu na jego specjalny status. Miał trochę czasu, ale niezbyt wiele. Kiedy do akcji wkroczą chłopcy z Biura, będzie po LuAnn Tyler. W ciągu kilku dni rozerwą tkaną misternie latami kurtynę, za którą usiłowała się skryć. Riggs, pomimo tego, co wiedział o tej kobiecie, nie mógł do takiej sytuacji dopuścić. Znał się na ludziach, potrafił odróżniać dobrych od złych. Dawno już doszedł do wniosku, że LuAnn należy do tych pierwszych. Chociaż nie chciała jego pomocy, on jej pomoże. Najwyraźniej miała powiązania z jakimiś bardzo niebezpiecznymi ludźmi. W tym momencie uświadomił sobie, że on też.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY TRZECI

LuAnn późno wróciła do siebie. Służby już nie zastała, Sally Beecham miała się zjawić dopiero nazajutrz. Weszła do domu przez garaż, wprowadziła kod do systemu alarmowego, rzuciła na krzesło w kuchni płaszcz i torebkę. Po chwili namysłu postanowiła wziąć prysznic. Miała wiele rzeczy do przemyślenia.

Jackson, klęczący w krzakach na skraju rozległego trawnika od strony garażu, spojrzał z uśmiechem na wyświetlacz małego, mieszczącego się w dłoni przyrządu. Widniało tam sześć cyfr składających się na kod dostępu do domowego systemu alarmowego LuAnn. Skaner wychwycił impulsy elektryczne wyemitowane podczas wprowadzania tego kodu przez LuAnn, a następnie je rozszyfrował. Dysponując tym kodem, Jackson mógł wejść do domu i wyjść z niego o każdej porze dnia i nocy.

Kiedy wsiadał do wynajętego samochodu, zabrzęczał telefon komórkowy. Uniósł go do ucha i słuchał przez kilka minut. Charlie z Lisa zatrzymali się w motelu pod Gettysburgiem. Prawdopodobnie ruszą wkrótce w dalszą drogę. LuAnn starała się wyekspediować córkę jak najdalej od niego. Charlie był tam tylko w charakterze eskorty. Jeśli dojdzie co do czego, dobrze wiedzieć, że Lisa jest piętą achillesową LuAnn.

LuAnn obserwowała z okna swojej sypialni postać posuwającą się wzdłuż linii drzew w kierunku głównej szosy. Skradające się, zwierzęco precyzyjne ruchy. Sama nie wiedziała, co kazało jej podejść do okna akurat w tym momencie. Nie przestraszyła się ani nie zdziwiła, ujrzawszy schodzącego ze wzgórza Jacksona. Spodziewała się go tutaj. Po co konkretnie przyszedł i jak długo obserwował dom, nie wiedziała, ale nie ulegało już wątpliwości, że znalazła się w centrum jego zainteresowania. A znaleźć się w centrum zainteresowania tego człowieka to jak stanąć nad grobem. Zaciągnęła szczelnie zasłony i usiadła na łóżku. Ogromny dom wydał jej się zimny i straszny, jak jakieś olbrzymie mauzoleum, w którym zaraz wydarzy się coś przerażającego.

Czy Lisa naprawdę jest bezpieczna, czy znajduje się poza zasięgiem tego człowieka? Odpowiedź na to pytanie była tak oczywista, że udzieliwszy jej sobie, zmartwiała.

„Ja mogę wszystko, LuAnn”.

Przypomniały jej się te kpiące, wypowiedziane przed laty słowa i zadrżała. Riggs miał rację, nie upora się z tym sama. Nie poradzi sobie bez jego pomocy. Było jej już wszystko jedno, czy robi dobrze, czy źle. Musiała zdobyć się na jakieś działanie. Zerwała się z łóżka, chwyciła kluczyki od samochodu, wpadła do ściennej szafy, otworzyła stojącą tam na półce kasetę i schowała do torebki naładowane, niklowane magnum czterdzieści cztery. Potem zbiegła po schodach do garażu. W chwilę później BMW pędziło już szosą.

Riggs usłyszał podjeżdżający i zatrzymujący się obok garażu samochód. Wyjrzał przez okno swojego pokoiku nad stodołą i zobaczył LuAnn. Szła w kierunku domu, ale w połowie drogi, jakby wyczuwając jego obecność, zatrzymała się i spojrzała na stodołę. Spotkały się ich spojrzenia. Niedługo potem siedziała już naprzeciwko, grzejąc dłonie nad piecykiem.

Tym razem Riggs zaczął prosto z mostu.

– Loteria była ustawiona, prawda? Wiedziałaś z góry, że wygrasz?

LuAnn znieruchomiała, ale zaraz odetchnęła z ulgą.

– Tak. – Wypowiadając to jedno słowo, odniosła wrażenie, że wyparowuje nagle ostatnie dziesięć lat jej życia. Było to oczyszczające uczucie. – Jak do tego doszedłeś?

– Z małą pomocą przyjaciół.

LuAnn zjeżyła się i wstała powoli. Popełniła właśnie największy w życiu błąd.

Riggs zauważył jej konsternację i uniósł dłoń.

– Na razie wiem o tym tylko ja – powiedział najspokojniej, jak potrafił. – Poskładałem w całość informacje pozbierane z różnych źródeł i strzeliłem na ślepo. – Po chwili wahania dorzucił: – Podłożyłem też pluskwę w twoim samochodzie. Słyszałem od początku do końca twoją rozmowę z Donovanem.

– Kim ty, u diabła, jesteś?! – wysyczała LuAnn i nie spuszczając z niego wzroku, namacała zatrzask torebki, w której spoczywał pistolet.

Riggs patrzył jej w oczy.

– Kimś bardzo do ciebie podobnym – odparł ku jej zaskoczeniu. Zmroziły ją te słowa. Riggs wstał, wsunął ręce w kieszenie, oparł się o półkę z książkami i zapatrzył na kołyszące się na wietrze drzewa za oknem. – Moja przeszłość okryta jest tajemnicą, a obecne życie to mistyfikacja. – Spojrzał na nią. – Oszukuję. Ale w słusznej sprawie. – Uniósł brwi. – Jak ty.

LuAnn przeszedł dreszcz. Nogi się pod nią ugięły. Usiadła na podłodze, tam gdzie stała. Riggs ukląkł przed nią i wziął ją za rękę.

– Czasu mamy niewiele, nie będę więc owijał w bawełnę. Przeprowadziłem wywiad na twój temat. Zrobiłem to dyskretnie, ale mimo wszystko należy się spodziewać reakcji. Jesteś gotowa mnie wysłuchać?

LuAnn przełknęła z trudem ślinę i kiwnęła głową. Strach znikł z jej oczu, zastąpił go tam niczym niezmącony spokój.

– FBI interesuje się tobą od dnia, kiedy uciekłaś z kraju. Sprawę odłożono na jakiś czas na półkę, ale jej nie umorzono. Wiedzą, że gdzieś tam jesteś, może nawet wiedzą, jak wygrałaś, ale nie wiedzą gdzie i nie potrafią niczego dowieść.

– Jeśli podłożyłeś pluskwę w moim samochodzie, to musiałeś wiedzieć, że Donovan do niego wsiądzie.

Riggs kiwnął głową i pomógł jej wstać. Usiedli ramię w ramię na kanapie.

– Bankructwa. Bardzo sprytne. Federalni jeszcze na to nie wpadli. Wiesz, jak to się odbywało?

LuAnn pokręciła głową.

– Czy stoi za tym jakaś grapa ludzi, jakaś organizacja? Donovan twierdzi, że rząd. Tylko mi nie mów, że ma rację. To by było zbyt skomplikowane.

– To nie rząd. – LuAnn mówiła teraz spokojnie, choć na jej twarzy błąkał się jeszcze strach wywołany wyjściem na jaw długo skrywanych tajemnic. – O ile mi wiadomo, stoi za tym jedna osoba.

Riggs popatrzył na nią z niedowierzaniem.

– Jedna osoba? Niemożliwe.

– Ma współpracowników, dwóch nawet znam, ale mózgiem jest na pewno on.

– Czy jednym z tych ludzi był Charlie?

LuAnn znowu drgnęła.

– Skąd to przypuszczenie?

Riggs wzruszył ramionami.

– Ta historia z wujkiem jest trochę naciągana. Zauważyłem też, że nie macie przed sobą tajemnic. Sprawdzając ciebie, nie natknąłem się na żadną wzmiankę o jakimkolwiek wujku, przyjąłem więc, że pojawił się na scenie po tym przekręcie z loterią.

– Nie odpowiem na to pytanie. – Ani myślała obciążać Charliego.

– Rozumiem. A ten „mózg”? Co możesz mi o nim powiedzieć?

– Każe siebie nazywać Jacksonem. – LuAnn urwała nagle, dziwiąc się samej sobie, że to mówi. Wypowiadając jego nazwisko, zamknęła oczy i wyobraziła sobie, co Jackson zrobiłby z nią, z nimi wszystkimi, gdyby się dowiedział, co tu właśnie ujawnia. Obejrzała się instynktownie przez ramię.

Riggs ścisnął ją za rękę.

– Nie jesteś już sama, LuAnn. Z jego strony nic ci teraz nie grozi.

O mało nie parsknęła śmiechem.

– Matthew, będziemy mieli niebywale szczęście, jeśli on zabije nas od razu, bez tortur.

Riggs poczuł, jak drży jej ręka. Zaniepokoiło go to, bo wiedział przecież, że jest silna i odważna.

– Może poczujesz się lepiej, kiedy ci powiem, że miewałem swego czasu do czynienia z rozmaitymi typami spod ciemnej gwiazdy i jakoś żyję. Każdy ma swoje słabe strony.

– Tak, to prawda – bąknęła bez przekonania LuAnn.

– Jeśli chcesz czekać z założonymi rękami, aż cię zabije, to proszę bardzo – ofuknął ją Riggs. – Ale nie potrafię zrozumieć, jak to może pomóc Lisie. Jeśli ten facet jest tak bezwzględny, jak twierdzisz, to myślisz, że zostawi ją w spokoju?

– Ona o niczym nie wie.