Выбрать главу

Złożyli zamówienie i Riggs wyciągnął gazetę. Nie odezwał się słowem, dopóki LuAnn nie przeczytała całego artykułu.

– Boże!

– Donovan źle zrobił, że cię nie posłuchał.

– Myślisz, że Jackson go zabił?

Riggs kiwnął posępnie głową.

– Prawdopodobnie wciągnął go w pułapkę. Kazał tej Reynolds zadzwonić do niego i zwabić do siebie obietnicą, że wszystko mu wyśpiewa. Dochodzi do spotkania, Jackson wkracza i załatwia oboje w taki sposób, że podejrzenie pada na Donovana.

LuAnn ukryła twarz w dłoniach. Riggs dotknął lekko jej dłoni.

– Hej, Lu Ann, przecież próbowałaś go ostrzec. Nic więcej nie mogłaś zrobić.

– Mogłam dziesięć lat temu odmówić Jacksonowi. Wtedy by do tego nie doszło.

– Tak, ale gdybyś to zrobiła, on z miejsca by cię wykończył.

LuAnn otarła oczy rękawem.

– No i mam teraz ten wspaniały układ z FBI, który w moim imieniu wynegocjowałeś, a żeby wszedł w życie, wystarczy tylko złapać w sieć Lucyfera. – Upiła łyk kawy. – Raczyłbyś mi powiedzieć, jak my tego dokonamy?

Riggs odłożył gazetę.

– Jak się pewnie domyślasz, sporo się już nad tym zastanawiałem. Problem polega na tym, że nie wolno nam się uciekać ani do zbyt prostych, ani do zbyt wyrafinowanych sposobów. W obu wypadkach zwęszy pułapkę.

– Wątpię, czy zechce się jeszcze ze mną spotkać.

– Nie, tylko nie to. Nie przyszedłby, lecz przysłałby kogoś, żeby cię zabił. To zbyt niebezpieczne.

– Nie zauważyłeś jeszcze, że nie mogę żyć bez niebezpieczeństw, Matthew. Gdyby nie one, nie wiedziałabym, co ze sobą robić. No dobrze, spotkanie odpada. Co dalej?

– Jak już powiedziałem, gdyby udało się nam ustalić, kim w rzeczywistości jest, namierzyć go, to mielibyśmy ułatwione zadanie. – Riggs urwał, bo do stolika podeszła kelnerka z zamówieniami. Kiedy się oddaliła, wziął kanapkę i jedząc, podjął: – Nie przypominasz sobie czegoś w związku z tym facetem? Czegoś, co skierowałoby nas od razu na właściwe tory?

– Jest zawsze ucharakteryzowany.

– A dokumenty finansowe, które od niego dostawałaś?

– Przysyłała mi je jakaś szwajcarska firma. Mam kilka w domu, w którym raczej nie powinnam się pokazywać. Czy nawet po zawarciu tego układu?! – Uniosła brwi.

– Nie radziłbym, LuAnn. Fedzi mają cię teraz na tapecie, mogliby zapomnieć, jak się umawialiśmy.

– Część z tych dokumentów trzymam w banku w Nowym Jorku.

– Też zbyt ryzykowne.

– Mogłabym napisać do tej szwajcarskiej firmy, ale wątpię, żeby oni coś wiedzieli. A nawet gdyby, to wątpliwe, żeby się ze mną swoją wiedzą podzielili. W końcu ludzie nie bez powodu trzymają pieniądze w szwajcarskich bankach, prawda?

– Dobrze, dobrze. Co jeszcze? Coś musiało zapaść ci w pamięć. Jak się ubierał, czym pachniał, jak mówił, jak chodził. Może jakieś szczególne upodobania? A Charlie? On nie mógłby nam czegoś podpowiedzieć?

LuAnn zawahała się.

– Można go zapytać – powiedziała bez przekonania, wycierając serwetką ręce – ale nie liczyłabym na to. Wiem od niego, że nigdy nie widział Jacksona na oczy. Kontaktowali się wyłącznie przez telefon.

Riggs odchylił się na oparcie krzesła i dotknął zranionej ręki.

– Naprawdę nie widzę sposobu, w jaki można by do niego dotrzeć, Matthew.

– Jest jeden taki sposób, LuAnn. Szczerze mówiąc, doszedłem już do wniosku, że jedyny. Zadając te pytania, upewniałem się tylko, czy nie ma czasem innych.

– Co to za sposób?

– Masz numer telefonu, pod którym możesz go łapać, tak?

– Mam. Bo co?

– Umówimy się z nim na spotkanie.

– Przecież powiedziałeś przed chwilą…

– To będzie spotkanie ze mną, nie z tobą.

LuAnn zerwała się z krzesła. Oczy jej płonęły.

– O nie, Matthew, za nic w świecie nie pozwolę ci się zbliżyć do tego faceta. Patrz, co ci zrobił. – Pokazała na jego ramię. – Następnym razem będzie gorzej. O wiele gorzej.

– Już byłoby o wiele gorzej, gdybyś nie zablokowała mu ręki. – Riggs uśmiechnął się do niej czule. – Posłuchaj. Zadzwonię do niego. Powiem, że wyjeżdżasz z kraju i nie chcesz mieć z tym wszystkim więcej do czynienia. Wiesz, że Donovan nie żyje, a więc on, Jackson, ma już ten problem z głowy. Wszyscy są zadowoleni i dalej będą żyć sobie długo i szczęśliwie. – LuAnn, siadając z powrotem, zawzięcie kręciła głową. – Nie? – podjął Riggs. – No to powiem mu, że nie jestem taki w ciemię bity. Że go rozpracowałem. Że znudziło mi się budownictwo, a z czegoś żyć przecież trzeba.

– Nie, Matthew, tylko nie to!

– Jackson i tak uważa mnie za kryminalistę. Odniesie się więc ze zrozumieniem do faktu, że próbuję go wyzyskać. Powiem mu, że podłożyłem pluskwę w twojej sypialni, że mam na taśmie całą bardzo interesującą rozmowę, jaką odbył z tobą pewnego pięknego wieczoru, no wiesz, wtedy, kiedy włamał się do twojego domu.

– Już całkiem na mózg ci padło.

– Zażądam za tę taśmę pieniędzy. Dużo pieniędzy.

– Zabije cię.

Riggs sposępniał.

– I tak to zrobi. Nie chcę biernie czekać, aż zarżnie mnie jak barana. Wolę przejść do ofensywy. Niech dla odmiany on trochę potrzęsie portkami. Może nie jestem taką jak on maszynką do zabijania, ale sroce spod ogona też nie wypadłem. Jestem doświadczonym agentem FBI. Zabijałem już ludzi, pełniąc tę służbę, i jeśli myślisz, że zawaham się choć na moment przed odstrzeleniem mu łba, to mnie jeszcze nie znasz.

Riggs spuścił na chwilę wzrok. Starał się ochłonąć. Plan był ryzykowny, ale który plan taki nie jest? Spojrzał znowu na LuAnn i chciał coś dorzucić, ale widok jej twarzy zamknął mu usta.

– LuAnn, co się stało?

– O, nie! – Z jej głosu przebijała panika.

– Co jest? O co chodzi? – Chwycił ją za ramię. Drżała. Nie odpowiadała. Patrzyła na coś ponad jego ramieniem. Obejrzał się niemal pewien, że zobaczy tam Jacksona szarżującego na nich z rzeźnickim nożem. Zlustrował szybko wzrokiem prawie pustą salę restauracyjną i zatrzymał go na ekranie telewizora. Nadawano komunikat specjalny.

Ekran wypełniała twarz jakiejś kobiety. Alicja Crane, bogata mieszkanka Waszyngtonu, nie żyje. Ciało znalazła przed dwoma godzinami gosposia. Zabezpieczone dowody wskazują, że było to morderstwo. Riggs słuchał z szeroko rozwartymi oczami, jak komentator wspomina, że z Alicją Crane spotykał się Thomas Donovan, główny podejrzany o zamordowanie Roberty Reynolds.

LuAnn nie mogła oderwać wzroku od tej twarzy. Już ją kiedyś widziała, te same oczy wwiercały się w nią na ganku chaty. Patrzyła w oczy Jacksona.

„Jego prawdziwa twarz”.

Wzdrygnęła się ze zgrozy, kiedy ją wówczas zobaczyła, a raczej, kiedy uświadomiła sobie, co widzi. Miała nadzieję, że jej oczy już nigdy na niej nie spoczną. A teraz miała ją przed sobą. Na telewizyjnym ekranie.

Kiedy Riggs znowu na nią spojrzał, pokazała drżącym palcem na ekran.

– To Jackson – wykrztusiła łamiącym się głosem. – Przebrany za kobietę.

Riggs zerknął jeszcze raz na ekran. Niemożliwe, żeby to był Jackson – pomyślał. Odwrócił się do LuAnn.

– Skąd wiesz? Powiedziałaś, że zawsze jest na kogoś ucharakteryzowany.

– Wtedy, w chacie, kiedy wypadliśmy z nim przez okno i szamotaliśmy się na ganku, w ręce została mi jego maska, nie wiem, z gumy czy z plastiku – powiedziała LuAnn, wpatrując się jak zahipnotyzowana w telewizor. – I zobaczyłam jego prawdziwą twarz. Tę twarz. – Pokazała na ekran.

Czyżby rodzina? – przemknęło przez myśl Riggsowi. Boże, czy to możliwe? Czy fakt, że tę kobietę łączyło coś z Donovanem, to tylko zbieg okoliczności? Zerwał się od stolika i pognał do telefonu.

– Nie gniewaj się, George, że zgubiłem twoich chłopaków. Mam nadzieję, że nie oberwało ci się za to od przełożonych.

– Gdzie, cholera, jesteś? – warknął Masters.

– Mniejsza z tym. Posłuchaj. – Powtórzył mu to, co usłyszał przed chwilą w telewizji.

– Myślisz, że on jest spokrewniony z Alicją Crane? – spytał Masters.

Z jego głosu zniknęła zupełnie wściekłość na Riggsa, zastąpiło ją podniecenie.

– Być może. Wiek się mniej więcej zgadza. Starszy albo młodszy brat, trudno powiedzieć.

– Dziękować Bogu za silne geny.

– Jaki masz plan?

– Sprawdzimy zaraz rodzinę. Nie powinniśmy z tym mieć specjalnego problemu. Jej ojciec był przez wiele lat senatorem. Bardzo znacząca rodzina. Jeśli ma jakichś braci, kuzynów czy kogo tam, szybko ich znajdziemy i przesłuchamy. Kurczę, chyba się nie obrażą.

– Facet nie będzie raczej czekał na twoją wizytę.

– Oni nigdy nie czekają, nie?

– Uważaj z nim, George.

– Wiem, wiem. Jeśli to prawda, co mówisz…

– Ten gość zabił własną siostrę – dokończył za niego Riggs. – Strach pomyśleć, jak mógłby potraktować kogoś spoza rodziny.

Matthew rozłączył się. Nareszcie budziła się w nim prawdziwa nadzieja. Nie łudził się, że Jackson będzie spokojnie czekał, aż FBI go aresztuje. Trzeba go będzie wywabić z nory, osaczyć. Będzie wkurzony, zechce się mścić. Cóż, niech próbuje. LuAnn nie dostanie, chyba że po trupie Riggsa. Zresztą oni też nie będą biernie czekali. Pora ruszać.

Dziesięć minut później siedzieli już w samochodzie i jechali ku nieodgadnionemu przeznaczeniu.

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY CZWARTY

Jackson przyleciał samolotem linii Delta do Nowego Jorku. Zamierzał wpaść do domu po pewne potrzebne mu akcesoria, a wracając zabrać ze sobą Rogera. Nie mógł liczyć na to, że brat, podróżując samotnie, dotrze tam, gdzie trzeba. Potem udadzą się na południe. Podczas krótkiego lotu połączył się telefonicznie z człowiekiem, który śledził Charliego i Lisę. Para zatrzymała się na odpoczynek. Charlie rozmawiał przez telefon. Bez wątpienia z LuAnn. Potem ruszyli w dalszą drogę i niedługo znajdą się z powrotem w Wirginii, wjeżdżając do niej od południa. Wszystko szło bardzo dobrze. Godzinę później Jackson siedział już w taksówce i jechał zatłoczonymi ulicami Manhattanu do swojego mieszkania.