Kobieta detektyw uniosła idealnie wydepilowaną brew. Była to niewysoka blondynka, a jej uśmiech nosił znamiona wyższości, co nieznośnie mnie irytowało.
– Dlaczego?
– Bo zostawiła swoją walizeczkę – odparłam. Widziałam ją wcześniej w kącie pokoju, z kwiecistym deseniem i nalepkami z lalką Barbie. – I lalkę.
Udało mi się zetrzeć z jej twarzy uśmiech.
– Rozumiem.
– Gdyby postanowiła uciec, możliwe, że wróciłaby do swojego domu – powiedziałam. – Ale to za daleko jak na takie małe dziecko, nawet gdyby znała drogę.
W świecie czyhało wiele niebezpieczeństw, wielu napastników gotowych zaatakować bezbronne istoty. Taka perspektywa przyprawiała mnie o mdłości, ale w głębi duszy wiedziałam – cóż to za ludzkie uczucie – że Ibby nie uciekła. Została porwana.
Byłam coraz bardziej przekonana, że policja, choć ma dobre intencje, nie potrafi nam pomóc w tej sprawie, a im dłużej będziemy tkwić w miejscu, próbując się wpasować w policyjne hipotezy, tym gorszy obrót przyjmie sytuacja. Podobnie jak śledczy wiedziałam, że ślady szybko znikają, zwłaszcza tak subtelne jak te, za którym miałam podążać.
Gdyby aresztowano mnie jako podejrzaną, bardzo pokrzyżowałoby to moje plany.
– Nie sprawia pani wrażenia zbyt zmartwionej – powiedziała do mnie detektyw.
Zastanawiając się nad tym, przechyliłam lekko głowę, ponieważ zauważyłam, że ludzie często tak robią.
– Nie sprawiam takiego wrażenia? Pewnie jestem w szoku.
– Nie. To pani przyjaciel, Luis, jest w szoku. I babcia Sylvia. Ale nie pani.
– Pewnie dlatego wydaję się podejrzana.
– Tak pani myśli? – Kobieta uśmiechnęła się ponownie, co sprawiło, że dreszcz silnego zaniepokojenia przebiegł mi po kręgosłupie. – Porozmawiamy gdzie indziej.
Wzięła mnie za ramię. Z drugiej strony podwórza Luis przyparty do muru przez innego detektywa zauważył, co się dzieje. Nie wiedziałam, co robić – współpraca z policją wydawała mi się stratą czasu, a gwałtowny sprzeciw mógłby przynieść efekt przeciwny do zamierzonego – Luis jednak wyciągnął rękę, położył ją na ramieniu detektywa i uśmiechnął się do niego ciepło i serdecznie. Potem wymienił z nim uścisk dłoni i ruszył w moją stronę.
– Nie może pan teraz z nią rozmawiać – oświadczyła policjantka, która się mną zajmowała. Ton jej głosu nie zachęcał do sprzeciwu i trzymała mnie za ramię tak samo mocno jak wcześniej. – Proszę pozostać ze swoją rodziną.
– Ona należy do mojej rodziny – odparł Luis, Policjantka spojrzała na niego z takim niedowierzaniem, że nawet ja się uśmiechnęłam. – To daleka krewna.
– Tak? Z jakiej galaktyki? – Policjantka ponownie ujęła mnie za ramię. – No już, proszę pani. Idziemy.
– Chwileczkę, pani władzo. – Luis wciąż się uśmiechał, serdecznie i szeroko, ściągając jej obojętne spojrzenie. – Dziękuję za wszystko, co pani robi, żeby nam pomóc.
Wyciągnął rękę. Wiedziałam, co kombinuje – była to sztuczka Strażników Ziemi, która sprawiała, że ktoś wydawał się sympatyczny i godny zaufania – ale stwierdziłam, że nie podziała na tę kobietę. Policjantka miała smugę nieufności tak ciemną jak rdza w swojej kruchej, zgorzkniałej aurze.
– Wykonuję swoje obowiązki – odparła krótko i przyłożyła drugą rękę, by pociągnąć mnie za ramię. – Ruszamy.
Zerknęłam na jej stopy i wyszeptałam kilka słów w stronę ziemi. Widząc, jak Luis w starannie kontrolowany sposób posługuje się swoimi umiejętnościami, przekonałam się, że subtelności Strażników Ziemi są równie skuteczne, jak brutalna siła.
Splątane pasma zielonej trawy wyskoczyły w górę, oplatając kostki policjantki i oblepiając jej miękkie buty. Gdy próbowała zrobić krok, straciła równowagę i na moment przylgnęła do mnie, zanim przykucnęła, żeby zobaczyć, co ją trzyma.
– Co u diabła…?
Luis również się pochylił, kładąc dłoń na jej ramieniu, jakby chciał pomóc, i poczułam, jak przepływa przez nią silna fala mocy. Trawa odpadła, ale kobieta nie poruszyła się od razu.
– Sprawdziliście nas – odezwał się Luis bardzo cichym głosem. – Nie mamy nic wspólnego ze zniknięciem Ibby. Wiecie, że to prawda. Musimy pojechać gdzieś w ważnej sprawie, a pani pozwoli nam odejść.
Widziałam, że kobieta usiłuje się mu sprzeciwić. Wszystko zawisło na włosku, a wpływ Luisa wydawał się w tym momencie bardzo słaby zarówno w sensie czysto ludzkim, jak i tym związanym z mocą.
Nie miałam wiele do dodania, ale zbliżyłam się i położyłam rękę na jego dłoni. Podniósł wzrok, świadomy napływu mocy, i pokierował nią z chirurgiczną precyzją, kształtując odpowiedź kobiety.
To też było niedozwolone. Strażnicy za takie postępowanie wyrzuciliby go ze swego grona lub odebrali moce, czyniąc z niego pustą skorupę. Ale oczy Strażników były teraz zwrócone gdzie indziej, a my walczyliśmy o coś więcej niż tylko o przetrwanie. Chodziło o życie Isabel.
Cokolwiek Luis robił, działał na zbyt subtelnym poziomie, bym mogła się przekonać, na czym polegają jego metody, ale kiedy cofnął rękę, detektyw zamrugała, spoglądając na niego, skinęła głową i powiedziała:
– W porządku, dziękuję za pomoc. Możecie oboje iść. Wiem, że się spieszycie.
Odeszliśmy razem. Kiedy dotarliśmy do taśmy otaczającej teren, jeden z policjantów odwrócił się na swoim stanowisku, marszcząc brwi, i wyciągnął rękę, żeby nas powstrzymać. Luis spojrzał ponad ramieniem na kobietę detektywa, która stała ze złożonymi rękami w miejscu, gdzie ją pozostawiliśmy. Machnęła ze zniecierpliwieniem w stronę policjanta na obrzeżu i przeszliśmy pod trzepoczącą taśmą, po czym ruszyliśmy dalej ulicą. Mieliśmy szczęście, że dziennikarzy z gazet i programów informacyjnych zatrzymano za barierkana. Wyczuwałam presję ich niezdrowego zainteresowania i zobaczyłam skierowane na nas kamery. Nie było to przyjemne.
Ustawiłam Luisa tyłem do kamer w taki sposób, aby zasłonił również i mnie, i spytałam:
– Nie sprawiłeś, żeby nam zaufała?
– Nie mogłem – odparł. – Ib jest jak hipnoza; można sprawić, żeby ludzie zrobili coś, co normalnie robią, ale ta kobieta nie ufa nikomu, a nawet jeśli komuś uwierzyła, z pewnością nie zaufałaby mnie. Było łatwiej po prostu pchnąć ją dalej na drodze, którą szła. W każdym razie spadajmy stąd. Ona zaraz zacznie przeglądać swoje notatki i stwierdzi, że nie skończyła nas przesłuchiwać, a więc nie mamy za dużo czasu.
– Mogłabym je zniszczyć – zaproponowałam.
– Cassiel, chcemy, żeby policja nam pomogła. Nie chodzi tylko o to, żeby przestali zwracać na nas uwagę. Zniszczenie ich notatek zaprowadzi nas donikąd – Dotarliśmy do zaparkowanej furgonetki, ale otaczali ją technicy pobierający próbki do ekspertyz laboratoryjnych. Pewnie na wypadek, gdyby się okazało, że wszyscy kłamiemy, świadkowie mówią nieprawdę, a Luis sam porwał Isabel. – Cholera – mruknął Luis. – No cóż, wykonują po prostu swoją pracę. Zbyt wielu ich tutaj, żeby można było na nich wpłynąć.
– To głupie marnowanie czasu.
– Nie – zaoponował poważnie. – Według statystyk dzieci częściej bywają porywane przez członków rodziny niż przez obcych. To ma sens. Nie mam nic przeciwko temu, żeby badali każdy możliwy trop.
Zauważyłam, że mój motocykl stoi porzucony przy chodniku, niezbyt daleko od nas. Luis dostrzegł go w tej samej chwili i wymieniliśmy w milczeniu pytające spojrzenia, po czym ruszyliśmy w jego stronę.
– Nie mamy kasków – zauważyłam, wsiadając na motocykl.
– Teraz mało mnie to obchodzi.
Poczułam dociążenie, kiedy Luis usiadł za mną i objął mnie, nisko przy biodrach. Uruchomiłam silnik. W cichym warkocie motoru było coś, co koiło we mnie lęk i złość.