Выбрать главу

Luis przesunął się, aby złapać równowagę i wyjechałam na pustą jezdnię.

Zdałam sobie sprawę, że mamy pewien problem: bez względu na to, jaki kierunek wybierzemy, będziemy musieli przejechać między dziennikarzami, ponieważ blokowali oba krańce ulicy. W wysokiej furgonetce z zamkniętymi oknami byłoby nam łatwiej. Na victory nie mogliśmy zachować anonimowości, zwłaszcza że nie mieliśmy kasków.

– Alejka – powiedział mi Luis do ucha. – Tędy.

Skręciłam we wskazaną przez niego stronę, wjeżdżając żwirową dróżką za sąsiedni dom w wąską brukowaną uliczkę, pełną powywracanych kubłów na śmieci i odpadów.

– Jedź! – zawołał Luis. – Ruszą za nami, jeśli tylko zdołają!

Dodałam gazu i motocykl wyskoczył do przodu. Luis objął mnie mocniej i pognałam alejką, po czym skręciłam pod kątem prostym w następną, która prowadziła na ulicę. Szybko pokonałam zakręt i ponownie przyspieszyłam, ledwo zdążając na światłach i wymijając wolno jadącą ciężarówkę.

– Tutaj, w lewo! – krzyknął Luis, więc posłusznie przejechałam trzy pasy na pełnym gazie, niemal przeskakując zakręt. – Dobra, w porządku, zwolnij. Myślę, że wszystko gra.

Maszyna wydawała się rozczarowana powrotem do swojej roli zwykłego środka transportu, ale gdy ruch na drodze nabrał tempa, motocykl poszybował gładko, lśniący jak rekin. Przyciągaliśmy zaciekawione spojrzenia. Niemal zaczynałam się do tego przyzwyczajać.

– Do twojego hotelu – zakomenderował Luis. – Weźmiesz swoje rzeczy. Nie dam głowy, że policja nie będzie chciała przesłuchać nas znowu, więc lepiej, jeśli stąd zwiejemy.

– Musimy jechać – odparłam. Usłyszałam echo głosu Wyroczni z Sedony. Musisz jechać.

– Tak, ale dokąd? – zapytał. Usłyszałam frustrację w jego głosie, zdradzały ją też jego ręce zaciskające się na moich biodrach. – Jak ją odnajdziemy?

– Chyba wiem jak – powiedziałam i skierowałam motocykl w stronę motelu.

Przebrałam się; czarne żałobne ubrania zamieniłam na biały skórzany strój do jazdy, który włożyłam na różową koszulkę z długimi rękawami. Zostawiłam ciemne spodnie na sobie, ale pogrubiłam splot materiału, by przybrał wygląd dżinsów. Moje buty stały się solidne i mocne jak klasyczne obuwie do jazdy na motorze.

Tym razem zrobiłam to niemal bez trudu, wchodząc do ciemnego, cichego pokoju. W chwili gdy zamykałam drzwi za Luisem, przeobraziłam strój zupełnie. Jeśli to go zdziwiło – jeżeli w ogóle coś zauważył – to nic nie powiedział. Usiadł na brzegu starannie posłanego łóżka i spytał:

– Co teraz?

Otworzyłam szufladę szafki stojącej obok łóżka i wyciągnęłam mapy, które kupiłam wraz z motocyklem. Były twarde, pokryte plastikiem, i przedstawiały Nowy Meksyk oraz kilka innych stanów, także Kolorado.

Rozłożyłam obie na dywanie, po czym usiadłam po turecku z jednej strony. Wskazałam Luisowi miejsce po drugiej stronie.

– W jaki sposób nam to pomoże? – Był rozdrażniony i tracił cierpliwość. – Nie potrzebujemy map, tylko…

Chwyciłam go za rękę, wyciągnęłam mały srebrny nóż z kieszeni kurtki i jednym szybkim pociągnięciem nacięłam mu palec.

– Hej! – krzyknął, próbując mi się wyrwać. Nacisnęłam przecięcie. Pojawiły się rubinowe krople, które skapnęły na mapę. Przesunęłam jego palec, aż krople zawisły nad drugą mapą. Dwie wystarczyły. Puściłam go.

– Potrzebna nam krew – powiedziałam. – Ty i Isabel jesteście spokrewnieni. Związek nie jest taki silny jak z krwią Manny'ego lub Angeli, ale myślę, że to wystarczy.

Luis ssał zraniony palec, rozmyślając, po czym powoli pokiwał głową.

– Mówisz o znajdywaniu podobieństw w sferze eterycznej.

– Strażnicy to robią?

Bez ranienia i puszczania krwi – odparł. – Następnym razem zapytaj, zanim mnie skaleczysz.

Złożyłam nóż i odłożyłam go na bok.

– Wątpię, czy będę musiała pytać następnym razem.

Krople krwi utworzyły bezkształtne plamy na mapach i bez zastosowania woli i energii nie oznaczały nic. Wyciągnęłam rękę, a Luis westchnął i podał mi dłoń, tę nieskaleczoną.

Skupiliśmy uwagę na mapach.

Tak naprawdę to, co robiliśmy, było o wiele trudniejsze, niż się wydawało; mapy były jedynie reprezentacją ziemi, a nie eterycznego ducha. Gdyby same mapy zostały przeniesione przez tereny, które na nich widniały, odwzorowałyby się pełniej w sferze eterycznej. I rzeczywiście trasa, którą pokonałam z Albuquerque do Sedony, jasno widniała na sklepieniu niebios, kiedy wzleciałam tam, żeby zbadać i ocenić efekty naszych starań. Reszta planów, z wyjątkiem pewnych części miasta Albuquerque, była jasna i upiorna – ale potem Luis dotknął mapy w świecie rzeczywistym i skonfrontował ją z własnymi przeżyciami. Mapa nabrała głębi, wymiarów i życia. Stała się miniaturką tego fragmentu świata. Luis, podobnie jak jego brat, dużo podróżował po tej części kraju.

Krople jego krwi błyszczały w sferze eterycznej jak ogniste kule, ale ich blask szybko miał zblednąć w wyniku naturalnych procesów rozkładu. Zadziwiające, że to samo paliwo, które ożywiało komórki krwi – tlen – również powodowało ich rozpad. Zawarte we krwi żelazo już ulegało zmianom na poziomie chemicznym.

W wymiarze matematycznym powiązanie Isabel z Luisem było słabe. Miała połowę DNA odziedziczoną po swoim ojcu, a drugą połowę po matce; połowa DNA Manny'ego była identyczna z DNA Luisa. W najlepszym razie można było liczyć na dwudziestopięcioprocentowe powiązanie między Luisem a Isabel.

Mimo wszystko stanowiło to dość silną więź. Podobieństwa się przyciągają. To jedna z podstawowych zasad obowiązujących na tym świecie.

Krople krwi Luisa zabłysły jaśniej, gdy skąpałam je w esencji Ziemi. Potoczyły się bardzo powoli po plastikowej powłoce mapy, wytyczając drogę strużkami z Albuquerque…

…w kierunku północnym, prosto na północ, wijąc się wzdłuż autostrady prowadzącej do Kolorado.

Krople krwi na mapie Nowego Meksyku zadrżały i zatrzymały się tuż przed miastem o nazwie Counselor.

Na drugiej mapie krople pokazały to samo.

– Jicarilla, rezerwat Apaczów – powiedział Luis. – Ona tam jest.

Krople i teraz już ledwie błyszczące w sferze eterycznej – przesunęły się do przodu.

– Tam właśnie się teraz znajduje – przyznałam. – Ale się przemieszcza.

Porzuciliśmy sferę eteryczną i wytarłam krew z zafoliowanych map, a potem złożyłam je i schowałam do wewnętrznej kieszeni swojej kurtki.

Spoglądaliśmy na siebie w milczeniu przez długą chwilę, wreszcie Luis spytał:

– Czujesz się na siłach?

– Żeby odnaleźć Isabel? Tak. – Nie trzymałam go już za rękę, miałam więc jedynie niewielki dostęp do sfery eterycznej, ale jego aura zrobiła się wyraźnie ciemna. – Ty nie.

Zamrugał.

– Co takiego?

– Potrzebujesz odpoczynku. Nie możesz spać na motocyklu. Musisz być przytomny i czujny.

Pokręcił głową.

– Nie ma na to czasu. Liczy się każda minuta, Cassiel. Co będzie jeśli… jeśli oni ją skrzywdzą… – Nie chciał myśleć o wszystkich tych strasznych rzeczach, które mogłyby przydarzyć się dziecku, i ja też nie.

– Jeśli zrobią jej coś złego – wpadłam mu w słowo – dowiemy się o tym. – Czułam, że to prawda. Więź, którą utworzyliśmy, była dostatecznie silna, a moce Luisa jako Strażnika Ziemi jedynie wzmacniały to powiązanie.

– Luis, musisz odpocząć. Jeśli tego nie zrobisz, nie będziesz mógł przekazać mi energii i ta podróż pójdzie na marne. Nic nie osiągniemy.

Nie chciał spać. Kiedy ułożyłam go na łóżku i położyłam mu rękę na czole, wciąż walczył z ogarniającym go snem. Był zbyt zmęczony, by mógł dalej działać – wyczuwałam to – ale jakaś inna jego część nie chciała się odprężyć. W ciągu ostatniej doby zużył mnóstwo energii i nie rozumiałam jego oporu.