Выбрать главу

Schwycił mnie za nadgarstek, ale nie odsunął mojej dłoni z czoła. Nawet z bliskiej odległości, w półmroku, jego ciemne oczy wyglądały jak cieniste kręgi.

– Obiecaj mi – powiedział. – Obiecaj, że sprowadzisz ją z powrotem, nawet jeśli coś mi się stanie. Przyrzeknij.

– Zrobię to – odparłam.

– Powtórz.

– Zrobię to.

Jego palce się zacisnęły.

– Jeszcze raz.

– Obiecuję – rzekłam. Pochyliłam się do przodu, by przesunąć palcami po jego rozchylonych wargach. – Śpij.

Zamknął oczy, a jego dłoń zaciśnięta na moim nadgarstku rozluźniła się i osunęła.

Zamierzałam musnąć go tylko, ale jego usta były tak ciepłe i miękkie pod moimi palcami, że dotykałam ich dłużej.

Aż do chwili, kiedy upewniłam się, że usnął, a wtedy podeszłam do niewielkiego poplamionego fotela przy oknie. Wyjrzałam na parking. Niewiele się tam działo i zdawało się, że nikt nie interesuje się naszym pokojem.

A jednak jakiś złodziej podszedł do mojego motocykla, rozglądając się dookoła, żeby sprawdzić, czy ktoś go nie widzi. Gdy próbował przetoczyć maszynę, rozmiękczyłam asfalt pod jego stopami, unieruchamiając go, i otworzyłam okno. Gapił się na mnie, próbując wyswobodzić się z pułapki, która musiała mu się wydać jakimś koszmarem.

– Zostaw to! – zawołałam i sprawiłam, że odzyskał twardy grunt pod nogami. – Nie przychodź tu więcej. – Zdawało mi się, że chyba powinnam powiedzieć coś bardziej konstruktywnego. – I nie kradnij.

Spojrzał na swoje poplamione naftą sportowe buty i uciekł.

Wróciłam na fotel i zanim nastał świt, zapadłam w lekki sen pełen marzeń.

Obudził mnie zapach parzonej kawy i płynącej wody. Prysznic. Luis się mył. Czułam się zesztywniała i obolała, ale było mi dość ciepło. Spojrzałam na siebie i stwierdziłam, że Luis przykrył mnie kocem, kiedy spałam. Wstałam, złożyłam przykrycie i podeszłam do dzbanka z kawą. Nalałam dwie filiżanki i zaniosłam je do łazienki.

Za plastikową zasłoną było widać zarys sylwetki Luisa. Postawiłam filiżankę na blacie.

– Cassiel? – Odgarnął zasłonę na bok, wystawiając tylko głowę. – Co ty wyprawiasz, do diabła?

– Przyniosłam ci kawę – odparłam.

– Dobra, dzięki, ale… – Westchnął. – Nie wiesz, co to takiego prywatność, prawda?

Obdarzyłam go niespiesznym, lekkim uśmiechem.

– Myślisz, że chciałam zobaczyć cię nagiego?

Nie odpowiedział, gdy tak to ujęłam. Zaciągnął zasłonę z powrotem.

Oparłam się o blat i popijałam kawę, patrząc jak cień sylwetki Luisa się porusza, a kiedy woda przestała lecieć, wróciłam do sypialni.

Luis ubrał się szybko i zajęłam jego miejsce w mocno nagrzanej łazience. Chłodniejsze powietrze sypialni miło owiało moją wilgotną skórę, kiedy po kąpieli wyszłam z ubraniami na ramieniu.

Naga.

Luis spojrzał na mnie, jakby mimowolnie dokonywał inspekcji, potem jednak odwrócił się ode mnie. Nie odzywałam się, wciągając bieliznę i ubranie, warstwa po warstwie, a na koniec wkładając skórzaną kurtkę.

– Nie jestem nieśmiała – zapewniłam go. – To nie jest cecha dżinnów.

– Tak – przyznał. – Zauważyłem. – Jego głos brzmiał bardzo dziwnie. Zerknął na mnie przez ramię, zobaczył, że się ubrałam, i ponownie zwrócił się do mnie twarzą. – Straciliśmy dużo czasu.

– Nie więcej niż gdybyśmy pojechali dalej w takim stanie jak wczoraj, natknęli się na naszych wrogów i dostali od nich w skórę – odparłam. – Natrafiłam na ślad Ibby w sferze eterycznej. Już ich nie zgubię.

Chyba że odkryją sztuczkę, którą się posłużyłam, żeby stworzyć powiązanie, i znajdą sposób, by je przerwać.

Miałam nadzieję, że porwali dziecko z jakiegoś konkretnego powodu, gdyż najłatwiejszym sposobem na przecięcie wspomnianego łącza było zabicie Ibby.

Luis dopił kawę.

– Chodźmy.

Zatrzymaliśmy się na krótko, żeby kupić kaski i ruszyliśmy w dalszą drogę. Do rezerwatu nie było zbyt daleko. Za Albuquerque krajobraz Nowego Meksyku zdominowały przykurzone barwy ochry i czerwieni. Lokalna roślinność była bardziej wytrzymała, niewymagająca i odporna na surowe warunki.

Poczułam z nią dziwną więź.

Podczas jazdy oceniłam kondycję Luisa. Nabrał sił, a jego zasoby mocy się odnowiły. U Strażników zasoby te napełniały się energią z otaczającego świata; był to rodzaj osmozy asymilacji, z którą, jak mi się wydawało, sama nie potrafiłam sobie radzić. Łatwiej byłoby wchłonąć część tej mocy poprzez kontakt ze skórą, ale odkryłam, że jeśli się skoncentruję i zachowam ostrożność, mogę ściągać niewielkie dawki energii nawet przez warstwy odzieży w miejscu, w którym ręce Luisa obejmowały mnie w pasie.

Zadrżałam z ulgą, kiedy jego ciepła energia wniknęła w moje zgłodniałe tkanki, ale nie sądziłam, żeby Luis to odczuł. Doznanie to prawdopodobnie zagubiło się gdzieś wśród drgań motocykla, gdy pędziliśmy, pokonując długie kilometry po pustej szosie.

Mapa pokazała nam trasę, którą podążała Isabel, ale analizując inne możliwości dojazdu, znaleźliśmy drogi o lepszej nawierzchni, gdzie mogłam dodać gazu, i pognaliśmy o wiele szybciej. Łamaliśmy przepisy, ryzykując w ten sposób, lecz podobnie jak Luis rozpaczliwie chciałam skrócić czas dotarcia do celu.

Porywacze Ibby mogli być tymi samymi ludźmi, którzy wcześniej tak brutalne zaatakowali Manny'ego, mnie i Luisa. Najpewniej nie mieli litości i względów dla niewinnych i nie byłam pewna, czy młody wiek Isabel ma dla nich jakieś znaczenie.

Po dwóch godzinach przekroczyliśmy granicę rezerwatu Jicarilla. Niewiele wskazywało na to, że wjechaliśmy na jego teren – tylko wyblakłe znaki; surowy krajobraz specjalnie się nie zmienił. Przebiegała przez niego autostrada stanowa numer 537.

Zatrzymałam się na poboczu zakurzonej szosy, w miękkim piachu, żeby wejść do sfery eterycznej. Isabel była już gdzie indziej, przemieszczając się dalej, ale zbliżaliśmy się do celu… Pozostały nam najwyżej jeszcze dwie godziny jazdy.

Zastanawiałam się, czemu nasi wrogowie poruszają się tak wolno. Z pewnością pięcioletnie dziecko nie mogło aż tak ich spowolnić.

Chyba że… chodziło im właśnie o to, żebyśmy za nimi podążali. Po co mieliby nas atakować, trwoniąc energię, skoro mogli zmusić nas do marnotrawienia naszych własnych zasobów w pogoni – i w końcu nas złapać?

Nie rozmawiałam o tym z Luisem, lecz wiedziałam, że doszedł do takich samych wniosków. Technika, jaką się posługiwaliśmy, by wytropić dziewczynkę, była dość niezwykła, niemniej znana Strażnikom Ziemi. Prawdopodobnie zastosowaliśmy oryginalną taktykę pościgu, jeśli jednak nasi przeciwnicy byli tak zdeterminowani, jak przypuszczałam, pewnie zaplanowali jakiś kontrmanewr.

A rezerwat Jicarilla rozciągał się przez granicę, od Nowego Meksyku do Kolorado.

– Co ty wyczyniasz? Musimy jechać dalej! – zawołał Luis zdziwiony, że się zatrzymałam. Zawczasu załatwił swoje potrzeby fizjologiczne, a ja mogłam z tym zaczekać. – Coś nie tak?

– Nie wiem – odparłam. – Ilu jest Strażników Ziemi między tym miejscem a granicą stanu Kolorado?

– Żaden. Mamy kłopoty kadrowe, jak wiesz, a poza tym z tego, co słyszałem, pozostał tylko jeden czy dwóch w całym stanie. Większość najwyższych rangą wyjechało na wezwanie Lewisa. Nie ma ich teraz w kraju.

Pokręciłam lekko głową.

– Czy tobie też kazali wyjechać?

– Tak. – Jego ton nie zachęcał do dalszej rozmowy na ten temat. – Czemu tak nagle martwisz się o Strażników?