I wtedy nie wytrzymała. Wrzasnęła, że jej zdjęcia były w najsłynniejszych pismach świata i nie musi robić żadnych zdjęć próbnych, jak jakaś debiu-tantka. Teraz już wiedziała, że niepotrzebnie się uniosła, ale wtedy nie zdołała się opanować.
Od śmierci Chloe upłynął już rok, a Francesca nadal nie mogła się pogodzić z jej utratą. Czasami miała wrażenie, że żal to żywe stworzenie, które oplotło ją silnymi mackami.
Początkowo przyjaciele okazywali współczucie i zrozumienie, ale po kilku miesiącach dali jej do zrozumienia, że powinna odrzucić żałobę, jak zeszłoroczną kreację. Obawiała się, że przestanąją zapraszać, jeśli nadal będzie smutna, a bała się samotności, nauczyła się więc ukrywać rozpacz. W towarzystwie śmiała się i flirtowała, jak gdyby nigdy nic.
O dziwo, śmiech pomógł. Czuła, że powoli dochodzi do siebie. Czasami nawet ogamiał ją gniew na Chloe. Jak mogła wpakować ją w coś takiego? Opadły ją stada wierzycieli. Jednak złość zaraz mijała. Dopiero teraz stało się dla Fran-ceski jasne, dlaczego ostatnio matka była taka zmartwiona i roztargniona.
Nie minęło kilka tygodni od śmierci Chloe, a mężczyźni w trzyczęściowych garniturach zaczęli pukać do jej drzwi. Mieli dokumenty w ręku i chciwość w oczach. Najpierw zniknęła biżuteria Chloe, potem jej aston martin, obrazy… W końcu sprzedała dom. Tym sposobem spłaciła wszystkie długi, ale została z kilkoma setkami funtów w kieszeni, z których już niewiele zostało. Pomieszkiwała na razie u Cissy Kavendish, jednej z najstarszych przyjaciółek Chloe, ale Cissy i Francesca nigdy się nie lubiły. Na początku września Cissy postawiła sprawę jasno: Francesca musi się szybko wyprowadzić. Francesca nie wiedziała, jak długo uda jej sieją zwodzić mglistymi obietnicami.
Zmusiła się, by się roześmiać z żartu Talmedge'a Butlera. Brak pieniędzy to przejściowa sytuacja, powtarzała sobie. Zobaczyła Nicholasa po drugiej stronie salonu. Gdyby za niego wyszła, miałaby pieniędzy w bród, ale to rozwiązanie przyszło jej na myśl tylko raz, przez chwilę, gdy zadzwonił do niej jakiś okropny człowiek i domagał się, by spłaciła przynajmniej część zadłużenia na karcie kredytowej, bo inaczej spotkają ją same przykrości. Nie, Nicholas Gwynwyck nie rozwiąże jej problemów. Gardziła kobietami, które wychodzą za mąż dla pieniędzy. Ma dopiero dwadzieścia jeden lat, a przed nią zbyt świetlana przyszłość, by wszystko popsuć w chwili rozpaczy. Wkrótce zdarzy się coś wspaniałego. Musi tylko poczekać.
– … stek bzdur, który wyniosę na wyżyny sztuki. – Te słowa zwróciły jej uwagę. Wypowiedział je elegancki mężczyzna. Rozmawiał z Mirandą Gwynwyck, a teraz podszedł do niej.
– Witaj, moja droga – zaczął. – Jesteś prześliczna. Cały wieczór czekam na okazję, żeby mieć cię dla siebie. Miranda mówiła, że będę zachwycony.
Z uśmiechem podała mu rękę.
– Francesca Day – przedstawiła się. – Mam nadzieję, że warto było czekać.
– Lloyd Byron. O, tak. Poznaliśmy się już, choć pewnie tego nie pamiętasz.
– Ależ tak, bardzo dobrze. Jesteś znajomym Mirandy, znanym reżyserem.
– Sprzedawczykiem, niestety, który kolejny raz sprzedał duszę za janke-skie dolary. – Westchnął dramatycznie i spojrzał w sufit. Wypuścił przy tym idealnie okrągłe kółko dymu z ust. – Pieniądze to przekleństwo ludzkości. Robimy dla nich najgorsze rzeczy.
W oczach Franceski pojawił się błysk.
– A jakich to okropieństw dopuściłeś się dla pieniędzy, jeśli można zapytać?
– Zbyt wielu. – Podniósł do ust szklankę pełną czystej whisky. – Całe Hollywood jest okropne, jednak ja staram się odcisnąć moje piętno nawet na najgorszej szmirze.
– Jakie to wspaniałe. – Uśmiechnęła się, miała nadzieję, że z podziwem, choć w rzeczywistości bawiło ją, że Lloyd Byron udaje wielką osobowość zmuszoną do kompromisu w imię sztuki.
Reżyser błądził wzrokiem po jej twarzy z zainteresowaniem, ale bez pasji, i domyślała się, że woli towarzystwo mężczyzn. Wydął usta i nachylił się do jej ucha:
– Droga Francesco, za dwa dni lecę do zapyziałego Missisipi, nakręcić film Delta we krwi, szmirę, z której zrobię arcydzieło o przemianie duchowej.
– Uwielbiam arcydzieła o przemianie duchowej – zaszczebiotała i wzięła kieliszek szampana. Spojrzała na«Sarah Fargate-Smyth w kreacji z tafty. Adolfo czy Valentino?
– Delta we krwi to alegoria, hołd oddany życiu i śmierci. – Zamaszyście machnął ręką, nie wylewając przy tym ani kropli. – Odwieczny cykl. Natura… Rozumiesz?
– Odwieczny cykl to coś, co lubię najbardziej.
Przez chwilę przewiercał ją wzrokiem.
– Wyczuwam twoją witalność. Każdy twój ruch wysyła silne wibracje. – Podniósł dłoń do policzka. – Nigdy się nie mylę co do ludzi. Zobacz, aż się spociłem.
Roześmiała się.
– Może zjadłeś nieświeżą krewetkę.
Pocałował ją w dłoń.
– To miłość. Zakochałem się. Musisz zagrać w tym filmie. Od kiedy cię zobaczyłem, wiedziałem, że będziesz idealną Lucindą.
Francesca uniosła brew.
– Nie jestem aktorką. Skąd ten pomysł?
Zmarszczył brwi.
– Nie szufladkuję ludzi. Jesteś tym, za kogo cię uważają. Powiem producentowi, że bez ciebie nie kręcę.
– Nie sądzisz, że to lekka przesada? – stwierdziła ze śmiechem. – Znamy się dopiero kilka minut.
– Znałem cię przez całe życie; zawsze polegam na moim instynkcie, i to mnie wyróżnia spośród innych. – Znowu wypuścił kółko dymu. – Jest to rólka mała, ale znacząca. Nęci mnie wizja podróży w czasie, zarówno duchowej, jak i fizycznej. Rzecz dzieje się w XEX wieku na Południu, na plantacji w czasach jej rozkwitu, i dzisiaj, gdy z majątku prawie nic nie zostało. Chciałbym, żebyś pojawiła się na początku, w kilku krótkich, ale znaczących scenach zagrasz angielską dziewicę, która przyjeżdża w odwiedziny. Nigdy się nie odzywa, ale jej obecność jest wyczuwalna w całym domu. Jeśli poważnie myślisz o karierze, ta rola otworzy przed tobą wszystkie wrota.
Przez ułamek sekundy Francesca pozwoliła sobie na szalone, niepoważne marzenia. Aktorstwo to idealne rozwiązanie, zdobędzie pieniądze i zajmie się czymś, co zawsze ją pociągało. Przypomniała jej się stara znajoma, Ma-risa Berenson, która chyba świetnie się bawiła, kręcąc film za filmem. I zaraz roześmiała się z własnej naiwności. Poważni reżyserowie nie proponują ról kobietom poznanym na przyjęciach.
Byron wyjął z kieszeni notesik w skórzanej oprawie i notował coś złotym piórem.
– Jutro już wyjeżdżam, przed południem zadzwoń do mnie do hotelu. To mój adres. Nie zawiedź mnie, Francesco. Moja przyszłość jest w twoich rę kach. Nie możesz odrzucić takiej szansy. Nie wiadomo, kiedy znowu zaproponują ci rolę w dużej amerykańskiej produkcji.
Schowała karteczkę do kieszeni i z trudem powstrzymała się od komentarza, że jeśli wierzyć jego opisowi, Delta we krwi to nie jest tytuł, który by pasował do dużej amerykańskiej produkcji.
– Cieszę się, że cię poznałam, Lloyd, ale niestety, nie jestem aktorką.
Zakrył uszy rękami, choć w jednej trzymał szklankę, a w drugiej papierosa.
– Nie chcę tego słuchać! Jesteś tym, za kogo cię uważam. Ludzi kreatywni nie dopuszczają do siebie negatywnych myśli. Zadzwoń przed południem, skarbie. Muszę cię mieć, i już!
Z tymi słowami wrócił do Mirandy. Francesca odprowadzała go wzrokiem, nagle poczuła rękę na ramieniu.