Выбрать главу

– Niby jak się tam dostaniesz? A jeśli jeszcze raz powiesz, że taksówką, przysięgam, że własnoręcznie wyrzucę twojego pana Witą przez okno! Jesteś na odludziu, dziewczyno, zrozum wreszcie! To jest Luizjana, a nie Paryż!

Wyprostowała się i zagryzła usta.

– Rozumiem – powiedziała w końcu. – Cóż, w takim razie może zapłacę ci, żebyś mnie zawiózł do samego Nowego Orleanu? – Zmartwiona, zmarszczyła brwi i spojrzała na torebkę. Ile właściwie ma gotówki? Najlepiej będzie, jeśli od razu zadzwoni do Nicholasa, żeby pieniądze już na nią czekały w Nowym Orleanie.

Skeet wysiadł energicznie.

– Idę po coś do picia. Dallie, załatw to. Jedno ci powiem – jeśli ona tu będzie, kiedy wrócę, w poniedziałek sam sobie możesz taszczyć swoje badyle. – Zatrzasnął drzwi.

Okropny człowiek. – Francesca dumnie uniosła głowę. Spojrzała na Dalliego. Chyba jej nie wyrzuci tylko dlatego, że jego prostacki koleżka jej nie lubi? Spojrzała błagalnym wzrokiem: – Zadzwonię, dobrze? To potrwa tylko chwilę.

Wygramoliła się z samochodu z całym wdziękiem, na jaki było ją stać w koszmarnej krynolinie i weszła do niskiego budynku. Otworzyła torebkę i szybko policzyła pieniądze. Osiemnaście dolarów. Przeszył ją nieprzyjemny dreszcz. Ma tylko osiemnaście dolarów… tylko tyle dzieli ją od śmierci głodowej…

Słuchawka lepiła się od brudu, ale nie zwracała na to uwagi. Wybrała numer centrali międzynarodowej, zamówiła rozmowę na koszt abonenta i podała numer Nicholasa. Czekając na połączenie, obserwowała Dalliego. Wysiadł z samochodu, podszedł do właściciela stacji i zapytał go o coś. Co za marnotrawstwo, pomyślała, patrząc na Dalliego- takie ciało u wiejskiego prostaka.

W końcu odebrał lokaj Nicholasa, lecz krótko się cieszyła nadzieją na ratunek: nie przyjął rozmowy, oznajmił, że jego pracodawca wyjechał na kilka tygodni. Francesca gapiła się przez chwilę na słuchawkę, a potem zadzwoniła do Cissy Kavendish. Cissy owszem, odebrała telefon, ale też nie chciała przyjąć rozmowy na swój koszt. Suka! Francesca nie wiedziała, co dalej robić.

Przerażona nie na żarty, przebiegała myślą listę znajomych i nagle zdała sobie sprawę, że ostatnio źle traktowała nawet najwierniejszych wielbicieli. Jedynym, który być może pożyczyłby jej pieniądze, był David Graves, ale kręcił teraz film w Afryce. Zacisnęła zęby i zamówiła trzecią rozmowę, tym razem do Mirandy Gwynwyck. Ku jej zdumieniu, Miranda zgodziła się przyjąć rozmowę na swój koszt.

– Francesco, kochana, jak to miło, że dzwonisz, chociaż tu u nas jest środek nocy! Jak tam twoja kariera? Lloyd dobrze cię traktuje?

Francesca niemal słyszała, jak Miranda mruczy z zadowolenia, i mocniej zacisnęła dłoń na słuchawce.

– Cudownie, Mirando, nie wiem, jak ci dziękować… Ale mam tu mały problem i muszę koniecznie skontaktować się z Nickym. Podaj mi do niego telefon, dobrze?

– Przykro mi, moja droga, niestety jest teraz nieosiągalny. Wyjechał ze starą przyjaciółką, przepiękną blond matematyczką, która za nim szaleje.

– Nie wierzę.

– Francesco, nawet cierpliwość Nicky'ego ma pewne granice i chyba je przekroczyłaś. Podaj mi twój numer, oddzwoni, kiedy wróci za dwa tygodnie.

– Za dwa tygodnie! Muszę porozmawiać z nim teraz!

– Dlaczego?

– To prywatna sprawa! – warknęła.

– Przykro mi.

– Nie rób tego, Mirando! Ja naprawdę muszę… – W słuchawce zapanowała cisza. Tymczasem właściciel stacji benzynowej podszedł do radioodbiornika i przekręcił brudną plastikową gałkę. Po chwili ciszę wypełnił głos Diany Ross.

Francesca zobaczyła, że Dallie wraca do samochodu.

– Poczekaj! – Rzuciła słuchawkę i wybiegła. Serce waliło jej jak oszalałe. Bała się, że ją tu zostawi.

Zatrzymał się w pół kroku, oparł o samochód, splótł ręce na piersi.

– Nie mów mi, że nikogo nie było w domu – mruknął.

– Cóż, właśnie… nie, to nie tak. Widzisz, Nicky, mój narzeczony…

– Nieważne. – Zdjął czapkę, przeczesał jasne włosy palcami. – Słuchaj, zawiozę cię na lotnisko, ale musisz obiecać, że będziesz cicho.

Najeżyła się, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, skinął głową w stronę drzwi pasażera.

– Wskakuj. Skeet chciał rozprostować nogi, zgarniemy go po drodze. Najpierw musi skorzystać z toalety, zresztą umrze, jeśli zaraz nie pozbędzie się tej sukni.

– Daj mi jeszcze kilka minut – poprosiła. – Tylko chwilę.

Nie wiedziała, czy się zgodzi, do słów dołączyła więc cały swój wdzięk: kocie oczy, miękkie usta, mała, bezradna rączka na jego ramieniu. I to był błąd. Spojrzał na nią z obrzydzeniem, jakby dotknął go wąż.

– Wiesz co, Francie, nie wiem, jak to robisz, ale strasznie mnie wkurzasz.

Cofnęła dłoń jak oparzona.

– Nie nazywaj mnie tak! Mam na imię Francesca! I nie myśl sobie, że cię lubię!

– Nie sądzę, że lubisz kogokolwiek, poza sobą. – Wyjął płatek gumy do żucia z kieszeni. – No i pana Witą, ma się rozumieć.

Posłała mu mordercze spojrzenie, podeszła do tylnych drzwiczek, otworzyła je i szarpnęła swoją walizkę, bo nic – ani skrajna bieda, ani zdrada Mirandy, ani bezczelność Dalliego Beaudine'a – nie zmusi jej, by została w tej straszliwym różowym narzędziu tortur.

Dallie rozwinął gumę z papierka i patrzył, jak mocuje się z walizką.

– Wiesz, Francie, jak odwrócisz ją bokiem, pójdzie łatwiej.

Zacisnęła zęby, żeby nie obrzucić go stekiem najgorszych znanych jej przekleństw i szarpnęła walizkę. Przy okazji zarysowała skórzany bok, bo zahaczyła o klamkę w drzwiach. Zabiję go, pomyślała, taszcząc swój bagaż w stronę zardzewiałych drzwi do łazienki. Zabiję go i zatańczę na jego zwłokach. Zacisnęła dłoń na poobijanej klamce i pchnęła. Drzwi ani drgnęły. Ustąpiły dopiero za trzecim razem, skrzypiąc przeraźliwie. Weszła do środka. I wstrzymała oddech.

Łazienka wyglądała okropnie. Na popękanych kafelkach na podłodze stała brudna woda, w której odbijało się mdłe światło gołej żarówki wiszącej pod sufitem. Na muszli klozetowej bez wieka leżała brudna, pęknięta deska. Dopiero teraz Francesca się rozpłakała. Była głodna i spragniona, chciała skorzystać z toalety i wracać do domu, nie miała ani grosza. Postawiła walizkę na ziemi, usiadła na niej i zaczęła płakać. Jak to możliwe? Przecież jest jedną z najpiękniejszych kobiet w całej Anglii!

Przez łzy zobaczyła parę kowbojskich butów. Ukryła twarz w dłoniach i płakała na całe gardło. Buty poruszyły się niespokojnie.

– Długo jeszcze, Francie? Muszę dogonić Skeeta, zanim zajmą się nim aligatory.

– Spotykałam się z księciem Walii – chlipnęła, patrząc na niego. – Kochał się we mnie!

– Hm. Podobno rodzina królewska to…

– Mogłam zostać królową! – Łzy spływały jej na piersi. – Szalał za mną, wszyscy o tym wiedzieli. Chodziliśmy na bale i do opery, i…

Zmrużył oczy i spojrzał na zachodzące słońce.

– Możesz sobie darować ten kawałek i przejść do rzeczy?

– Muszę iść do łazienki! – krzyknęła i wskazała brudne drzwiczki.

Zniknął i wrócił po chwili.

– Rozumiem cię. – Wyjął z kieszeni chusteczkę i rzucił jej na kolana. – Chyba wygodniej ci będzie w zaroślach za budynkiem.

Spojrzała na chusteczkę, na niego i na nowo zalała się łzami. Przez dłuższą chwilę tylko żuł gumę.

– Ten twój tusz rzeczywiście jest do kitu.

Zerwała się na równe nogi, aż chusteczka upadła na ziemię.

– Ciebie to wszystko bawi, prawda? Cieszy cię, że się męczę w tej okropnej sukni, że nie mogę wrócić do domu, że Nicky wyjechał z jakąś straszną matematyczką…