Dallie obserwował ją przez chwilę z rękami na biodrach. Puszka kremu do golenia minęła go i trafiła w lustro.
– Nie do wiary – mruknął. Wyjrzał na zewnątrz. – Ej, Skeet, chodź tutaj! Musisz to zobaczyć!
Skeet już był w drodze.
– Co tu się dzieje? To wygląda jak… – Urwał, zamarł w progu. – Dlaczego ona to robi?
– Nie mam pojęcia. – Dallie uchylił się przed nadlatującą książką telefoniczną. – W życiu czegoś takiego nie widziałem.
– Może jej się zdaje, że jest gwiazdą rocka. Ej, Dallie, dobiera się do kijów golfowych!
Jak na atletę przystało, Dallie dopadł ją w dwóch krokach. Zanim się zorientowała, przerzucił ją sobie przez ramię.
– Puszczaj mnie, ty draniu!
– Nie ma mowy. To moje najlepsze kije.
Ruszyli. Wrzeszczała na całe gardło, gdy wynosił ją na dwór. Jego ramię gniotło ją w brzuch, ręka mocno trzymała pod kolanami. Słyszała obce głosy i zdała sobie sprawę, że w drzwiach innych pokojów pojawili się ludzie w szlafrokach.
– W życiu nie widziałem, żeby kobieta wpadła w taką panikę na widok małej myszki! – zawołał do nich Dallie.
Waliła pięściami w jego nagie plecy.
– Każę cię aresztować! -wrzeszczała. – Pozwę cię! Drań! Zostaniesz bez grosza… – Gwałtownie skręcił w prawo. Zobaczyła furtkę z kutego żelaza, ogrodzenie, podświetloną wodę…
– Nie! -wrzeszczała jakby obdzierano ją ze skóry, gdy zamykała się nad nią woda w basenie.
Rozdział 10
Skeet podszedł od Dalliego i obaj ciekawie zaglądali do basenu. W końcu Skeet stwierdził:
– Nie wypływa za szybko.
Dallie wsunął kciuki za szlufki dżinsów.
– Chyba nie umie pływać. Powinienem się tego domyślić. Szamotanina w basenie stopniowo ustawała.
– Wskoczysz i uratujesz jąjeszcze w tym stuleciu? -zainteresował się Skeet.
– Pewnie tak. Chyba że ty masz na to ochotę.
– O nie, idę spać.
Skeet odwrócił się i odszedł, a Dallie usiadł na leżaku i ściągnął wysokie buty. Obserwował przez chwilę drobną postać na dnie basenu. Gdy uznał, że już najwyższa pora jej pomóc, podszedł do krawędzi i wskoczył.
Właśnie w tym momencie Francesca zdała sobie sprawę, że wcale nie chce umierać. Mimo koszmarnego filmu, biedy, utraty wszystkiego, co miała… Przecież jest jeszcze taka młoda. Ma przed sobą całe życie. Jednak woda przytłaczała jąi Francesca zrozumiała, że to już koniec. Płuca płonęły żywym ogniem, nogi nie reagowały na polecenia. Umierała, choć jeszcze tak naprawdę nie zasmakowała życia.
Nagle coś objęło ją w pasie i ciągnęło w górę, na powierzchnię, do życia! Kurczowo chwytała ustami powietrze, krztusiła się i dławiła, i jednocześnie gorączkowo czepiała się otaczających ją ramion. Bała się, że znikną. Śmiała się i płakała jednocześnie, szczęśliwa, że żyje.
Nie wiedziała, jak to się stało, ale nagle leżała na brzegu. Ostatnie strzępy szaro-beżowej bluzki zostały na dnie basenu. Jednak nawet teraz, mając pod plecami twardy beton, nie puszczała Dalliego.
W końcu odzyskała głos.
– Nigdy… ci nie wybaczę… Nienawidzę cię – sapała i jednocześnie przywierała do niego całym ciałem, wtulała się w jego nagą pierś. – Nienawidzę cię… Nie zostawiaj mnie.
– Nieźle się zdenerwowałaś, co, Francie?
Nie zdołała odpowiedzieć, mogła się go tylko kurczowo trzymać. Tuliła się do niego, gdy niósł ją z powrotem do pokoju, gdy rozmawiał z kierownikiem, który już na nich czekał, gdy wygrzebał w bałaganie jej kuferek, szukał w nim czegoś i zaniósł ją do innego pokoju.
Położył ją na łóżku.
– Możesz się tu…
– Nie! – Panika powróciła w całej okazałości.
Starał się oderwać jej ręce od swojej szyi.
– Daj spokój, Francie, dochodzi druga nad ranem. Chcę się trochę przespać, zanim…
– Nie, Dallie! – Płakała, patrząc w oczy błękitne jak Paula Newmana. -Nie zostawiaj mnie.
Na pewno odjedziesz, kiedy zasnę. Obudzę się i już cię tu nie będzie, i zostanę sama!
– Nie odjadę, póki z tobą nie porozmawiam – powiedział w końcu.
– Obiecujesz?
Rzucił na łóżko czystą koszulkę, którą ze sobą przyniósł, i jej sandałki, które nie wiadomo jakim cudem zostały ocalone.
– Obiecuję.
Dał słowo, ale czuła, że zrobił to wbrew sobie. Pisnęła żałośnie, gdy szedł do drzwi. Przecież sama tyle razy obiecywała różne rzeczy i nigdy nie dotrzymywała obietnic! Skąd ma wiedzieć, że nie postąpi tak samo?
– Dallie?
Już go nie było.
Ostatkiem sił ściągnęła mokre dżinsy i bieliznę i zostawiła je na podłodze. Wślizgnęła się pod kołdrę. Zamknęła oczy i w ostatniej chwili, zanim zasnęła, zastanawiała się, czy nie byłoby jednak lepiej, gdyby zostawił jąna dnie basenu.
Spała mocno, głęboko, ale i tak obudziła się już cztery godziny później, ledwie pierwsze promienie słońca zza chmur przedarły się przez grube zasłony. Odrzuciła kołdrę, wstała i naga, obolała, podbiegła do okna. Uspokoiła się dopiero, kiedy zobaczyła samochód Dalliego. Nie odjechał.
Jej serce biło już normalnie. Skierowała się do lustra, instynktownie robiąc to, co robiła całe życie; jej odbicie upewni ją, że świat się nie zawalił, że nadal kreci się dokoła jej urody.
Wydała stłumiony okrzyk rozpaczy.
Może gdyby pospała dłużej, zniosłaby szok lepiej, jednak teraz nie wierzyła własnym oczom. Jej włosy, jej piękne włosy zwisały splątane i brudne, na kształtnym karku czerwieniło się zadrapanie, na delikatnej skórze wy-kwitły siniaki, a jej usta, jej słynna idealna dolna warga spuchła jak bania.
W panice rzuciła się do kuferka i błyskawicznie przejrzała swoje skarby: podręczna butelka żelu do kąpieli od Rene Garrauda, pasta do zębów (ale ani śladu szczoteczki), trzy szminki, brzoskwiniowe cienie i pudełeczko tabletek antykoncepcyjnych, które całkiem niepotrzebnie zapakowała głupia pokojówka Cissy. W torebce znalazła dwa odcienie różu, portfel z jaszczur-czej skóry i buteleczkę perfum. To wszystko, jeśli nie liczyć koszulki Dalliego i mokrych ciuchów na podłodze. To wszystko, co ma.
Nie mogła się uporać z tą myślą, pobiegła więc pod prysznic i starała się doprowadzić włosy do porządku tanim hotelowym szamponem. Za pomocą nielicznych kosmetyków, jakie jej zostały, chciała się upodobnić do dawnej siebie. Wciągnęła nieprzyjemnie wilgotne dżinsy, wsunęła stopy w mokre sandałki, spryskała się perfumami pod pachami i naciągnęła koszulkę Dalliego. W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Szybko przeczesała włosy palcami. Wolała nie ryzykować kolejnego spojrzenia do lustra.
Dallie niedbale opierał się o framugę. Miał na sobie jasnoniebieską wiatrówkę i dżinsy z dziurą na kolanie. Wilgotne włosy zwijały się na końcach.
Przydaloby mu się dobre strzyżenie, zauważyła odruchowo. I nowe ciuchy. Jego szerokie ramiona rozsadzały wiatrówkę, a dżinsów nie włożyłby nawet żebrak z Kalkuty.
To i tak bez sensu. Co z tego, że dostrzegała jego wady, co z tego, że powtarzała sobie, że to zwykły wieśniak, i tak był najwspanialszym mężczyzną, jakiego w życiu widziała.
Spojrzał na nią.
– Francie, wczoraj cały czas starałem się dać ci do zrozumienia, że nie obchodzi mnie twoja historia, ale skoro najwyraźniej bardzo chcesz ją opowiedzieć, a ja nie mogę się już doczekać, kiedy się ciebie pozbędę, miejmy to z głowy. – Mówiąc to, wszedł do pokoju, usiadł na krześle, położył nogi na biurku. – Aha, i jeszcze jedno. Jesteś mi winna coś koło dwustu dolarów.