Tego było już za wiele.
– Przepraszam – mruknęła przez łzy. Dallie nie zdążył jej powstrzymać, błyskawicznie wybiegła na dwór. Znużona, oparła się o brudną półciężarówkę.
Co się z nią dzieje? Przypomniała sobie, jak Nicky się zaśmiewał, gdy opowiadała tę historię, Cissy Kavendish pożyczała chusteczkę od Nigela MacAllistera, bo aż się popłakała ze śmiechu. Nagle ogarnęła ją fala tęsknoty. Dzisiaj znowu próbowała dodzwonić się do Nicky'ego, ale nawet lokaj nie odbierał. Usiłowała sobie wyobrazić Nicky'ego w tym obskurnym barze – na darmo. Dla odmiany wyobraziła więc sobie, że ma rodowe szmaragdy Gwynwycków na szyi i siedzi u szczytu stołu hepplewhite'a w jadalni Nicky'ego, udało jej się to od razu, tylko że… po drugiej stronie stołu zamiast Nicky'ego pojawił się Dallie Beaudine, w spranych dżinsach, obcisłej koszulce. Dallie, przystojny jak młody Bóg, w eleganckie jadalni Nicky' ego.
Usłyszała skrzypnięcie drzwi. Dallie podszedł do niej i podał jej torebkę.
– Cześć, Francie – zaczął miękko.
– Cześć, Dallie. – Wzięła od niego torebkę i popatrzyła na nocne rozgwieżdżone niebo.
– Dobrze się spisałaś.
Roześmiała się gorzko.
Wsunął wykałaczkę w usta.
'- Mówię poważnie. Kiedy już zdałaś sobie sprawę, że zrobiłaś z siebie idiotkę, zachowałaś się przyzwoicie. Nie urządzałaś scen na parkiecie, tylko wyszłaś dyskretnie. Wszyscy byli pod wrażeniem. Chcą, żebyś wróciła.
Przedrzeźniała go celowo:
– No nie!
Roześmiał się cicho. Drzwi skrzypnęły znowu i wyszło dwóch mężczyzn.
– Cześć, Dallie! – zawołali.
– Cześć KC, Charlie!
Wsiedli do poobijanego dżipa Cherokee, a Dallie wrócił do rozmowy z Francescą.
– Wiesz, Francie, wydaje mi się, że już nie darzę cię taką niechęcią jak na początku. To znaczy nadal jesteś cholernie upierdliwa i nie do końca w moim typie, ale czasami… Popisałaś się w tej historyjce z guźcem. Zaangażowałaś się całą sobą, nawet kiedy stało się jasne, że sama kopiesz sobie grób.
Z knajpy dobiegał brzęk talerzy i zawodzenie szaty grającej. Francescą wbiła obcasy w żwir podjazdu.
– Chcę do domu – powiedziała nagle. – Nie podoba mi się tutaj. Chcę wrócić do Anglii, gdzie wszystko jest jasne. Chcę odzyskać moje ubrania, dom, samochód… Chcę znowu mieć pieniądze i przyjaciół, którzy mnie lubią. – Chciała także znowu mieć matkę, ale tego nie powiedziała.
– Użalasz się nad sobą, co?
– A nie mam powodów? Na moim miejscu nie robiłbyś tego samego?
– Nie wiem. Nie sądzę, żebym był szczęśliwy, prowadząc życie sybaryty.
Nie do końca wiedziała, co to znaczy, ale miała ogólne pojęcie, i zdenerwowało ją, że człowiek, który najwyraźniej nie zna podstaw gramatyki, używa słów, których ona nie rozumie.
Oparł się na łokciu.
– Słuchaj, Francie, czy masz jakikolwiek plan awaryjny?
– Oczywiście, wyjdę za Nicky'ego. Już ci to mówiłam. – Dlaczego na samą myśl ogarnia ją rozpacz?
Wyjął wykałaczkę z ust i cisnął w mrok.
– Daj spokój, Francie. Masz taką ochotę na małżeństwo z Nickym jak na popsucie sobie fryzury.
Spojrzała na niego.
– Szczerze mówiąc, nie mam wyjścia. Nie rozumiesz? Nie mam ani grosza! Muszę za niego wyjść! – Widziała, jak otwiera usta, zapewne by wygłosić kolejną mądrość klasy robotniczej, i nie dała mu dojść do słowa. – Nic nie mów, Dallie! Niektórzy ludzie przyszli na ten świat, żeby zarabiać pieniądze, inni – żeby je wydawać. Ja zdecydowanie należę do tej drugiej kategorii. Nie mam zielonego pojęcia, jak zarobić na życie. Próbowałam aktorstwa i widzisz, czym to się skończyło. Nie mogę zostać modelką, bo jestem za niska. Jeśli mam do wyboru: zasuwać w fabryce albo wyjść za Nicky'ego, wybieram małżeństwo, to jasne! Zamyślił się na chwilę.
– Jeśli jutro wygram, zgarnę niezłą sumkę. Chcesz, żebym ci kupił bilet do domu?
Spojrzała na niego. Daszek czapeczki zasłaniał mu pół twarzy, widziała tylko piękne usta.
– Zrobiłbyś to?
– Już ci mówiłem, Francie. Póki mi starczy na benzynę i rachunki w barze, pieniądze nie mają dla mnie znaczenia. Ba, ja nie lubię pieniędzy. Powiem ci coś: choć uważam się za Amerykanina i patriotę, w głębi serca jestem marksistą.
Roześmiała się i ta reakcja dowodziła dobitnie, że spędza z nim za dużo czasu.
– Dzięki za propozycję, Dallie, ale choć bardzo chciałabym z niej skorzystać, muszę tu jeszcze trochę zostać. Nie mogę w takim stanie wrócić do Londynu. Nie znasz moich przyjaciół. Miesiącami bawiliby się moim kosztem.
Oparł się o półciężarówkę.
– Nieźli przyjaciele, Francie.
Poruszył drażliwy temat, a ona nie chciała o tym nawet myśleć.
– Wracaj do środka – powiedziała. – Ja tu jeszcze trochę zostanę.
– Chyba nie. – Zwrócił się w jej stronę, tak że mdłe światło z werandy knajpy oświetlało jego twarz, zmieniało mu rysy: wydawał się starszy, ale nie mniej przystojny. – Wydaje mi się, że mamy co innego do roboty.
Jego słowa wzbudziły nieprzyjemne dreszcze, lecz jako kobieta Serritellich flirt miała w genach. Jakaś jej cząstka chciała uciekać do knajpy, jednak uśmiechnęła się słodko i niewinnie.
– Tak? A co?
– Może, hm… małe sam na sam? – Uśmiechnął się lekko, leniwie. – Wskakuj do buicka, jedziemy.
Nie chciała wsiąść do buicka. A może właśnie chciała? Dallie budził w niej nowe uczucia, uczucia, którym uległaby z ochotą gdyby się sprawdziła w łóżku i gdyby była jedną z tych kobiet, które nie zawracają sobie głowy myślą, że spadnie na nie kropla cudzego potu. Nie może się jednak wycofać, bo wyjdzie na idiotkę. Podeszła do samochodu i tłumaczyła sobie, że skoro ona się nie poci, może mężczyzna równie wspaniały jak Dallie Beaudine też nie ma tego problemu?
Patrzyła jak spokojnie, bez pośpiechu, podchodzi do buicka i wyjmuje kluczyki z kieszeni, wsiada do samochodu, wkłada kluczyk do stacyjki i włącza radio.
– Lubisz country, Francie? Czy wolisz co innego? Kurczę, zapomniałem dać Patowi wejściówkę na finał. Poczekaj, zaraz wrócę. – Otworzył drzwiczki.
Odprowadzała go wzrokiem. Nadal szedł powoli, leniwie. Z baru wyszli golfiści. Wdał się z nimi w rozmowę. Patrzyła, jak kręci głową i naśladuje zamach kijem golfowym. Westchnęła, rozczarowana. Dallie Beaudine nie wygląda, jakby targała nim namiętność.
W końcu wrócił do buicka. Do tego czasu zdążyła się tak zdenerwować, że z trudem opanowała drżenie. Czy wszystkie kobiety w jego życiu są tak wspaniałe, że uważa ją za jedną z wielu? Kąpiel wszystko załatwi, powtarzała sobie, gdy ruszyli. Puści gorącą wodę, wtedy jej włosy kręcą się uroczo. Umaluje się dyskretnie, spryska pościel perfumami, przykryje lampę ręcznikiem, żeby dawała stłumione światło i…
– Coś nie tak, Francie?
– A czemu pytasz? – mruknęła sztywno.
– Bo przykleiłaś się do drzwiczek.
– Tak mi wygodnie. Znowu sięgnął do radia.
– Jak chcesz. Więc co? Country czy pop?
– Ani jedno, ani drugie. Wolę rocka. – Nagle wpadł jej do głowy doskonały pomysł. – Od dziecka uwielbiałam rocka. Najbardziej lubię Rolling Stonesów. Mało kto o tym wie, ale Mick napisał dla mnie trzy piosenki, kiedy byliśmy razem w Rzymie.
Na Dalliem nie zrobiło to specjalnego wrażenia, brnęła więc dalej. Przecież to tylko małe kłamstewko, naprawdę zna Micka Jaggera, przynajmniej na tyle, żeby się witać na przyjęciach.
– Zatrzymaliśmy się w fantastycznym apartamencie z widokiem na Villa Borghese. Byliśmy tam całkiem sami, mogliśmy się kochać nawet na tarasie. Oczywiście to nie było nic trwałego. Ego Micka… i do tego Bianca… A ja wtedy poznałam księcia. – Urwała. – Nie, nie tak. Najpierw poznałam Ryana O'Neala, dopiero potem księcia.