Выбрать главу

Dallie spojrzał na nią, potrząsnął głową, jakby chciał się pozbyć wody z uszu, i zajął się prowadzeniem samochodu.

– Lubisz kochać się w plenerze, Francie?

– Pewnie, podobnie jak większość kobiet, prawda? – W rzeczywistości nie wyobrażała sobie nic gorszego.

Jechali w milczeniu. Nagle skręcił w boczną drogę, na jej końcu widniała kępa cyprysów, porośniętych oplątwą.

– Co ty wyprawiasz?! – krzyknęła. – Dokąd jedziesz? Zawracaj w tej chwili! Chodźmy do motelu!

– Pomyślałem, że ci się tu spodoba, w końcu miałaś tylu sławnych kochanków i w ogóle. – Zatrzymał samochód między cyprysami. Przez otwarte okno wleciały dziwne, nieznane owady.

– Czy tam jest bagno? – zapytała przerażona. Wytężył wzrok.

– Chyba tak. Nie możemy za bardzo oddalać się od samochodu. Aligatory zazwyczaj żerują w nocy. – Zdjął czapeczkę z głowy, odłożył na tablicę rozdzielczą i spojrzał na nią wyczekująco.

Mocniej przywarła do drzwiczek.

– Chcesz pierwsza, czy ja mam zacząć? – zapytał w końcu. Była czujna.

– O co ci chodzi?

– O grę wstępną. Miałaś tylu sławnych kochanków, że trochę się speszyłem. Może lepiej będzie, jeśli ty narzucisz tempo.

– Ja… dajmy sobie spokój. To… błąd. Wracajmy do motelu.

– To kiepski pomysł, Francie. Kiedy już się na coś zdecydujesz, trzeba to dociągnąć do końca. Zwłaszcza kiedy obiecujesz facetowi, że…

– Niczego ci nie obiecywałam. Przecież tylko trochę flirtowaliśmy. Zrozum, ja wcale nie poczuję się niezręcznie, jeśli z tego zrezygnujemy, i ty na pewno też nie…

– Ależ owszem. Pewnie nawet nie uda mi się jutro dobrze zagrać. Jestem zawodowcem, Francie. A zawodowy sportowiec ma ciało jak precyzyjny mechanizm. Jeśli nie będę w formie, przegram łatwy mecz… przez ciebie, złotko.

Dopiero teraz dotarło do niej, że Dallie mówi z bardzo silnym akcentem i nagle zrozumiała, że z niej żartuje.

– Cholera, Dallie! Nie rób mi tego! I tak umieram ze zdenerwowania!

Roześmiał się, objął ją ramieniem, po przyjacielsku, przyciągnął do siebie.

– Dlaczego po prostu nie powiesz, że się denerwujesz, tylko sama sobie wszystko komplikujesz?

Dobrze jej było w jego ramionach, ale jeszcze mu nie wybaczyła, że się z niej nabijał.

– Tobie łatwo powiedzieć. Najwyraźniej dobrze się czujesz w każdym możliwym łóżku.

Ja nie. – Głęboko nabrała tchu i powiedziała, co ją gryzie. – Szczerze mówiąc… ja nie lubię seksu. – No, proszę. Powiedziała to. Teraz może się z niej śmiać do woli.

– A to dlaczego? Seks jest przyjemny i nic nie kosztuje.

– Nie jestem typem sportsmenki.

– Aha. No tak, to wszystko wyjaśnia. Ciągle nie zapomniała, że są na skraju bagna.

– Nie możemy wrócić do motelu, Dallie?

– Nie, Francie. Ledwie tam przyjedziemy, zamkniesz się w łazience i zaczniesz eksperymentować z fryzurą, makijażem i perfumami. – Odsunął jej włosy z szyi i pocałował. – Pieściłaś się kiedyś na tylnym siedzeniu samochodu?

Zamknęła oczy. Rozkoszując się doznaniem.

– A liczy się limuzyna księcia? Delikatnie ugryzł ją w ucho.

– Tylko jeśli okna zaparowały.

Nie wiedziała, kto wykonał pierwszy ruch, ale nagle usta Dalliego były na jej wargach, a dłonie błądziły po jej ciele. Odruchowo rozchyliła usta. Całował powoli, leniwie. Zanim się zorientowała, wsunęła ręce pod koszulkę Dalliego, spragniona dotyku jego skóry. Nie chciała już zachować kontroli nad sytuacją, chciała, żeby ten pocałunek trwał wiecznie. Rozkoszowała się dotykiem warg, języka, skóry tego wspaniałego mężczyzny. Nie myślała już, co będzie dalej. Zaczął całować jej szyję. Zachichotała.

– To prywatny żarcik, czy powiesz, co cię tak bawi? – mruknął z ustami wtulonymi w szyję Franceski.

– Po prostu dobrze się bawię. – Uśmiechała się, kiedy ją całował i mocował się z jej koszulką. Nagle coś sobie przypomniała.

– Dlaczego na koszulce, którą mi dałeś pierwszej nocy, było logo Uniwersytetu Teksaskiego? – zapytała.

– Bo tam studiowałem. Odsunęła się, zaskoczona.

– Ty? Nie wierzę!

Spojrzał na nią z komiczną powagą.

– Uzyskałem tytuł magistra literatury angielskiej. Chcesz sobie obejrzeć mój dyplom, czy możemy wrócić do tego, co robimy tu i teraz?

– Literatura angielska? – Zaniosła się śmiechem. – Nie do wiary! Przecież ty ledwo mówisz!

Teraz go uraziła.

– Coś takiego. Ale mi powiedziałaś.

Ciągle roześmiana, przywarła do niego tak gwałtownie, że stracił równowagę i upadł na kierownicę. I powiedziała zadziwiające słowa:

– Mogłabym cię zjeść, Dallie Beaudinie.

Tym razem to on się roześmiał, ale niedługo to trwało, bo zamknęła mu usta pocałunkiem. Zapomniała, że suę denerwuje i nie ma pojęcia o seksie. Usiadła mu na kolanach.

– Mamy tu za mało miejsca, złotko – mruknął w jej rozchylone usta. Odsunął ją, otworzył drzwiczki i wysiadł z samochodu. Wyciągnął do niej rękę.

Wysiadła posłusznie, ale zamiast zaproponować bardziej przestronne tylne siedzenie, przycisnął ją do samochodu i pocałował. Odrobina światła z otwartego samochodu sprawiała, że ciemności nad bagnem wydawały się jeszcze bardziej nieprzeniknione. Wyobraziła sobie aligatory czyhające pod samochodem na jej stopy w sandałkach z odkrytymi palcami. Otoczyła szyję Dalliego ramionami i podciągnęła się, jedną nogą stojąc na jego stopie, drugą oplatając jego udo.

Czuła dłoń Dalliego na piersi i znowu ogarnęło ją zdenerwowanie. Tym razem nie miało nic wspólnego z aligatorami.

– Dallie, kupmy szampana. Szampan… szampan pomoże mi się odprężyć.

– Ja ci pomogę. – Rozpiął guzik w jej dżinsach i mocował się z zamkiem.

– Dallie! – krzyknęła. – Jesteśmy na dworze!

– Tak jest. Ty, ja i bagno. – Suwak ustąpił.

– Ja… ja chyba nie jestem gotowa. – Wsunął dłoń pod jej koszulkę, nakrył nią pierś Franceski, pocałował delikatnie w usta. Narastała w niej panika. Musnął brodawkę palcem. Jęknęła. Chciała, żeby miał ją za kochankę doskonałą, ale jak to osiągnąć w środku bagna? – Ja… mam ochotę na szampana. I stłumione światło… i pościel… Dallie.

Puścił jej pierś i delikatnie położył dłoń na policzku.

– Nieprawda, złotko. Niczego nie potrzebujesz, ty wystarczysz. Musisz to zrozumieć, Francie. Polegaj na sobie, nie na rekwizytach, którymi się otaczasz.

– Boję się. – Chciała rzucić to od niechcenia, ale jej nie wyszło. – Pewnie uznasz, że to śmieszne, ale Evan Varian powiedział, że jestem oziębła, a ten rzeźbiarz, Szwed, w Marrakeszu…

– Daruj sobie na razie tę opowieść, dobrze?

Poczuła, jak wraca jej bojowy nastrój, i spojrzała na niego oskarżycielsko:

– Celowo mnie tu przywiozłeś, prawda? Bo wiedziałeś, że mi się to nie spodoba! – Oburzona, wycelowała palcem w buicka. – Nie należę do kobiet, które uprawiają seks na tylnym siedzeniu samochodu.

– A kto tu mówi o tylnym siedzeniu? Przyglądała mu się przez chwilę.

– O nie! Nie położę się na ziemi!

– Też nie lubię na ziemi.

Więc gdzie? Jak?

– Daj spokój, Francie. Przestań kombinować i planować, nie zastanawiaj się, który profil masz ładniejszy. Daj się ponieść emocjom.

– Chcę wiedzieć, gdzie.