Выбрать главу

– Wiem o tym, złotko, ale ci nie powiem, bo zaczniesz się zadręczać, czy kolory się nie gryzą. Po raz pierwszy w życiu zrób coś, nie zastanawiając się nad tym, czy ślicznie wyglądasz.

Poczuła się, jakby podsunął jej lustro pod nos, nieduże i zamglone, ale jednak lustro. Czy naprawdę jest taka próżna? Taka wyrachowana? Nie chciała się z tym pogodzić, a jednak… Dumnie uniosła podbródek i energicznie szarpnęła swoje dżinsy.

– Dobrze, proszę bardzo, zrobimy, jak chcesz. Ale nie oczekuj nic specjalnego. - Wąska nogawka zaczepiła się na sandałku. Francesca pochyliła się, żeby uwolnić stopę. Usiadła na fotelu kierowcy. – Co, Dallie, podnieca cię to? Cholerny świat!

Chciał do niej podejść, ale spojrzała na niego wrogo zza rozpuszczonych włosów.

– Nie waż się mnie tknąć. Mówię poważnie. Sama sobie poradzę.

– To kiepski początek, Francie.

– Idź do diabła! – W końcu wyzwoliła się z dżinsów i wstała, w koszulce, sandałkach i bieliźnie. – No proszę! I uprzedzam, nie zdejmę niczego więcej, póki sama nie będę chciała!

– W porządku. – Otworzył ramiona. – Chodź do mnie. Uspokój się.

Wtuliła się w niego. Przez chwilę tylko ją obejmował, a potem znowu zaczął całować. Upadła tak nisko we własnych oczach, że nawet nie starała się mu zaimponować. Niech sam się męczy. Po chwili stwierdziła, że to bardzo przyjemne. Czuła dłonie Dalliego na plecach, a potem na piersiach, muskał je delikatnie, od niechcenia. Francesce było gorąco i zimno jednocześnie. Czy rzeźbiarz też dotykał jej piersi? Na pewno, ale nie mogła sobie przypomnieć. A potem Dallie zadarł jej koszulkę i dotknął piersi ustami, swoimi cudownymi ustami.

Westchnęła głośno, gdy pieścił je językiem. Nie wiadomo kiedy, znowu zaczęła błądzić dłońmi pod jego koszulką. Nagle uniósł Franceskę, przeszedł kilka kroków i posadził.

Na masce buicka.

– O nie! – krzyknęła.

– Spróbuj tylko – powiedział.

Otworzyła usta, żeby mu oznajmia, że za żadne skarby światła nie pozwoli, by ją obmacywał na masce samochodu, ale zinterpretował jej gest jako zaproszenie i pocałował namiętnie. Nie wiedziała, jak do tego doszło, ale usłyszała swój jęk, gdy pocałunek stawał się coraz gorętszy. Wygięła się w łuk, ofiarowała mu się, zapomniała o poniżającej pozycji. Złapał ją za kostkę.

– O, tutaj. – Postawił stopę Franceski na zderzaku.

Nie protestowała.

Przesuń się troszkę do przodu, o tak. – Mówił ochryple, nie spokojnie jak zwykle, oddychał szybko. Szarpnęła jego koszulkę, spragniona dotyku nagiego ciała. Zdjął ją szybko i sięgnął do majteczek Franceski.

– Dallie…

– Już dobrze, kochanie, już dobrze. – Ściągnęła je i poczuła pod pośladkami chłodny metal maski. – Francie, wzrok mnie nie mylił, prawda? W kuferku miałaś pigułki antykoncepcyjne?

Skinęła głową. Nie chciała psuć nastroju, wdając się w zawiłe wyjaśnienia, jak to lekarz poradził jej, by nie brała pigułek, póki nie ustabilizuje się jej okres, a i tak na pewno nie zajdzie w ciążę.

Dallie pieścił wnętrze jej ud. Delikatnie dotykał jedwabistej skóry, za każdym razem zbliżając się do tej części ciała, której nie uważała za piękną i której nie chciała mu pokazać, a która teraz zdawała się dziwnie rozedrgana i gorąca.

Nagle przestał głaskać, pieścić, muskać… dotknął jej. W środku.

– Dallie… – ni to krzyknęła, ni jęknęła.

– Dobrze? – wymamrotał ochryple.

– Tak. Tak.

Zamknęła oczy przed bladym księżycem Luizjany, żeby nic jej nie rozpraszało, gdy rozkoszowała się tą pieszczotą. Odwróciła głowę, ale nawet nie poczuła brudu z maski na policzku. Jego ruchy stawały się coraz szybsze. Bardziej rozsunął nogi Franceski. Opierała stopy na chromowanym zderzaku. Dallie rozpiął swoje dżinsy. Uniósł jej biodra.

Jęknęła, gdy poczuła go w sobie. Pochylił się nad nią, ale zaraz się cofnął.

– Boli?

– Nie. Jest… cudownie.

– Bo tak ma być, złotko.

Chciała, żeby miał ją za doskonałą kochanką, chciała zrobić wszystko jak należy, ale świat odpływał, kręciło jej się w głowie, czuła cudowną falę gorąca. Jak ma się skupić, kiedy tak jej dotyka? Nagle zapragnęła poczuć go bardziej. Owinęła nogi wokół bioder Dalliego i przyciągnęła do siebie.

– Spokojnie, skarbie – szepnął. – Nie spiesz się. – Poruszał się w niej powoli, całował ją i sprawiał, że czuła się tak dobrze, jak nigdy dotąd. – Jesteś tu, złotko? – szepnął ochryple.

– O, tak… Dallie… mój cudowny Dallie… mój kochany Dallie… – Osiągnęła szczyt.

Stęknął głośno i ten dźwięk napełnił ją poczuciem siły, rozpalił i znowu osiągnęła orgazm. Po chwili poczuła na sobie jego ciężar.

Odwróciła głowę, tak że dotykała policzkiem jego włosów. Był taki cudowny, prawdziwy, piękny. W niej. Zauważyła, że oboje są spoceni, poczuła, jak kropla potu Dalliego spada jej na ramię. I co z tego? Czy to miłość, zastanawiała się sennie. Gwałtownie otworzyła oczy. Zakochała się. To jasne. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Tego jej brakowało w życiu.

Zakochała się.

– Francie? – mruknął.

– Tak?

– Wszystko w porządku?

– Tak.

Uniósł się na łokciach i się uśmiechnął.

– Co powiesz, gdybyśmy wrócili do hotelu i powtórzyli to w łóżku, tak jak chciałaś?

W drodze powrotnej tuliła się do niego, żuła gumę i snuła wizje wspólnej przyszłości.

Rozdział 13

Naomi Jaffe Tanaka weszła do domu, niosąc zakupy – złociste figi, słodką gorgonzolę, chrupiącą bagietkę. Postawiła elegancką aktówkę na granitowym blacie w kuchni.

W zadumie wyłożyła ser na porcelanowy talerzyk. Tylko jedna rzecz dzieli ją od miejsca w radzie nadzorczej agencji – Dziewczyna z Iskrą. Dziś rano Harry Rodenbaugh zagroził, że przekaże zlecenie komu innemu, jeśli Naomi w najbliższym czasie nie znajdzie odpowiedniej kandydatki.

Zdjęła szare pantofle i dalej rozpakowywała zakupy. Dlaczego tak trudno znaleźć tę dziewczynę? Wydzwaniały z, sekretarką wszędzie, gdzie się dało -na darmo. Ona gdzieś tam jest, tak, ale gdzie? Znużona, Naomi masowała sobie skronie. Migrena nie dawała jej spokoju. Nie ma dzisiaj na nic siły. Weźmie prysznic, włoży stary szlafrok i napije się wina, zanim przejrzy dokumenty, które ze sobą przyniosła. Jedną ręką rozpinała perłowe guziki bluzki, drugą sięgnęła do kontaktu na ścianie. Jak leci, siostrzyczko?

Z krzykiem odwróciła się w stronę, z której dochodził głos jej brata.

– Boże!

Gerry Jaffe rozwalił się na kanapie. Jego sprane dżinsy i wypłowiała koszula nie pasowały do eleganckiego wnętrza. Miał ciemne falujące włosy, które tworzyły niesforną czuprynę w stylu afro. Coraz bardziej widoczne stawały się blizna na lewym policzku i bruzdy wokół jego pięknych ust, które nie tak dawno doprowadzały koleżanki Naomi do szaleństwa. Za to nos Gerry'ego się nie zmienił – nadal był wielki i dumny, orli. A w oczach nadał płonął fanatyczny ogień.

– Jak się tu dostałeś? – warknęła. Była zła i niespokojna. Nie miała siły na dalsze problemy, a Gerry zawsze oznaczał kłopoty. Jednocześnie cieszyła się na jego widok; zawsze był dla niej starszym bratem, któremu za wszelką cenę chciała dorównać.

– Nie pocałujesz mnie?

– Nie zapraszałam cię tutaj.

Wydało jej się, że wyczuwa w nim zmęczenie, ale to wrażenie zaraz znikło. Zawsze był dobrym aktorem.

– Mogłeś najpierw zadzwonić – syknęła. Przypomniała sobie, że widziała jego zdjęcia w gazetach, przewodził demonstracji przeciwko zbrojeniom atomowym. – Aresztowano cię znowu, tak?