Holly Grace stała w tłumie innych gapiów, którzy wyszli przed Roustabout.
– Nie mieści mi siew głowie, że Dalliejej o mnie nie powiedział – mruknęła do Skeeta. – Zazwyczaj mówi o mnie, mniej więcej trzydzieści sekund po poznaniu, każdej nowej dziewczynie.
– Nie wygłupiaj się – żachnął się Skeet. – Rozmawialiśmy przy niej o tobie setki razy i dlatego tak się wkurzył. Wszyscy wiedzą, że wzięliście ślub lata temu. To kolejny dowód na to, jaka z niej idiotka. – Zmarszczył brwi, zmartwiony. – Widzę, że nie chce zrobić jej krzywdy, ale jeśli walnie go w czule miejsce, ani się obejrzy, a trafi do szpitala a Dallie do więzienia pod zarzutem pobicia. A nie mówiłem, Holly Grace? Ta kobieta to nic, tylko kłopoty.
Holly Grace upiła łyk piwa z butelki Dalliego i mruknęła:
– Jeśli przewodniczący PGA się o tym dowie, Dallie wyleci z ligi zawodowej.
Holly Grace patrzyła, jak reflektory odbijają się we łzach na policzkach Franceski. Może ta mała jest więcej warta, niż Skeet uważa. Ale rozumu nie ma za grosz. Tylko wariat rzuca się na Dallasa Beaudine bez nabitej broni i pejcza. Skrzywiła się, gdy Francesca kopnęła go w kolano.
W odpowiedzi obezwładnił ją, wykręcił jej ręce do tyłu.
Holly Grace spojrzała na Skeeta.
– Zaraz znowu go kopnie. Musimy interweniować, zanim będzie za późno. – Odstawiła butelkę. – Skeet, ty zajmij się małą ja biorę na siebie Dalliego.
Skeet się nie sprzeciwił. Nie przepadał za Francesca, ale wiedział, że tylko Holly Grace jest w stanie uspokoić rozwścieczonego Dalliego. Podeszli do walczących.
– Daj mi ją, Dallie – mruknął Skeet.
Francesca pisnęła z bólu. Bolały ją wykręcone ramiona i twarz wbita w pierś Dalliego. Nie zabił jej. Jednak jej nie zabił.
– Puść mnie! – wrzasnęła w jego koszulkę. Nikt nie miał wątpliwości, ze krzyczy do Skeeta.
Dallie się nie ruszał. Łypnął na Skeeta nad głową Franceski.
– Pilnuj swoich spraw.
Holly Grace wkroczyła do akcji.
– Ej, skarbie – zaczęła lekko. – Jest mnóstwo rzeczy, o których muszę ci opowiedzieć. – Pogłaskała go po ramieniu w ten charakterystyczny sposób: wiedziała, że do niej należy i może go dotykać, jak jej się podoba. – Widzia łam cię w telewizji na turnieju Kaisera. Długie piłki były OK, ale jak mogłeś tak schrzanić to finałowe podanie?
W końcu Dallie puścił Francescę i Skeet zdołał odciągnąć ją od niego… zanim jednak to zrobił, zdążyła z całej siły wbić zęby w pierś Dalliego. Wrzasnął, a Skeet objął ją mocno.
– Wariatka! – sapnął Dallie i rzucił się na nią, ale Holly Grace zasłoniła Francescę własnym ciałem- nie pozwoli, żeby Dalliego usunięto z ligi zawodowej. Opanował się, położył jej rękę na ramieniu. Na jego skroni pulsowała mała żyłka.
– Zabierz mi ją sprzed oczu, Skeet, i to już! Kup jej bilet do domu i niech się tu więcej nie pokazuje!
Skeet ciągnął ją za sobą. ale w ostatniej chwili Francesca usłyszała, jak Dallie mówi cicho i miękko:
– Przepraszam…
Przepraszam… Jednym słowem chce naprawić wszystko, co zniszczył w jej życiu? A potem usłyszała, co powiedział dalej:
– Przepraszam, Holly Grace.
Francesca nie protestowała, kiedy Skeet zaprowadził ją do samochodu i wyjechał na autostradę. Jechali w milczeniu przez kilka minut, w końcu Skeet przerwał ciszę:
– Słuchaj, Francie, zatrzymam się na stacji benzynowej i zadzwonię do znajomej, żeby cię przenocowała. Jest bardzo miła. Jutro rano przyjadę z two imi rzeczami i odwiozę cię na lotnisko w San Antonio. Ani się obejrzysz, a będziesz z powrotem w Londynie.
Nie reagowała. Spojrzał na nią, zatroskany. Po raz pierwszy odkąd się znali, zrobiło mu się jej żal. Kiedy nie gadała, była ładniutka. Widział, że bardzo cierpi.
– Słuchaj, Francie, niepotrzebnie się tak zdenerwowałaś z powodu Holly Grace. Gdybyś nie wpadła w taki szał, Dallie zatrzymałby cię pewnie jesz cze trochę.
Francesca się skrzywiła. Zatrzymałby ją- tak jak trzyma swoje psy. Przełknęła łzy. Wolała nie myśleć, jak bardzo się poniżyła.
Skeet nacisnął pedał gazu i po chwili znaleźli się przy stacji benzynowej.
– Poczekaj tu, zaraz wracam.
Kiedy Skeet zniknął w budynku, Francesca wysiadła z samochodu i pobiegła wzdłuż autostrady. Mrużyła oczy, oślepiona reflektorami nadjeżdżających samochodów, gnała, jakby chciała uciec od samej siebie. Nie zwolniła nawet, kiedy dopadł ją skurcz.
Godzinami włóczyła się po Wynette, nie wiedziała, dokąd idzie i wcale jej to nie obchodziło. Mijała wystawy sklepowe i uśpione domy i zastanawiała się, czy umarła już ostatnia cząstka dawnej Franceski… ta najlepsza -jej wieczny optymizm. Nawet w najgorszych chwilach po śmierci Chloe wierzyła, że kłopoty to tylko stan przejściowy. A teraz zrozumiała, że to nieprawda.
Poślizgnęła się na smętnych resztkach dyni i upadła na chodnik. Przez chwilę leżała bez ruchu. Nie zwracała uwagi na zakrwawione kolano i bolące biodro. Mężczyźni jej nie rzucają – to ona odchodzi. Zaczęła płakać. Czym sobie na to zasłużyła? Naprawdę jest taka okropna? Czyżby przyszedł czas pokuty za krzywdy, które wyrządziła innym? W oddali zaszczekał pies. W oknie na piętrze zapaliło się światło.
Nie wiedziała wiedziała, co robić, leżała więc na chodniku i płakała. Jej plany, marzenia… wszystko legło w gruzach. Dallie jej nie kocha. Nie ożeni się z nią. Nie będą żyli długo i szczęśliwie.
Nie przypominała sobie, kiedy znowu ruszyła dalej, ale po pewnym czasie potknęła się o krawężnik, podniosła głowę i zorientowała się, że stoi przed pastelowym domkiem Dalliego.
Holly Grace skręciła na podjazd i zgasiła silnik. Dochodziła trzecia nad ranem. Dallie kulił się na siedzeniu pasażera, ale nie wierzyła, żeby zasnął. Wysiadła, obeszła buicka dokoła i otworzyła drzwiczki od strony pasażera, gotowa go podtrzymać, gdyby miał wypaść. Ani drgnął.
– Chodź, skarbie. – Szarpnęła go za ramię. – Ułożymy cię do łóżka. Dallie mruknął coś niezrozumiale i wystawił jedną nogę.
– Tak jest – zachęcała go. – No, chodź.
Pomogła mu wstać i zarzuciła sobie jego ramię na szyję, jak wiele razy przedtem.
Jakaś jej cząstka miała ochotę pozwolić mu osunąć się na ziemię, ale tak naprawdę nie dopuściłaby do tego za żadne skarby świata – nawet za nowiutkiego porsche, świetną posadę i najprzystojniejszego kochanka. Kochała Dalliego Beaudine prawie najbardziej na świecie – prawie, bo bardziej kochała samą siebie. Dallie ją tego nauczył. To była ważna lekcja, choć sam nigdy jej nie opanował.
Wyprostował się gwałtownie i sam ruszył do domu. Chwiał się lekko, ale biorąc pod uwagę, ile wypił, trzymał się doskonale. Holly Grace obserwowała go uważnie. Minęło już sześć lat, a on nadal nie pozwolił Danny'emu odejść.
Pobiegła za nim i zobaczyła, jak ciężko siada na schodach prowadzących na werandę.
– Wracaj do mamy – powiedział cicho.
– Zostaję. – Ściągnęła kapelusz z głowy i rzuciła go na fotel na werandzie.
– Wracaj. Jutro po ciebie wpadnę.
Mówił wyraźniej niż zwykle -najlepszy dowód, że jest bardzo pijany. Usiadła koło niego i, wpatrzona w mrok, poruszyła najbardziej bolesny temat:
– Wiesz, o czym dzisiaj myślałam? – zagaiła. – O tym, jak sadzałeś sobie Danny'ego na ramionach, a on ciągnął cię za włosy i piszczał z radości. Czasami przeciekała mu pieluszka i kiedy zdejmowałeś go sobie z karku, zostawała ci mokra plama na koszulce. Zawsze mnie to wtedy bawiło – mój śliczny młodziutki mąż chodzi z mokrą plamą na koszulce. – Dallie nie reagował. Holly Grace przerwała na chwilę, a potem mówiła dalej: – Pamiętasz, jak strasznie się pokłóciliśmy, kiedy zabrałeś go do fryzjera i kazałeś ściąć te śliczne loczki? Rzuciłam w ciebie podręcznikiem antropologii, a później kochaliśmy się na podłodze w kuchni… tylko że żadne z nas nie zamiatało jej od tygodnia i płatki kukurydziane Danny'ego przykleiły mi się do pleców, że już nie wspomnę o innych miejscach.