Francesca usiadła za mikrofonem i niezdarnie założyła słuchawki. Cały czas drżały jej ręce. W tak małej stacji jak KDSC nie było inżynierów dźwięku -prowadzący sami obsługiwali sprzęt. Francesca uczyła się tego godzinami.
Serwis informacyjny dobiegał końca. Francesca ze strachem patrzyła na szeregi barwnych przycisków. Denerwowała się tak bardzo, że rozmywały się jej przed oczami, traciły kształty, topiły się, jak zegarki na obrazie Salva-dora Dali. Z trudem wzięła się w garść. Skupiła się, znalazła właściwy przycisk, włączyła mikrofon. Poczuła strużkę potu między piersiami. Musi dzisiaj dać z siebie wszystko, inaczej Clare nigdy więcej nie wpuści jej na antenę.
Myślała, że nie oderwie języka od podniebienia, kiedy w końcu z trudem otworzyła usta.
– Witajcie – wychrypiała. – Tu radio KDSC, przy mikrofonie Francesca Day i środowy muzyczny ranek.
– Mówiła zbyt szybko, słowa zlewały się w jedno, plotła, co jej ślina na język przyniosła, choć w myślach ćwiczyła ten pierwszy występ setki razy. W panice włączyła piosenkę w nieodpowiednim momencie. Jęknęła i wtedy zdała sobie sprawę, że nie wyłączyła mikrofonu i jej jęk poszedł w eter.
Clare obserwowała ją przez okno i kręciła głową z politowaniem. Francesca niemal słyszała, jak mówi z pogardą:
– Gwiazdeczka.
W końcu uspokoiła się na tyle, by dalej poprowadzić audycję, ale w ciągu ostatnich miesięcy wysłuchała tylu nagrań prezenterów z prawdziwego zdarzenia, że sama zdawała sobie sprawę, jaka jest kiepska. Plecy bolały ją z napięcia. Kiedy audycja wreszcie się skończyła i Francesca wyszła ze studia, Katie uśmiechnęła się ciepło i mruknęła coś o nerwach debiutantki, a Clare syknęła, że kolejny prezenter padł ofiarą grypy i Francesca wraca na antenę następnego dnia po południu. Powiedziała to takim tonem, że Francesca nie miała wątpliwości, jak oceniła jej debiut.
Tego wieczoru grzebała w przypalonej jajecznicy jednym z czterech krzywych widelców, jakie miała, i zastanawiała się, co robi nie tak. Dlaczego nie mówi do mikrofonu tak, jakby mówiła do ludzi?
Ludzie. Nagle coś jej przyszło do głowy. Odłożyła widelec. Clare ciągle mówi o ludziach, ale gdzie oni są? Pod wpływem impulsu zerwała się z krzesła i sięgnęła po stertę magazynów, które przyniosła z rozgłośni. W końcu wybrała fotografie czterech osób, i wyobraziła je sobie jako swoich słuchaczy: matkę z dzieckiem, siwą starszą panią, kosmetyczką i otyłego kierowcę ciężarówki, jednego tych, którzy przemierzają cały kraj i słuchają KDSC przez około sześćdziesiąt kilometrów. Patrzyła na nich przez cały wieczór, wymyślała im życiorysy i charaktery. Jutro będzie mówiła tylko do nich, do tej czwórki.
Następnego dnia przykleiła ich zdjęcia nad konsolą. Starsza pani upadła jej dwa razy, tak bardzo Francesca się denerwowała. Kolega z porannej zmiany włączył serwis informacyjny. Francesca założyła słuchawki. Koniec naśladowania didżeja. Zrobi to po swojemu. Spojrzała na fotografie: młoda matka, staruszka, kosmetyczka, kierowca ciężarówki. Mów do nich, do cholery. Bądź sobą, nie myśl o niczym.
Serwis informacyjny dobiegł końca. Francesca utkwiła wzrok w ciepłym spojrzeniu młodej matki, włączyła mikrofon i głęboko zaczerpnęła tchu.
– Witajcie, tu Francesca w czwartkowe popołudnie. Jak wam dzisiaj idzie? Mam nadzieją, że cudownie. A jeśli nie, może poprawimy wam humor. – Jezu, zachowuje się jak Mary Poppins. – Zostanę z wami całe popołudnie, na dobre i na złe, oczywiście, jeśli znajdę odpowiedni przycisk na konsolecie. – Lepiej, odprężyła się trochę. – Zacznijmy do muzyki. – Spojrzała na kierowcę ciężarówki. Mógłby być kumplem Dalliego – wygląda na takiego, który lubi sprośne kawały, piwo i futbol. Uśmiechnęła się ciepło. – A teraz makabryczna piosenka Debby Boone. Obiecuję, że później puszczę coś fajniejszego.
Włączyła płytę, wyłączyła mikrofon i spojrzała przez szybę. Patrzyły na nią trzy zdumione twarze – Katie, Clare i chłopak od serwisów informacyjnych. Francesca zagryzła usta, przygotowała taśmę reklamową, i zaczęła liczyć. Nie doszła jeszcze do dziesięciu, a Clare wpadła do studia.
– Czyś ty oszalała? Co to ma być? Makabryczna piosenka?
– Radio z osobowością. – Francesca wzruszyła ramionami i posłała Clare niewinne spojrzenie, jakby chodziło o drobiazg bez znaczenia.
Katie wsadziła głowę przez drzwi.
– Clare, ludzie dzwonią. Co robimy?
Clare zamyśliła się na moment.
– Dobra, panno z osobowością. Odbieraj telefony na antenie. I nie zdejmuj palca z guzika opóźniającego emisję o dwie sekundy, bo ludzie nie zawsze wyrażają się cenzuralnie.
– Na antenie? Na żywo? Żartujesz!
– Sama chciałaś. Nie sypia się z żeglarzami, jeśli boisz się trypra. – Clare wyszła, stanęła przy oknie i zapaliła papierosa.
Debby Boone skończyła śpiewać i Francesca puściła reklamę lokalnej pralni. A potem włączyła swój mikrofon. Ludzie, upomniała się. Mówisz do ludzi.
– Czekamy na telefony. Halo? Tu Francesca. Tak?
– Wierzysz w szatana! – usłyszała skrzeczący starczy głos. – Nie wiesz, że Debby Boone napisała tę pieśń o Panu Bogu?
Francesca spojrzała na zdjęcie przemiłej starszej pani. Jak mogła tak ją potraktować? Najeżyła się.
– A skąd to wiesz? Od Debby?
– Nie wymądrzaj się! – zaskrzeczała staruszka. – W kółko puszczacie piosenki o seksie, a jak raz trafi się coś ładnego, musisz się z tego nabijać, co? Jak ktoś nie lubi tej piosenki, grzeszy przeciwko Bogu.
Francesca łypnęła groźnie na siwowłosą staruszkę na zdjęciu.
– Bardzo ograniczone pojęcie!
Kobieta odłożyła słuchawkę, co zabrzmiało jak wystrzał. Francesca trochę za późno przypomniała sobie, że powinna być miła dla słuchaczy. Uśmiechnęła się do zdjęcia młodej matki.
– Przepraszam. Może nie powinnam tego mówić, ale ona była okropna, chyba się ze mną zgodzicie?
Kątem oka widziała, jak Clare ociera pot z czoła. Poprawiła się szybko.
– Cóż, jeszcze nie tak dawno temu też byłam bardzo ograniczona, więc nie powinnam nikogo krytykować… – Kolejny telefon. – Tu Francesca. Słucham?
– No… ja… Tu Sam. Dzwonię z knajpy dla kierowców ciężarówek Diamond, na dziewięćdziesiątce. Słuchaj, ja… cieszę się, że powiedziałaś to o tej piosence.
– Też ci się nie podoba, Sam?
– Nie, uważam, że to syfiasta, pedalska muzyka i…
Francesca w ostatniej chwili włączyła guzik opóźniający.
– Sam, brzydko się wyrażasz. Nie rozmawiam z tobą- wysapała i szybko się rozłączyła.
Ten incydent wyprowadził ją z równowagi. W tej chwili zadzwoniła następna słuchaczka, przedstawiła się jako Sylwia.
– Skoro uważasz, że ta piosenka jest kiepska, po co jąpuszczasz? – zapytała.
Francesca zdecydowała, że ma tylko jedno wyjście: być sobą, na dobre i na złe. Spojrzała na kosmetyczkę.
– Wiesz, Sylwio, na początku ją nawet lubiłam, ale tyle razy ją puszczaliśmy, że mam jej dosyć. A musiałam ją zagrać, bo inaczej wylecę z pracy. Szczerze mówiąc, szefowa i tak mnie nie lubi.
Clare otworzyła usta w niemej wściekłości.
– Wiem, co masz na myśli – odparła Sylwia. A potem, ku zdumieniu Franceski, wyznała, że jej szefowa też jej utrudnia życie. Francesca zadała kilka pytań i Sylwia, najwyraźniej gadatliwa, odpowiadała bardzo szczerze. Francesca wpadła na pewien pomysł. Zrozumiała, że niechcący dotknęła czułego punktu. Poprosiła, by i inni dzwonili i podzielili się doświadczeniami o przełożonych.
Telefony nie ustawały przez większą część audycji.
Po programie wyszła ze studia spocona jak mysz, ale nabuzowana adrenaliną. Katie wskazała drzwi do gabinetu Clare.