Выбрать главу

– Holly Grace! – Teddy zostawił Dalliego i pobiegł do jedynej osoby w tym zagmatwanym świecie, której nadal ufał bezgranicznie.

– Cześć, Teddy. – Przytuliła go mocno. -Nieźle się spisałeś, skarbie. Dallie jest wielki, ale dałeś mu radę.

– Jak możesz mówić mu coś takiego?

– Doprawdy, Holly Grace!

Holly Grace wodziła wzrokiem od jednego do drugiego, pogłaskała Teddy'ego i pokręciła głową.

– A niech mnie. Co za spotkanie. Gorętszego nie było od randki generała Shermana z Atlantą.

Rozdział 25

Francesca zabrała Teddy'ego z objęć Holly Grace, przycisnęła do siebie i wybiegła. Myślała o jednym: iść na górę, spakować ich rzeczy i już na zawsze wyjechać z Wynette. Kiedy jednak weszła do saloniku przez łukowato sklepione drzwi, znieruchomiała w pół kroku.

Chyba cały świat chciał zobaczyć, jak jej życie rozsypuje się niczym domek z kart. Skeet Cooper zajadał przy oknie ciasto czekoladowe. Panna Sybil usadowiła się na kanapie z Doralee. Sprzątaczka, która pomagała starszej pani w prowadzeniu domu, stanęła w drzwiach wejściowych. A Gerry Jaffe nerwowo przechadzał się po pokoju.

Francesca spojrzała na Holly Grace, ciekawa, jak ta zareaguje na obecność Gerry'ego, ale Holly Grace czule obejmowała Dalliego i na nic nie zwracała uwagi. Jeśli Francesca kiedykolwiek się zastanawiała, wobec kogo Holly Grace będzie lojalna, teraz wszystko stało się jasne.

– Musiałaś wszystkich tu przyciągnąć? – warknęła Francesca.

Holly Grace nawet na nianie spojrzała, ale dostrzegła Gerry'ego i zaklęła szpetnie.

Gerry wyglądał, jakby nie spał od kilku nocy. Podbiegł do Holly Grace.

– Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś i nie powiedziałaś, co tu się dzieje?

– Nie zadzwoniłam! – wrzasnęła Holly Grace. – A niby dlaczego miałabym do ciebie dzwonić? I skąd ty się tu właściwie wziąłeś?

Sprzątaczka przyglądała się zebranym ze źle skrywaną ciekawością. Dallie zaś patrzył na Gerry'ego z mieszaniną ciekawości i wrogości; oto jedyny, oprócz niego, mężczyzna, który zdołał okiełznać narowistą Holly Grace.

Francesca czuła narastającą migrenę.

– Jak to, skąd się tu wziąłem? – żachnął się Gerry. – Zadzwoniłem do Naomi z Waszyngtonu, dowiedziałem się, że Teddy'ego porwano i że wszyscy bardzo się denerwują. A co myślałaś? Że zostanę w Waszyngtonie i będę się zachowywał, jakby nic się nie stało?

Kłótnia między Holly Grace a Gerrym przybierała na sile, gdy nagle zadzwonił telefon. Nikt jednak nie zwrócił na niego uwagi, nawet sprzątaczka. Francesca czuła, że się dusi. Myślała tylko o jednym, aby jak najszybciej zabrać stąd Teddy'ego. Telefon ciągle dzwonił. Sprzątaczka wreszcie niechętnie ruszyła do kuchni, żeby go odebrać. Holly Grace i Gerry pogrążyli się w gniewnym milczeniu.

W tym momencie Dallie spojrzał na Doralee.

– A to kto? – zapytał z cieniem zainteresowania.

Skeet pokręcił głową i wzruszył ramionami.

Panna Sybil nerwowo szukała czegoś w koszyku z robótkami ręcznymi. Holly Grace spojrzała z niesmakiem na Francescę. Dallie poszedł wzrokiem za jej spojrzeniem i patrzył na Francescę wyczekująco.

– Ma na imię Doralee – poinformowała sztywno. – Nie miała gdzie spać. Dallie zamyślił się na chwilę, a potem skinął głową dziewczynie.

– Witaj, Doralee.

Holly Grace ciskała błyskawice wzrokiem. Gniewnie wydęła usta.

– Nie mogę! Wy dwoje! Czy nie dość wam kłopotów? Sprzątaczka wysadziła głowę z kuchni.

– Telefon do pani Day.

Francesca puściła jej słowa mimo uszu. Głowa jej pękała, ale uznała, że dosyć się nasłuchała od Holly Grace.

– Holly Grace Beaudine, ani słowa więcej. Skąd się tu wzięłaś? Sytuacja jest wystarczająco trudna, nie musisz jeszcze zjawiać się nie wiadomo skąd i rozpościerać skrzydeł nad Dalliem jak stara kwoka. To dorosły facet! Nie musisz walczyć za niego. I bronić go przede mną.

– Może nie przyjechałam tylko z jego powodu, na to nie wpadłaś, co? – prychnęła Holly Grace. – Może obawiałam się, że żadne z was nie ma tyle oleju w głowie, by uporać się z tą sytuacją.

– Tak, ty akurat nadajesz się do tego doskonale – odparła ze złością Francesca. – Mam już po uszy wysłuchiwania…

– Pani Day, telefon – przypomniała sprzątaczka. – Co mam powiedzieć temu panu? Twierdzi, że jest księciem.

– Mamo! -jęknął Teddy żałośnie. Drapał się po brzuchu, całym w wysypce i łypał gniewnie na Dalliego.

Holly Grace wyciągnęła rękę w stronę Doralee.

– Tu masz najlepszy przykład! Nigdy nie myślisz, tylko…

Doraleezerwała się na równe nogi.

– Nie będę tego słuchać!

– Holly Grace, to nie twoja sprawa – włączył się Gerry.

– Mamo! – rozpłakał się Teddy. – Mamo, swędzi mnie! Chcę do domu!

– Porozmawia pani z tym całym księciem czy nie? – dopytywała się sprzątaczka.

Francesca miała wrażenie, że w jej głowie rozszalał się młot pneumatyczny. Najchętniej nawrzeszczałaby na wszystkich i błagała, żeby zostawili ją w spokoju. Wieloletnia przyjaźń z Holly Grace wali się w gruzy. Doralee zaraz się na kogoś rzuci. Teddy ma łzy w oczach.

– Błagam… – jęknęła, ale nikt jej nie słyszał.

Tylko Dallie.

Podszedł do Skeeta.

– Zajmij się Teddym, dobrze?

Skeet skinął głową i zbliżył się do chłopca. Rozgniewane głosy przybierały na sile. Dallie podszedł do niej i, nieoczekiwanie, przerzucił sobie Francescę przez ramię. Sapnęła głośno.

– Przepraszamy was bardzo – mruknął Dallie. – Musicie trochę poczekać. – I zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować, wyszedł, niosąc ją na ramieniu.

– Mamo! – wrzasnął Teddy.

Skeet nie pozwolił mu za nimi pobiec.

– Nie denerwuj się, smyku. Twoi rodzice zawsze się tak zachowują, kiedy są razem. Zacznij się do tego przyzwyczajać.

Francesca zacisnęła powieki i oparła głowę o chłodną szybę w samochodzie Dalliego. Powinna teraz unieść się słusznym gniewem i nakrzyczeć na niego za zachowanie w stylu jaskiniowca, ale cieszyła się, że zabrał ją od głośnych, zdenerwowanych głosów. Niepokoiła się tylko, że zostawiła Teddy'ego, ale Holly Grace się nim zaopiekuje.

Słuchała piosenki w radiu. Barry Manilow. Dallie już wyciągał rękę, by zmienić stację, ale spojrzał na nią i zmienił zdanie. Przejechali już kilkanaście kilometrów i Francesca zdążyła się trochę uspokoić. Dallie nic nie mówił; zważywszy na ostatnie wydarzenia, jego milczenie było przyjemną odmianą. Zapomniała już, jaki jest spokojny, kiedy nic nie mówi.

Zamknęła oczy i drzemała, póki nie skręcili w wąski podjazd i po chwili samochód zatrzymał się przed dwupiętrowym domkiem, stojącym w czereśniowym sadzie, na wzgórzu. Powyżej domu dumne cedry wznosiły się w niebo. Spojrzała na Dalliego.

– Gdzie jesteśmy?

Przekręcił kluczyk w stacyjce i wysiadł bez słowa. Śledziła go wzrokiem, gdy obszedł samochód dokoła i przytrzymał jej drzwiczki. Oparł się o dach, pochylił lekko i spojrzał na nią. Gdy patrzyła w chłodne, niebieskie oczy, stało się z nią coś dziwnego. Nagle miała wrażenie, że głodowała od dawna, a teraz proponowano jej smakowity deser. Zawstydził ją ten przypływ słabości. Zmarszczyła brwi.

– Ależ ty jesteś ładna – powiedział Dallie miękko.

– Nie ładniejsza od ciebie – syknęła, zdecydowana zdławić w zarodku rodzące się dziwne uczucie. – Gdzie jesteśmy? Czyj to dom?

– Mój.

– Twój? Jesteśmy najwyżej trzydzieści kilometrów do Wynette. Po co ci dwa domy tak blisko siebie?

– Po tym, co się tam działo, chyba nie powinnaś o to pytać. – Odsunął się, żeby mogła wysiąść.