– Trzydzieści jeden.
– Oboje powinniśmy mieć więcej oleju w głowie, ale nie, proszę, zachowujemy się jak napalone nastolatki. – Z niesmakiem pokręcił głową. – Mamy szczęście, jeśli nie zrobiłem ci malinki na szyi.
– Nie zwalaj winy na mnie – burknęła. – Od tak dawna żyję w celibacie, że pociąga mnie każdy… nawet ty.
– Myślałem, że ty i książę Stefan…
– Tak, ale jeszcze nie. Niedługo.
– Nie powinno się tego odkładać w nieskończoność.
Ruszyli w drogę. Dallie wziął ją za rękę. Gest, z założenia przyjacielski, rozpalił ją na nowo. Postanowiła, że najskuteczniej rozprawią się z namiętnością, jeśli posłuży się chłodną logiką.
– Nasza sytuacja i bez tego jest skomplikowana. Ta… fascynacja erotyczna sprawi, że wszystko stanie się nie do wytrzymania.
– Wiesz, skarbie, już dziesięć lat temu dobrze całowałaś, ale teraz jesteś mistrzynią.
– Nie robię tego z każdym – oburzyła się.
– Bez urazy, Francie, ale pamiętam, że przed laty, jak przyszło co do czego, musiałaś się jeszcze sporo nauczyć… ale byłaś świetną uczennicą. Powiedz, uzupełniłaś braki w edukacji?
– Nie! Jestem beznadziejna w łóżku! Nie lubię… psuć sobie fryzury.
Zachichotał.
– Nie sądzę, żebyś nadal tak bardzo przejmowała się fryzurą. Czy makijażem.
– O Boże -jęknęła. – Może udajmy, że do niczego nie doszło…
Przyciągnął ją do siebie.
– Skarbie, odkąd się ponownie spotkaliśmy, krążymy dokoła siebie jak kundle. Jeśli nie posłuchamy głosu natury, oszalejemy.
Zamiast mu się sprzeciwić, zapytała:
– Jak myślisz, ile potrwa, zanim ta… fascynacja się… wypali?
– Nie wiem. Bardzo się różnimy. Liczę, że po dwóch, trzech razach nam przejdzie.
Czy ma rację? Na pewno, powtarzała sobie. To słomiany ogień, gwałtowny, ale nietrwały. Po raz kolejny robi z igły widły, jeśli chodzi o seks. Dallie podchodzi do sprawy bardzo swobodnie i powinna się tego od niego nauczyć. Wreszcie wybije go sobie z głowy. I zachowa przy tym godność.
W milczeniu dotarli do małego domku i weszli do środka. Dallie pełnił honory pana domu – wziął od niej kurtkę, ustawił termostat na przyjemną temperaturę, nalał jej wina. Cisza się przeciągała.
Francesca usiadła na kanapie, ale była zbyt zdenerwowana, by wytrzymać w bezruchu. Zerwała się z miejsca.
– Idę do łazienki. Słuchaj, Dallie… ja niczego ze sobą nie zabrałam. Wiem to moje ciało i jestem za nie odpowiedzialna, ale nie spodziewałam się, że wyląduję z tobą w łóżku… Nie twierdzę, że podjęłam już decyzję… ale jeśli to zrobimy… Mam nadzieję, że jesteś lepiej na to przygotowany niż ja, bo jeśli nie, powiedz od razu.
Uśmiechnął się.
– Wszystko będzie dobrze.
– Mam nadzieję. – Łypnęła na niego gniewnie, zdenerwowana, bo to wszystko działo się dla niej za szybko. Wiedziała, że pakuje się w coś, czego później pożałuje, ale brakowało jej siły woli, by się wycofać. To dlatego, że od roku z nikim nie spałam, tłumaczyła sobie. To jedyne logiczne wytłumaczenie.
Wróciła z łazienki. Dallie siedział na kanapie i pił sok pomidorowy. Usiadła na drugim końcu. Nie wtuliła się w róg, ale też nie położyła mu głowy na ramieniu. Spojrzał na nią.
– Jezu, Francie, wyluzuj się trochę. Przez ciebie i ja się denerwuję.
– Akurat – mruknęła. – Nie przeze mnie. Jesteś równie zdenerwowany jak ja, tylko lepiej to ukrywasz.
Nie zaprzeczył.
– Może weźmiemy razem prysznic na rozgrzewkę?
Pokręciła głową.
– Nie chcę się rozbierać.
– Trudno będzie…
– Nie o to mi chodzi. Pewnie w odpowiedniej chwili się rozbiorę… jeśli będę chciała… Ale do tego czasu już się rozgrzeję.
Dallie się uśmiechnął.
– Wiesz co, Francie? Podoba mi się ta rozmowa. Prawie żałuję, że muszę cię pocałować.
Ale tylko prawie. Ten pocałunek był jeszcze lepszy niż tamten przy drodze; słowna utarczka rozpaliła ich, sprawiła, że w pieszczoty wkradła się pewna szorstkość, idealna w tej, zdaniem obojga, absurdalnej sytuacji. Kiedy ich języki się zetknęły, Francesca po raz kolejny miała wrażenie, że cały świat przestaje istnieć.
Wsunęła mu ręce pod koszulę, on tymczasem pomógł jej zdjąć sweter i rozpiąć bluzkę. Miała na sobie piękną bieliznę, z jedwabnej koronki w odcieniu kości słoniowej. Dallie odsunął delikatny materiał i zamknął usta na nabrzmiałej brodawce.
Kiedy nie mogła już dłużej wytrzymać pieszczoty, szarpnęła go za włosy i wpiła się wargami w jego usta, błądziła palcami po plecach Dalliego, w końcu znalazła pasek jego dżinsów. Jąknął i wstał, ciągnąc ją za sobą. Jedwabna bluzka zsunęła się z jej ramion. Dallie wstrzymał oddech.
– Czy zawsze nosisz bielizną taką jak z filmów dla dorosłych?
– Zawsze. – Wspięła się na palce i lekko ugryzła go w ucho. Dallie niecierpliwie rozplątywał jedwabne tasiemki jej majteczek. Francescę przeszył dreszcz.
– Zanieś mnie na górą – szepnęła. Wziął ją na ręce.
– Jesteś lżejsza niż kije golfowe, złotko.
Sypialnia była przytulna, z kominkiem pod jedną ścianą, szerokim łożem pod drugą. Ułożył ją delikatnie i sięgnął do jedwabnych tasiemek na biodrach.
– Nie. – Powstrzymała go. – Rozbieraj się, żołnierzu. Spojrzał na nią podejrzliwie.
– Jak to?
– Rozbieraj się. Striptiz.
– Striptiz? – Zmarszczył brwi. – Myślałem, że to ty zrobisz dla mnie… Pokręciła przecząco głową i uśmiechnęła się, uwodzicielsko i złośliwie.
– Rozbieraj się.
– Słuchaj, Francie… Podniosła leniwie rękę.
– Powoli i zmysłowo – mruknęła.
– Och, Francie…
Tęsknie spojrzał na jedwabne miseczki na jej piersiach i przesunął wzrok w dół, na skąpe majteczki. Lekko rozsunęła nogi.
– Głupio mi, że robią cyrk z rozbierania się – burknął.
Musnęła palcem skraj majteczek.
– Szkoda. Moim zdaniem faceci twojego pokroju istnieją wyłącznie po to, by zapewniać rozrywkę kobietom, takim jak ja.
Nie odrywał wzroku od jej palców.
– Naprawdę?
Bawiła się tasiemką.
– Sto procent siły, zero procent mózgu… Niby do czego jeszcze się nadajesz?
Patrząc jej w oczy, powoli rozpinał koszulę.
– Wkrótce sama się przekonasz.
Przeszył ją gorący dreszcz. Nagle rozpinanie mankietów koszuli wydało jej się najbardziej erotycznym gestem na świecie. Dallie chyba zauważył, że Francesca oddycha coraz szybciej, bo uśmiechnął się przelotnie, ale zaraz spoważniał, skupiony na tym, co robi. Powoli, bardzo powoli rozpinał guziki koszuli, leniwie, od niechcenia, zsuwał ją z ramion. Lekko rozchyliła usta. Patrzyła jak urzeczona na jego umięśnione plecy, gdy pochylił się, by zdjąć buty i skarpetki. W dżinsach i szerokim skórzanym pasie wyprostował się i wsunął kciuk za pasek.
– Ściągaj stanik – polecił. – Nie zdejmę nic więcej, póki nie zobaczę czegoś fajnego.
Udawała, że się zastanawia, a potem wystudiowanym ruchem sięgnęła za plecy i rozpięła biustonosz. Zsunęła ramiączka, ale nadal trzymała miseczki na piersiach.
– Najpierw pas – mruknęła ochryple. – I rozporek.
Wyjął pas z dżinsów i, ku jej zaskoczeniu, rzucił na łóżko, na jej nogi.
– Może mi się przyda… na ciebie – szepnął.
Głośno przełknęła ślinę. Rozpiął górny guzik i jej oczom ukazał się płaski brzuch. Znieruchomiał – czekał na nią. Zdjęła stanik i wygięła się w łuk, żeby się napatrzył do woli. Teraz to on przełknął ślinę