– Zrobię wszystko co w mojej mocy, wiesz przecież. Po tym, jak mi pomogłaś, kiedy…
– Pożyczysz mi Dalliego? – zapytała Holly Grace. Dallie wyprostował się gwałtownie.
– Chwileczkę!
Holly Grace nie zwracała na niego uwagi. Cały czas patrzyła Francesce w oczy.
– Zdaję sobie sprawę, że mogłabym o to poprosić wielu innych mężczyzn, ale nie chcę mieć dziecka z byle kim. Kocham Dalliego, poza tym łączy nas Danny. W tej chwili to jedyny mężczyzna, któremu ufam. – W jej oczach pojawił się cień wyrzutu. – Wie, że nie pozbawię go kontaktu z dzieckiem, jak ty. Zdaję sobie sprawę z tego, ile dla niego znaczy rodzina i dziecko będzie w takim samym stopniu moje, jak i jego.
– To do załatwienia między wami – orzekła Francesca stanowczo.
Holly Grace wodziła wzrokiem od jednego do drugiego.
– Nie sądzę – powiedziała w końcu. – Zatrzymała spojrzenie na Dalliem. – Głupio będzie po tylu latach znowu iść razem do łóżka, poczuję się trochę tak, jakbym robiła to z bratem, ale po kilku głębszych wyobrażę sobie, że to Tom Cruise i…
Kiepski żart nie rozładował sytuacji. Dallie miał taką minę, jakby walnęła go pięścią w brzuch.
– Dosyć tego! – Sięgnął po ręcznik leżący przy łóżku.
Holly Grace spojrzała na niego błagalnie.
– Wiem, że masz mi coś do powiedzenia na ten temat, ale czy mógłbyś zostawić mnie z Francie samą, na kilka minut?
– O nie – syknął. – Nie ufam wam. Oto najlepszy przykład, co się stało z kobietami w tym kraju. Zachowujecie się tak, jakby mężczyźni byli nic nieznaczącymi zabawkami, dzięki którym wam się nie nudzi. – Owinął się ręcznikiem pod kołdrą. -1 wiecie, co wam powiem? Nie zgadzam się z opinią, że kłopoty się zaczęły wtedy, kiedy kobiety zyskały prawo wyboru. Naszym błędem było nauczyć was czytać! – Zerwał się i szczelniej owinął ręcznikiem. – Jeszcze jedno: mam po dziurki w nosie tego, że traktujecie mnie jak chodzący bank spermy! – Z tymi słowami zatrzasnął za sobą drzwi do łazienki.
Jego wybuch nie zrobił wrażenia na Holly Grace. Spojrzała na Francescę.
– Załóżmy, że przekonam Dalliego do mojego planu. Co ty na to?
Ta myśl budziła we Francescę o wiele większy niepokój, niż chciałaby przyznać.
– Holly Grace, to, że w chwili słabości wylądowaliśmy w łóżku, nie oznacza, że mogę za niego decydować. To sprawa między wami.
Holly Grace patrzyła na jej bieliznę porozrzucaną na podłodze.
– Rozważ ten problem czysto hipotetycznie: gdybyś naprawdę kochała Dalliego, zgodziłabyś się?
W jej twarzy było tak bolesne pragnienie, że Francesca wiedziała, że musi się zdobyć na szczerość. Zamyśliła się.
– Bardzo cię kocham, Holly Grace, i rozumiem, że chcesz mieć dziecko, ale gdybym naprawdę kochała Dalliego, nie pozwoliłabym ci go tknąć.
Holly Grace milczała przez chwilę, a potem uśmiechnęła się smutno.
– To tak, jak ja. Wiesz, Francie, w takich chwilach wiem, czemu jesteśmy przyjaciółkami.
Holly Grace uścisnęła jej dłoń i Francesca odetchnęła z ulgą- wreszcie wybaczyła jej, że zataiła przed nią prawdę na temat tego, kto jest ojcem Teddy'ego. Spochmurniała jednak, patrząc na minę przyjaciółki.
– Holly Grace, coś mi się w tym wszystkim nie podoba. Wiesz doskonale, że Dallie się na to nie zgodzi. Wątpię nawet, czy naprawdę tego chcesz.
– Może się zgodzi – oburzyła się Holly Grace. – Jest nieprzewidywalny.
Ale nie w taki sposób. Francesca nawet przez chwilę nie sądziła, że zgodziłby się na szalony plan Holly Grace, i była przekonana, że przyjaciółka też o tym wiedziała.
– Wiesz, kogo mi przypominasz – zaczęła z namysłem. – Faceta, którego boli ząb, więc żeby zapomnieć o tym bólu, wali się młotkiem w głowę.
– Bzdura! – Holly Grace zareagowała tak szybko, że Francesca od razu wiedziała, że trafiła w dziesiątkę. Przyszło jej na myśl, że Holly Grace się boi, kurczowo chwyta się brzytwy, desperacko szuka pociechy, załamana po utracie Gerry'ego. A Francesca mogła ją tylko serdecznie uściskać.
– Ależ wspaniały widok. – Dallie wyszedł z łazienki. Zapinał koszulę. Widać było, że z irytacji zrodził się prawdziwy, groźny gniew. – Zdecydowałyście już o moim losie?
– Francie powiedziała, że nie mogę cię pożyczyć – poinformowała go Holly Grace.
– Holly Grace, wcale tego nie…! – wrzasnęła Francesca, przerażona.
– Tak? – Dallie wepchnął koszulę do dżinsów. – Boże, nienawidzę kobiet. -Wycelował we Francescę oskarżycielsko palec. – To, że w nocy wypaliliśmy dziurę w materacu, nie znaczy, że możesz podejmować za mnie decyzje.
Francesca nie posiadała się z oburzenia.
– Nie podejmowałam żadnych…
Zwrócił się do Holly Grace:
– A ty, jeśli chcesz zrobić sobie dzieciaka, poszukaj w innym rozporku, bo ja ci nie pomogę.
Francescę ogarniał, jak sama przyznała, niezbyt rozsądny gniew. Ale czy on nie widzi, że Holly Grace bardzo cierpi i nie myśli logicznie?
– Czy nie przesadzasz? – zapytała spokojnie.
– Przesadzam? – Pobladł z wściekłości. Zacisnął pięści.
Szedł w ich stronę. Francesca odruchowo wbiła się głębiej w materac. Nawet Holly Grace się skuliła. Wyciągnął ręce w stronę łóżka, porwał torbę Holly Grace. Wysypał zawartość torebki na pościel, odnalazł kluczyki i oznajmił spokojnie:
– Jeśli o mnie chodzi, idźcie do diabła. – Z tymi słowami wyszedł.
Francesca nasłuchiwała, jak odjeżdża, i żałowała, że nie ma już domu, w którym nie wolno się kłócić.
Rozdział 28
Sześć tygodni później Teddy wysiadł z windy i szedł do mieszkania, smętnie ciągnąc za sobą tornister. Nienawidził szkoły. Zawsze ją uwielbiał, a teraz nienawidził. Dzisiaj panna Pearson zapowiedziała, że do końca roku szkolnego mają przygotować projekt na zajęcia z wiedzy o społeczeństwie i Teddy był przekonany, że nie zda. Panna Pearson go nie lubi. Powiedziała, że go wyrzuci z klasy dla szczególnie uzdolnionych dzieci, jeśli się nie zmieni.
Tylko że… od wyjazdu do Wynette nic już go nie bawiło. Cały czas się czegoś obawiał, jakby w jego szafie zamieszkał groźny potwór. I teraz na dodatek wyleci z klasy.
Musi wymyślić jakiś superprojekt, zwłaszcza że skopał tamten o owadach. Musi mieć coś lepszego niż inni, nawet niż ten kujon Milton Grossman. Powiedział, że napisze do burmistrza i zapyta, czy może przepracować jeden dzień w jego biurze. Panna Pearson była zachwycona. Mówiła, że inne dzieci powinny brać z niego przykład, bo Milton wykazuje tyle inicjatywy. Teddy nie pojmował, jak można brać przykład z kogoś, kto dłubie w nosie i śmierdzi naftaliną.
Ledwie wszedł do domu, Consuela wyjrzała z kuchni.
– Teddy, przyszła do ciebie paczka. Jest w twoim pokoju.
– Paczka?
Boże Narodzenie dawno już minęło, jego urodziny wypadały w lipcu, a do walentynek jeszcze dwa tygodnie. Skąd paczka?
Wszedł do pokoju i zobaczył sporej wielkości pudło na podłodze. Nadano je w Wynette w Teksasie. Rzucił kurtkę na krzesło, przesunął okulary na czubek głowy i nerwowo obgryzał kciuk. Z jednej strony, bardzo chciał, żeby paczka była od Dalliego, z drugiej, bał się nawet o nim myśleć. Ilekroć to robił, miał wrażenie, że potwór z szafy czai się tuż-tuż.
Rozciął taśmę klejącą najostrzejszymi nożyczkami, jakie znalazł w pokoju i sprawdził, czy w paczce nie było liściku. Nic – tylko mnóstwo innych, mniejszych pudełek. Rozpakowywał je po kolei, a kiedy skończył, siedział w otoczeniu najwspanialszych chłopięcych skarbów i z zachwytem patrzył na swój łup.
Po jednej stronie ułożył cudownie obrzydliwe paskudztwa – pierdzącą poduszkę, pikantną gumę do żucia, plastikową kostkę lodu z wielką muchą w środku. Inne prezenty miały pobudzić jego intelekt – był tam kalkulator i fajne książki. Dostał też mnóstwo typowo męskich gadżetów: prawdziwy szwajcarski scyzoryk, komplet bardzo dorosłych śrubokrętów, latarkę z gumową rączką. Ale najwspanialszy prezent leżał na samym dnie. W życiu nie widział takiej bluzy.