Mimo to zdawała sobie sprawę z dzielących ich przeszkód i jej miłość miała słodko-gorzki posmak. Nie była już naiwną dwudziestojednolatką, nie budowała zamków na piasku. Wiedziała, że Dallie ją lubi, ale chyba nie zaangażował się tak, jak ona.
Teddy nadal nie dawał się przekonać. Dallie bardzo chciał zdobyć jego zaufanie, ale w towarzystwie chłopca zachowywał się sztywno i surowo, jakby bał się być sobą. Wspólne wyjścia często kończyły się katastrofą – Teddy coś psocił, a Dallie na niego krzyczał. Nie chciała się do tego przyznać, ale oddychała z ulgą, gdy chłopiec miał inne plany podczas wizyt Dalliego.
W pewną kwietniową niedzielę Francesca zaprosiła Holly Grace, żeby razem obejrzały finał ważnego turnieju golfowego. Dallie był w czołówce, miał szansą na zwycięstwo. Holly Grace była przekonana, że jeśli Dallie wygra, zmieni zdanie i zostanie w lidze, zamiast zajmować się komentowaniem rozgrywek.
– Schrzani to – burknął Teddy. Wszedł do pokoju i usadowił się przed telewizorem. – Jak zawsze.
– Nie tym razem – zapewniła Francesca, zdenerwowana jego zachowaniem. – Tym razem mu się uda. – Oby tak było, pomyślała. Poprzedniego wieczoru obiecała mu mnóstwo rozkosznych rzeczy w łóżku, jeśli wygra.
– Od kiedy tak się znasz na golfie? – zapytał wtedy.
Nie przyznała się, że godzinami studiowała przebieg jego kariery, że w wolnym czasie oglądała nagrania z jego starych rozgrywek i szukała klucza do Dalliego Beaudine'a.
– Odkąd oszalałam dla Steve'a Ballesterosa – odparła lekko. – Jest boski. Umówisz mnie z nim?
Dallie prychnął z pogardą, słysząc nazwisko przystojnego Hiszpana, jednego z najlepszych zawodowych golfistów na świecie.
– Jeszcze jedno słowo, a popamiętasz. Jutro nie zwracaj uwagi na Steve'a, skup się na amerykańskim chłopaku.
Patrzyła na niego teraz. Szło mu całkiem nieźle. Jest o krok od wyjścia na prowadzenie.
Zaczęła się przerwa na reklamy. Teddy pomaszerował do siebie. Francesca postawiła na stole półmisek serów, ale ani ona, ani Holly Grace nie mogły jeść ze zdenerwowania.
– Uda mu się – powtórzyła Holly Grace po raz piąty. – Mówił wczoraj, że jest dobrej myśli.
– Cieszę się, że znowu ze sobą rozmawiacie – zauważyła Francesca.
– Znasz nas. Nie możemy się na siebie długo gniewać.
Teddy wrócił w kowbojskich butach i granatowej obszernej bluzie.
– Skąd masz to obrzydlistwo? – Holly Grace z niesmakiem patrzyła na zaślinionego motocyklistę i jaskrawy napis.
– To prezent – mruknął Teddy i z powrotem usiadł przed telewizorem.
A więc to jest ta słynna bluza, pomyślała Francesca. Spojrzała na ekran telewizora, gdzie Dallie szykował się do uderzenia, i na synka.
– Podoba mi się – powiedziała.
Teddy nie odrywał wzroku od telewizora.
– Schrzani to.
– Nie mów tak! – warknęła Francesca. Holly Grace zacisnęła kciuki. Komentator CBS potęgował napięcie.
– Jak myślisz, Ken, czy Beaudine zdoła dziś wygrać?
– Nie wiem. Idzie mu naprawdę świetnie, ale teraz dopadnie go stres, a wiemy, że nie najlepiej sobie z nim radzi.
Francesca wstrzymała oddech, gdy Dallie brał zamach. Pat Summerall stwierdził posępnie:
– To nie wygląda dobrze…
– O nie! -jęknęła Francesca, gdy piłeczka przeleciała nad dołkiem.
– Cholera, Dallie! – Holly Grace zerwała się z miejsca.
– Mówiłem wam, że to schrzani – stwierdził Teddy.
Ze swojego pokoju hotelowego Dallie miał wspaniały widok na Central Park, ale nie zwracał na niego uwagi. Nerwowo przechadzał się po pokoju. W samolocie usiłował czytać, ale nie mógł się skupić. Kolejny raz zwycięstwo umknęło mu sprzed nosa. Nie mógł znieść myśli, że Francesca i Teddy widzieli, jak przegrywa.
Ale nie tylko to nie dawało mu spokoju. Nie mógł przestać myśleć o Holly Grace. Pogodzili się po tamtej awanturze w domku w lesie i nie było więcej mowy, by służył jej jako dawca spermy, ale widział, jak zgasła w niej dawna iskra i wcale mu się to nie podobało. Im dużej o tym myślał, tym bardziej miał ochotę przyłożyć Gerry'emu Jaffie.
Starał się nie myśleć o problemach Holly Grace, ale już dawno wpadł na pewien pomysł i koniecznie chciał go zrealizować. Wyjął z kieszeni świstek z adresem Gerry'ego. Dostał go od Naomi Perlman godzinę temu i od tej pory głowił się, czy z niego skorzystać. Zerknął na zegarek. Wpół do ósmej. O dziewiątej umówił się z Francie na kolację. Był zmęczony i spięty, nie miał ochoty rozwiązywać problemów Holly Grace, ale i tak włożył niebieską kurtkę i wyszedł z pokoju. Jaffe mieszkał w kamienicy niedaleko siedziby ONZ. Dallie zapłacił taksówkarzowi i ruszył do wejścia – i w tej chwili zobaczył Gerry'ego w drzwiach. Gerry dostrzegł go od razu i sądząc po jego minie, nie był zachwycony spotkaniem, jednak zdobył się na zdawkowe kiwnięcie głową:
– Witaj, Beaudine.
– A niech mnie, wielbiciel ruskich! – powiedział z kpiną Dallie. Gerry opuścił rękę, którą chciał mu podać.
– To już nudne.
– Skurczybyk z ciebie, wiesz, Jaffe? – Dallie od razu przeszedł do sedna sprawy.
Gerry był w gorącej wodzie kąpany, ale opanował się, odwrócił na pięcie i chciał odejść. Dallie jednak nie miał zamiaru mu na to pozwolić, nie teraz, kiedy stawką w grze było szczęście Holly Grace. Z niepojętych przyczyn chciała właśnie tego faceta. Niech sama się przekona, co wybrała.
Ruszył za nim i zaraz go dogonił. Ściemniło się już, na ulicach było niewielu przechodniów. Wzdłuż krawężników poniewierały się kontenery ze śmieciami. Minęli zakratowane okna piekarni i wystawę jubilera.
Gerry przyspieszył kroku.
– Idź, pograj w golfa – odgryzł się Gerry.
– Szczerze mówiąc, chciałem z tobą pogadać, zanim pójdę do Holly Grace. – To kłamstwo. Dallie nie zamierzał spotkać się z Holly Grace. – Mam ją od ciebie pozdrowić?
Gerry zatrzymał się w pół kroku, pod światłem latarni.
– Trzymaj się od niej z daleka.
Dallie ciągle myślał o wczorajszej przegranej i nie w głowie mu były subtelności, zaatakował więc szybko i bez uprzedzenia.
– To niemożliwe. Nie sposób zrobić kobiecie dobrze w łóżku, nie sposób zrobić jej dzieciaka, jeśli się od niej trzyma z daleka.
Oczy Gerry'ego pociemniały. Złapał Dalliego za poły kurtki.
– O czym ty mówisz?
– Uparła się, że chce mieć dziecko, i tyle. – Dallie nawet nie próbował mu się wyrwać. -
A tylko jeden z nas ma dość jaj, by się tego podjąć.
Gerry pobladł i puścił Dalliego.
– Ty pieprzony skurczybyku.
– W pieprzeniu jestem naprawdę dobry, Jaffe. – W teksaskim, rozwlekłym akcencie pojawiły się groźne nuty.
Gerry położył kres dwóm dekadom niestosowania przemocy, wymierzając Dalliemu klasyczny lewy sierpowy. Nie wyszło mu to najlepiej; Dallie widział na co się zanosi, ale nie uchylił się – niech Jaffe ma satysfakcję, że go uderzył, ten jeden jedyny raz. Jeśli Holly Grace tak bardzo go chce, niech go ma, ale najpierw Dallie urządzi mu tę śniadą buźkę.
Gerry opuścił ramiona, dyszał ciężko i patrzył, jak Dallie bierze zamach. Po pierwszym ciosie upadł na pojemniki ze śmieciami. Para nadchodząca z przeciwnej strony na widok walki zawróciła szybko. Gerry wstał powoli i otarł krew z twarzy.
A potem odwrócił się i odszedł.
– Walcz ze mną, skurczybyku! – zawołał za nim Dallie.
– Nie.
– No proszą, klasyczny przykład amerykańskiego samca! Chcesz jeszcze?