Выбрать главу

Helge siedział z miną, jakby świat wokół niego legł w gruzach.

– Jak ja jej to powiem? – spytał słabym głosem.

Gondagil miał właściwie ochotę zaproponować „Nic jej nie mów”, wiedział jednak, że nie jest to dobre rozwiązanie. On sam mógł przed siedmioma laty zniknąć i nikt za nim nie tęsknił, lecz to zupełnie inna sprawa. Matka Helgego natomiast, odkąd starsze dzieci ją opuściły (czyli pożeniły się i założyły własne rodziny), żyła tylko dla tego jednego syna. Poza tym dwójka pozostałych zawsze niewiele ją obchodziła, liczył się jedynie Helge, to on był źrenicą jej oka. A teraz miał zniknąć.

– Musisz w jakiś sposób przekazać jej wiadomość – stwierdził Ram. – Ale ona nie może wyruszyć z nami.

Gondagil, który dobrze znał sytuację, wiedział, że rozstanie z matką oznaczać będzie dla Helgego nowe, lepsze życie i większą swobodę. Głośno jednak nie mógł tego powiedzieć.

Spytał za to podejrzliwie:

– Dasz sobie radę bez niej?

Helge siedział z ramionami bezwładnie opuszczonymi wzdłuż boków i przedstawiał sobą obraz człowieka kompletnie zagubionego.

– A kto się nią zajmie? Kto będzie mi gotował i prał moje ubrania? Kto będzie mnie osłaniał przed plotkami i ludźmi, którzy chcą wyrządzić mi krzywdę? Przed dziewczętami, które…

– Ależ Helge! – ostrym tonem przywołał go do porządku Gondagil. – Może lepiej jednak, abyś tu został.

Wareg jakby się opamiętał

– Nie, nie, muszę pilnować moich jeleni, one mnie potrzebują. Czy ty nie mógłbyś pomówić z moją mamą, Gondagilu?

– Nie sądzę, aby pałała do mnie szczególną miłością. Już lepiej, żeby zrobił to Ram. On ma więcej dostojeństwa.

– O, tak – błagalnym tonem zwrócił się Helge do Rama, ale w jego twarzy wciąż było tyle bezradności, jakby mówił: jak ja sobie poradzę bez mamy, musimy ją zabrać.

Gondagil i Ram zrozumieli, że oto pojawił się problem, który właściwie nie miał nic wspólnego z jeleniami. Ram postanowił odłożyć go na później.

– Ile masz tutaj zwierząt?

– Osiem. Jest też spore stado w pobliżu niemieckiej wioski i jeszcze jedno, mniejsze, w pewnej tajemniczej dolinie w pobliżu gór. I jeszcze samiec samotnik. Jedna para… i rodzina składająca się z trojga zwierząt… A jedna z łań w każdej chwili może się ocielić.

Ram zatroskany popatrzył na Gondagila.

– Któraś z tych tutaj?

– Nie, jest w dużym stadzie.

– Czy są jakieś inne łanie spodziewające się potomstwa?

Helge wahał się.

– Być może. Ale jeżeli, to we wczesnym stadium. Powiedzcie mi, czy tam w Królestwie Światła będzie im dobrze? Nie chcecie chyba urządzać na nie łowów?

Ram uśmiechnął się.

– Nie, spokojnie mogę ci to obiecać, nikt nie będzie na nie polować. Oddamy im do dyspozycji wielkie lasy i łąki na południu, to właściwie tereny elfów i duchów ale wszystkie te istoty uradowały się na myśl, że będą miały tak wspaniałe zwierzęta na swoich terenach.

– Elfy? Duchy? – wyjąkał pobladły Helge.

– Nie przejmuj się nimi – beztrosko odparł Ram. – Nie będziesz ich widział. I jeśli zechcesz, będziesz mógł strzec jeleni.

Helge bardzo tego pragnął, ale prawdę powiedziawszy wahał się podjąć decyzję. Gdyby tylko mógł zabrać ze sobą mamę…

4

PRZEZ MUR

Indra stała na łące przed murem wśród innych uczestników ekspedycji, ledwie jednak zauważała ich i olbrzymiego potwornego Juggernauta. Wypatrywała gondoli, która uniosła Rama i Gondagila. Wszystkie jej myśli były przy Lemurze.

– Zobaczymy się – szepnęła cicho. – Już wkrótce, ale nigdy nie dość prędko.

Pamiętała, jak Ram podczas strasznego wydarzenia odruchowo otoczył ją ramieniem. Działał instynktownie, zrobił coś, do czego właściwie nie miał prawa. Przerażony jednak patrzył tylko na toczącego się z hukiem Juggernauta i myślał wyłącznie o tym, by oszczędzić jej potwornego widoku.

Lenore zauważyła jego spontaniczny gest i oczy zwęziły jej się w dwie szparki, Indra dostrzegła reakcję rywalki. Na ile groźna może być właściwie Lenore? Nie dawało się wykluczyć, że wysłał ją Talornin, któremu miała wszystko relacjonować. Indra i Ram powinni więc zachować większą ostrożność.

Ale teraz Ram odleciał. Indra wciąż jeszcze widziała gondolę, maleńką plamkę na złocistożółtym niebie.

Już się za nim stęskniła, czuła, jak ściska ją w sercu.

Wróciła myślą do tamtej chwili, gdy objął ją i pocałował w policzek, i do tamtego razu, kiedy rozstawali się przy gondolach. Długo stała blisko niego, zanim odeszła. Pamiętała trudną do pojęcia intensywność własnych uczuć, miała wrażenie, że Ram przyciąga ją do siebie niczym silnie działające pole magnetyczne.

Podobnie było i teraz, przez ten krótki moment, kiedy to ją przygarnął. Elena przeżyła to samo, gdy Ram kiedyś uścisnął ją w podzięce.

Czy wszyscy Lemurowie są podobni? Czy też może tylko Ram obdarzony jest ową niezwykłą zdolnością oddziaływania na innych? A może nie bez znaczenia są również własne odczucia Indry?

Może tak, może nie. Wszak Elena także to poczuła, a ona przecież nie kochała się w Ramie.

Za to Indra się w nim zakochała i dlatego zapewne pociągał ją z dodatkową mocą. Można powiedzieć, że przepadła z kretesem, dała się bezwolnie unieść prądowi wielkiej rzeki.

Czy jego uczucia dla niej są równie mocne?

Tajemnicza siła pchająca ją do Rama była czymś zupełnie innym od tego, co czuło się wobec Tsi. Nie był to prymitywny popęd seksualny, owszem, on też istniał, lecz nie tak natrętny, przeważało głębokie poczucie bezpieczeństwa, ciepła, zrozumienia i więzi Indra miała ochotę pozostać na zawsze w jego objęciach, jak gdyby… jak gdyby…

Słyszała opowieści Dolga o Wielkiej Światłości otaczającej świat ludzi, istniejącej również w późniejszym świecie i w świecie obok, a także w głębi ludzkich serc i umysłów, o świetle czystej miłości i dobroci W ramionach Rama czuła się właśnie tak, jakby znalazła się w Wielkiej Światłości.

Czyżby Ram nosił w sobie promień tego światła? Czyżby był tam kiedyś i otrzymał jego cząstkę? Powiedział chyba kiedyś, że Święte Słońce to płomień Wielkiej Światłości? Nie, to nie Ram o tym mówił, ktoś inny, kto, nie mogła już sobie przypomnieć. Może któryś ze Strażników podczas pracy zanadto zbliżył się do Świętego Słońca i nabrał lśniącej rozedrganej poświaty jego olbrzymiej miłości i dobroci?

Ale przecież Indra wiedziała, że nie wszyscy stają się lepsi pod wpływem tego światła. Ci, w których duszach tkwiło zło, stawali się jeszcze gorsi, Słońce miało po prostu moc wzmacniania posiadanych cech.

Wobec tego Ram już od samego początku w głębi serca musiał być bardzo dobrym człowiekiem, a raczej bardzo dobrym Lemurem.

Zastanawiała się, czy blask Słońca wywiera wpływ również na nią.

Indra nie była złą osobą, w Królestwie Światła wcale nie zrobiła się też bardziej leniwa, co stanowiło przecież główną cechę jej charakteru. Raczej wprost przeciwnie.

Ale to chyba zasługa Rama i jej pragnienia, by sprawić mu przyjemność.

Indra nie doceniała samej siebie.

Miranda wyrwała ją z zamyślenia.

– No cóż, my, słomiane wdowy, nie możemy tylko tak stać i wzdychać, wypatrując gondoli, która uwiozła naszych najdroższych. Musimy posprzątać i przygotować się do dalszej drogi.

Indra zmieszana skinęła głową, Owszem, widziała, że łąkę należy uporządkować, chociaż szczątki Griseldy unicestwił czerwony farangil Dolga, ale praca nigdy nie była jej mocną stroną, zawsze jakoś zdołała się wykręcić od tego rodzaju przykrych zajęć.