Bitynia wygrała bezproblemowo, Kujawski był za nią, Miazga trzeci, a Skórek ostatni.
– Co za dzień jakiś okropny! – zdenerwował się Waldemar. – Podali już pierwszą triplę, czy nie?
– A skąd, mówiłam ci przecież – odparła niecierpliwie Maria. – Jutro podadzą.
– To jest skandal i kretyństwo, żeby ta rachuba liczyła na piechotę! – irytował się Jurek. – Mam Bitynię i co z tego? Przy takich zwrotach to będzie chała, nie tripla! A kwinta mi się złamała Chimeną, bo miałem Violę!
– Taki fuks ta Viola, a wszyscy ją mieli – zauważył z przekąsem pan Edzio.
– Dowiedział się pan, panie Waldku, dlaczego te dwa wycofali? – spytał pan Sobiesław.
– Chore były…
– Nie chore, tylko doping dostały – sprostował pułkownik.
– Przeciwnie – zaprzeczyła cichutko Monika Gąsowska. – Anty- doping…
Przy stoliku za barierką ciągle siedział Kapulas w towarzystwie, które operowało coraz barwniejszym językiem. Na dobrą sprawę, gdyby wykropkować to, co dotychczas omijało się w słownikach, ocalałoby mniej więcej co dwudzieste słowo. Kapulas w pogawędce brał już żywszy udział, trzymał się jeszcze nieźle, ale zaczynał być rozluźniony. Dobił do nich Wróblewski.
– I dobrze! – powiedział z zaciętością.
– Komu dobrze? – rozzłościł się jeden z rozmówców, po czym z wypowiedzi cenzuralnych pozostały mu wyłącznie zaimki. Można było wywnioskować, że wyraża ogólne niezadowolenie ze wszystkiego.
Wróblewski był trzeźwy.
– Zamknij się – zaproponował. – Mnie się to podoba. Zobaczymy, co teraz będzie.
Tknęło mnie. Zajrzałam do programu. Miecio wrócił na fotel z okrzykiem „dawaj. Truskawka” na ustach, Truskawka należała do Wróblewskiego, jechał na niej Kujawski po licznych amatorach i uczniach. Nie czekając na ogłoszenie wypłaty, runęłam na dół.
– Znikła mi pani z oczu, a chciałam pani powiedzieć, że tu się liczy tylko jeden koń – oznajmiła Monika Gąsowska, kiedy wreszcie po odebraniu pieniędzy, obstawieniu gonitwy i stwierdzeniu, że Mieciem opiekuje się Maria, obydwoje zaś podglądają Figata, wróciłam na górę. – Koń numer sześć, to jest Truskawka. Nie rozumiem wprawdzie nic, bo widzę, że ona jeszcze nigdy nie była bliżej niż piąta, ale stwierdzam stanowczo, że jest najlepsza w stawce i w doskonałej formie. Podchodzą do niej dwa, jedynka i dwójka, to jest Granica i Jurgielt, Granica ma świetne babki. Zagrałam ten trzeci bok, ale bardzo tanio.
Znając dokładnie własne szczęście, grałam Truskawkę ze wszystkim i przekonanie, że Miecio zwariował, zdecydowanie we mnie zbladło. W tripli jej nie miałam, dotychczasowe triplę zwracały mi się przez te wycofane konie, a na następne machnęłam ręką. Zagrałam ją także górą dwoma biletami, chociaż pamiętałam poprzednie gonitwy i jej wygranej w ogóle nie umiałam sobie wyobrazić. Opinia Moniki przypomniała mi sytuację.
– Mogę pani powiedzieć, w czym rzecz. Ciągle trwa akcja wyjeżdżania dobrych koni, czego nikt nie rozumie, ale nie szkodzi. Wychodzi mi, że Truskawka była dotychczas ciemniona z całej siły, możliwe, że dzisiaj przyjdzie…
– Dawaj, Truskawka! – wrzasnął z zapałem Miecio.
– Czy jego nie powinno się zamknąć w Tworkach? – spytał niespokojnie Jurek półgłosem.
– Mieciu – powiedziała Maria złowieszczo. – Truskawkę mamy w jednej tripli i raz nią przechodzimy, bo ja się, jak zwykle, pomyliłam. Ale poza tym nie mamy jej nigdzie. Przestań gadać te głupoty, bo ci naprawdę coś zrobię!
– Dawaj, Truskawka! – odparł Miecio.
– Debor tu wisi! – ogłosił gromko pan Edzio. – Glebowski będzie robił widły, szósta i ósma, sam gra sto tripli. Już on wie,
co robi…
– Bolka nie ma – oznajmił z naciskiem Waldemar. – Gdzie jak gdzie, ale tu nie ma szans, wczoraj mówił…
– Dawaj, Truskawka…!
– Tylko jedynka, proszę państwa, a ewentualnie piątka! – informował z zapałem pan Zdzisio. – Małe wagi, młode konie, pełna krew, waga się liczy…
– Na tysiąc dwieście…?!
– Bez znaczenia! Jeden pięć przychodzi…
– Pan naprawdę uważa, że Glebowski tak lekką ręką wyrzuca własne pieniądze za okno…?
– Ludzie, o czym wy mówicie?! – jęczała Maria. – Tu nie może być nic innego, jak tylko Dwójnicki, Pentagon to jest koń z wyższej grupy…!
– Sześćdziesiąt kilo…!
– No to co?! Na ten dystans…?!
– Dawaj, Truskawka…!!!
Konie zaraziły się widocznie ludzkim zdenerwowaniem, bo żaden nie chciał wejść do maszyny. Cofały się, ustawiały bokiem, usiłowały uciec w krzaki i zrzucić jeźdźców. Wprowadzili w końcu dwa. Granicę i Pentagona. Jurgielt stawiał stanowczy opór.
– Włożą mu wreszcie ten worek na łeb, czy nie? – denerwował się pan Edzio. – Worek włożyć, mówię, na co oni czekają…?
– Niech sam sobie włoży worek na łeb! – wymamrotała z gniewem Maria.
– Włóczka zsiadł! Będzie leciał oddzielnie!
– Kacperski też, razem będą się ścigać. Na kogo stawiacie?
– Łeb w łeb przyjdą…
– Wlazły! – zawołał Jurek.
– Wcale nie! – zaprzeczyłam. – Jeden w krzakach, który to…? Wróblewski, Truskawka!
– Dawaj; Truskawka! – uparł się Miecio.
– Jak ten złodziej przyjdzie… – zaczęła Maria z zaciętością.
– Cicho bądź! – przerwałam. – Siedzi za nami!
– No to co? Myślisz, że raz to słyszał?
– Słyszał, nie słyszał, ja go nawet lubię…
– Prywatnie to i ja go lubię, ale co z tego…
– Debor wisi!
– Nie Debor, tylko Wągrowska!
– A jak wam powiem, że tu wygra Trzaska…
– Poszły! – krzyknął Jurek.
– Ruszyły – poparł go głośnik. – Prowadzi Granica, na drugim miejscu Truskawka, trzeci Pentagon…
– Truskawka przechodzi na prowadzenie! – ogłosił Jurek.
– Dawaj, Truskawka!!! – wrzasnął Miecio ogłuszająco.
– Dawaj, Pentagon!!! – zaprotestowała Maria z energią.
– …Jurgielt poprawia, słabnie Malaria, prowadzi Truskawka, druga Granica, na prostą wyprowadza Truskawka, polem finiszuje Jurgielt i Debor…
– Dawaj, piątka! Dawaj, piątka! – darł się pan Edzio.
– Dawaj, Truskawka!!! Dawaj, Truskawka!!! Dawaj, Truskawka!!!
– Truskawka, Granica, Jurgielt, walka…
– Ucieka ta Truskawka!!! – wrzasnął Jurek. – Ty popatrz, ona wygra…!!!
– Dawaj, Debor…!
– Truskawka, Truskawka, Truskawka…!!! – wrzeszczał Miecio.
Wykrzyczał tę Truskawkę, wygrała o trzy długości bez przesadnego wysiłku, za nią znalazły się razem Jurgielt z Granicą. Dopiero teraz zainteresowałam się, co właściwie było grane w tej gonitwie, może wreszcie pojawiła się szansa na fuksa? Okazało się, że głównie Debor i Granica, Truskawka była prawie nietknięta. Stanowczo wolałam na drugim miejscu Jurgielta, też nie był grany.
– Ten loczkowaty grał dwa sześć! – przypomniała sobie nagle Maria. – Jeden sześć też, ale cieniej. Z Truskawką! Myślałam, że obaj zgłupieli. Nie do wiary, że ta Truskawka przyszła.
– Mówiłam pani, że Truskawka – wypomniała łagodnie Monika Gąsowska. – Tu bardzo łatwo wygrać, na tych wyścigach…
Moje pobożne życzenie wyjątkowo się spełniło, drugi okazał się Jurgielt. Monika Gąsowska, wedle pobieżnych obliczeń, mogła już jechać nie tylko do Londynu, ale nawet do Australii. Stanowiła dla mnie niezbity dowód, że wygrywają najlepsze konie bez żadnych kantów.