– Czepiał się. Musiał wiedzieć o napadzie na nią, bo krążył koło tematu jak pies koło jatki i pytał o film. Ona mu powiedziała, że wie o zamiarach Derczyka, ale nie wie, czy zdążył je zrealizować, bo akurat wyjechała. Wydaje się jej, że stajenny uwierzył.
– Może nie wierzyć, już i tak za późno. Macie zdjęcia i notes Zawiejczyka… a, właśnie w sprawie notesu tak na ciebie czekałam!
Nie było problemu. Owszem, pamiątkę po Zawiejczyku będzie można ciotce oddać, z tym, że po zakończeniu dochodzenia. W aktach zostawi się fotokopie. Monika w imieniu ciotki zadzwoniła wczoraj wieczorem i od razu ktoś po ten notes pojechał. Jeszcze go do końca nie rozszyfrowali, ale już widać, że Zawiejczyk wpadł na ślad Bazylego ledwie parę tygodni temu. Dwóch bystrych nad tym siedzi.
– Przypuszczalnego sprawcy ciągle jeszcze nie złapaliście?
– Stajenny Kalrypa w końcu pójdzie siedzieć. Wiemy już, że go zna osobiście, wypiera się z całej siły. Za pomoc udzieloną zabójcy po zbrodni można ładnie odpowiadać, może się wystraszy i pęknie.
– O ile nie bardziej boi się Bazylego… Wróciłam do zdjęć.
– To jest taki Zbinio – powiedziałam. – Tak się o nim mówi, gębę znam i więcej nie wiem. To znaczy wiem, owszem, chody ma u Wróblewskiego i mocno trzyma się Zameczka, kretyn zupełny, wierzy w każde ich słowo i wygrywa jeszcze rzadziej niż ja. To jest Krzysio, kierownik mitingu, chyba w wejściu na dżokejkę, pewno każe sobie coś zagrać, bo że nie uprawia przekupstwa, głowę daję. Możliwości kierownika mitingu wykluczają takie głupie nakłady finansowe, jawnie grał nie będzie, nie wypada mu, ale byle chłopak może dla niego postawić. To jest Glebowski, z łysą małpą rozmawia, popatrz, to on się jeszcze plącze…? A tego tutaj nie znam. Sarnowski, Białas, Rowkowicz, Skorek, Włóczka, Brodawski… jeźdźców tu masz w komplecie, a te drugie osoby…
Przyjrzałam się uważnie i nawet przez lupę.
– To ten sam! Czekaj, pokaż… Na połowie zdjęć z różnymi ludźmi gada ten sam facet! Co to ma znaczyć? Czy przypadkiem Derczyk nie polował na niego?
– I kto to jest?
– A skąd ja mam to wiedzieć? W ogóle go nie znam. I te zdjęcia nie były robione na terenie wyścigów. Sprawdźcie te ich ulubione knajpy i klub w ożarowskiej straży pożarnej… Miecio…! Trzeba zapytać Miecia!
– O której się dzisiaj zaczynają wyścigi?
– Dwunasta trzydzieści. O trzynastej leci pierwsza gonitwa. Bo co?
– Nic. Ten Miecio to niezły pomysł…
– Zostałem złapany, przyduszony, wyindagowany i wyciśnięty! – zakomunikował Miecio z oburzeniem natychmiast po przyjściu. – To przez ciebie? Napuściłaś ich na mnie akurat dzisiaj?
– Wcale nie akurat dzisiaj, luźną uwagę uczyniłam, że możesz wiedzieć więcej. Bo co, że akurat dzisiaj?
– Właśnie wisiałem na słuchawce i miałem się dowiedzieć, w jakiej formie jest Trabant! Brzuch go bolał podobno trzy tygodnie temu i skąd mam teraz wiedzieć, czy już go dotronowali! Nie zdążyłem spytać jednego takiego i nie wiem, czy go wstawiać do tripli!
– Nie.
– Co nie?
– Nie wstawiać.
– Dlaczego?
– Bo nie warto. Pierwsza gra.
– No to co, że pierwsza gra, po bokach mogą być fuksy!
– A jeszcze brzuch go bolał. Ja nie wiem, czy Wiśniak pojedzie.
– Toteż właśnie bym się dowiedział! Ale wpadli jak taka szarańcza, burza piaskowa wręcz, i wydarli mi z rąk tę słuchawkę. Za to dostarczyli wrażeń optycznych i musiałem im powiedzieć, że ten jeden, co tam w konwersacje się wdaje ze wszystkimi, towarzyski taki do szaleństwa wprost, to jest niejaki Wicuś, pomagier pierwszego bukmachera na tym torze. Najgrubszy i najbogatszy.
– Zważywszy, że na zdjęciach nikogo grubego nie było, rozumiem, że to bukmacher jest najgrubszy i najbogatszy?
– Bukmacher. A pomagier jest tajny.
Odłożyłam typowanie środy. Miecio usiadł na fotelu Marii i zaczął szeptać.
– Akurat wiem, że mafia łomżyńska uważa go za swojego człowieka, główne posługi spełnia, a naprawdę znajduje się w mocy tego bukmachera i dla niego pracuje. Stawki mafii w ich ręce przechodzą, bukmacher idzie na średnio ryzykowny interes i posunął się już do przyjmowania stu milionów w gonitwie, pod warunkiem, że ma to być stawiane na najgorszego łacha. Ten gawędziarz z fotografii zdobywa informacje i donosi im takie Daniele i Santoki, a oni grają. U innych mogą grać co innego, u tego akurat to, co na pewno nie przyjdzie, z bukmacherem Wicuś ma stałą umowę i dzielą się zyskiem pół na pół. Bukmacher woli dochód mniejszy, ale za to pewny i niczym nie zagrożony…
– To to może być zabójca Derczyka – przerwałam zdecydowanie.
– Myślisz…?
– Mógł to odgadnąć, Derczyk mam na myśli, na całym filmie go ma i zaproponować, że doniesie o tej kombinacji łomżyńskiej mafii. Mało, że koniec dochodów, to jeszcze po mordzie by dostał rekordowo. Bukmacher pewnie też.
– To jest pomysł niezły – pochwalił Miecio. – My tu tak górnie, z patosem, Bazylego szukamy, a tymczasem zamordowała go nędzna płotka…
– A jesteś pewien, że nędzna płotka nie była zdalnie sterowana przez Bazylego właśnie?
– Takich rzeczy ja nie mogę być pewien. Może i była. Nie mogę także być pewien, czy w pierwszej wygrywa Nubia…
Nubią zainteresował mnie tak, że Derczyk razem z Bazylim ze świstem wylecieli mi z głowy. Wyszła mi ta cholerna klacz w charakterze fuksa-monstre i nawet zaczynałam nią jedną kwintę i cztery triple, aczkolwiek przed grą na Zameczka moja dusza wzdrygała się uparcie. Słowa Miecia wskazywały, że nie taki ona fuks, jak mi się zdawało. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo wpadł pan Zdzisio i zrobił zamieszanie.
– Wybuchy dziś będą, proszę państwa! Pani Ada jest na dole, coś tu położyć, torbę może, czyja to…? Wszystko jedno. Nie ma Trabanta! Nie ma Czestkowa! Nie ma Forminy!
– Wybuchy to były wczoraj – zmitygował go pułkownik. -
Dzisiaj nie ma o czym mówić.
– A pana nie było – wytknęłam. – Raz by pan wreszcie nie zawyżył kwinty, sto osiemdziesiąt osiem milionów.
– Słyszałem! Słyszałem! Dziś będzie to samo!
– Akurat, nie co dzień świętego Jana…
– Że Czestkowa nie będzie, wszyscy wiedzą, do Wiednia jedzie i nikt go nie gra, a Forminy może sobie nie być, tam jest
Walkiria pierwsza gra…
– Jak to?! Nie Formina? To co ci ludzie…? Przecież idzie jak burza!
– Na dziś pogodę zapowiadają…
– Niech pan się opamięta, panie Zdzisławie! – powiedziałam surowo. – Koń z niższej grupy, ile razy ona ma wygrać? Trzecią i drugą wygrała…
– Mała waga!
– No to co? Niech pan się zdecyduje, w końcu uważa pan, że wygra czy że nie? Sam pan mówi, że jej nie będzie!
– Ale myślałem, że ją będą grali…
– …flimon taki, patrz pan, a w bingo wygrał czterdzieści melonów i co mnie dziwi, to to, że w pierwszej kolejności zwrócił mi, co był winien – mówił pan Edzio radośnie, wchodząc między fotele. – Pomyślałem sobie, z nieba spadło, gram za całość! Na kwintę się zasadziłem…
Zaraz za panem Edziem pojawiła się Monika Gąsowska, rzuciła torbę na podłogę, przysiadła na skraju fotela i pochyliła się ku mnie.
– Muszę się pani poradzić, bo coś zupełnie idiotycznego się przytrafiło. Konie chodzą po paddocku, piątka się bardzo wyróżnia, a reszta mniej więcej jednakowa…
Poderwało mnie.
– Już chodzą? To ja zagram. Zaraz wrócę!
– Piątka to Nubia! – ożywił się gwałtownie Miecio. – No proszę, mówiłem! Idę grać do niej!
– Zostaw coś na fotelu, bo ci ktoś zajmie! Wszedł pan Rysio.