Przestawiłam auto tam, gdzie kończył się szereg domków, stąd było lepiej widać. Odsunęłam siedzenie, zamknęłam drzwi, obserwowałam i czekałam.
Nie minęło wiele czasu, kiedy poczułam, że jestem tym czekaniem znużona. Żeby czas szybciej mi zleciał, zadzwoniłam do Morellego.
· Zgadnij kto? – powiedziałam.
· Babcia się wyprowadziła?
· Nie. Pracuję, a ona jest w domu z Bobem.
· Z Bobem?
· Psem Briana Simona. Opiekuję się nim przez ten czas, kiedy Simon jest na urlopie.
· Simon nie jest na urlopie. Widziałem go dzisiaj.
· Co?
· Nie mogę uwierzyć, że dałaś się złapać na jego kit z wakacjami – oświadczył Morelli. – Simon usiłuje pozbyć się tego psa, odkąd go ma.
· Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
· Nie wiedziałem, że ma zamiar ci go dać.
Zmarszczyłam brwi.
· Śmiejesz się? Czy ja słyszę śmiech?
· Nie. Przysięgam.
Ale to był śmiech. Ten szczur się śmiał.
· To nie jest powód do śmiechu – oświadczyłam. – Co ja teraz zrobię z tym psem?
· Myślałem, że zawsze chciałaś mieć psa.
· Tak… Kiedyś. Ale nie teraz! Ten pies wyje. Nie lubi zostawać sam.
· Gdzie jesteś? – zapytał Morelli.
· Tajemnica.
· Chryste, chyba nie sterczysz znowu pod domem Hannibala?
· Nie. Nie robię tego.
· Mam ciasto – rzekł kusząco. – Może wpadłabyś na ciasto?
· Kłamiesz. Nie masz żadnego ciasta.
· Ale mógłbym mieć.
· Nie mówię, że sterczę pod domem Hannibala, gdyby jednak tak było, sądzisz, że to miałoby sens?
· Mogę ci tylko powiedzieć, że Komandos dysponuje garstką ludzi, którym ufa, i właśnie oni obserwują rodzinę Ramosa. Natknąłem się na kogoś koło domu Homera w Hunterdon County, wiem także, że jest ktoś w Deal. Ty siedzisz na Fenwood Street. Nie wiem, czego Komandos szuka, ale domyślam się, że wie, co robi. Posiada informacje na temat tej zbrodni, których my nie posiadamy.
· Wygląda na to, że nikogo nie ma w domu – oznajmiłam.
· Alexander jest w mieście, więc Hannibal pewnie przeprowadził się do południowego skrzydła rezydencji w Deal. – Morelli odczekał chwilę. – Komandos prawdopodobnie chce, żebyś tam siedziała, ponieważ jesteś bezpieczna. Chce, żebyś miała poczucie, że coś robisz, bo wtedy nie wpakujesz się w tarapaty. Zdaje się, że powinnaś dać sobie spokój i po prostu wpaść do mnie.
· Niezły pomysł, ale ja sądzę inaczej.
· I tak warto było spróbować – orzekł Morelli.
Rorfączyliśmy się i zajęłam się z powrotem węszeniem. Morelli pewnie miał rację, Hannibal przebywał teraz na wybrzeżu. Istniał tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać: obserwować i czekać. O północy Hannibala nadal nie było. Zmarzły mi stopy i miałam serdecznie dość siedzenia w samochodzie. Wysiadłam i rozprostowałam kości. Jeszcze tylko rzucę okiem na tył domu i zbieram się.
Szłam ścieżką rowerową, trzymając w dłoni sprej. Było ciemno jak w piekle. Żadnego światła. Wszyscy wokół spali. Dostałam się do tylnego wejścia do domu Hannibala i popatrzyłam w okna. Zimne, ciemne szyby. Miałam już odejść, kiedy usłyszałam stłumiony odgłos spuszczania wody. Nie było żadnej wątpliwości, skąd wydobywał się ten dźwięk. Z domu Hannibala. Ciarki przeszły mi po plecach. W tych ciemnościach ktoś mieszkał. Zamarłam, wstrzymując oddech i nasłuchując każdą cząsteczką ciała. Nie docierały więcej żadne odgłosy ani oznaki życia. Nie miałam pojęcia, co to może znaczyć, ale byłam do głębi przerażona. Pognałam wzdłuż ścieżki, pobiegłam przez trawnik do samochodu i zwiałam.
Kiedy stanęłam w drzwiach, Rex kręcił się w swoim kole, a Bob podbiegł do mnie z błyszczącymi ślepiami, sapiąc w oczekiwaniu na poklepanie po łbie i jedzenie. Przywitałam się z Reksem i dałam mu rodzynka. Potem podsunęłam kilka rodzynków Bobowi, co sprawiło, że zaczął machać ogonem tak gwałtownie, iż cała tylna część jego ciała ruszała się z prawa na lewo.
Postawiłam pudełko z rodzynkami na kuchennej ladzie i poszłam do łazienki. Kiedy wróciłam, rodzynki zniknęły. Zostało po nich tylko zaślinione i poszarpane pudełko.
· Masz zaburzenia przewodu pokarmowego – powiedziałam do Boba. – Każdy, kto się na tym zna, powie ci, że nałogowe obżeranie się nie jest najlepszym rozwiązaniem. Zanim się zorientujesz, skóra na tobie pęknie.
Babcia zostawiła mi w pokoju gościnnym poduszkę i kołdrę. Zrzuciłam buty, wpełzłam pod kołdrę i w ciągu sekundy zasnęłam.
Obudziłam się z uczuciem zmęczenia i dezorientacji. Popatrzyłam na zegarek. Druga. Spojrzałam w ciemność.
· Komandos?
· Co to za pies?
· Opiekuję się nim. Zdaje się, że nie ma zbyt wiele cech psa obronnego.
· Gdyby tylko mógł znaleźć klucz, na pewno otworzyłby mi drzwi.
· Wiem, że poradzić sobie z zamkiem to pestka, ale co zrobiłeś z łańcuchem?
· Tajemnica zawodowa.
· To także mój zawód.
Komandos wręczył mi dużą kopertę.
· Przejrzyj te zdjęcia i powiedz mi, kogo rozpoznajesz.
Usiadłam, zapaliłam lampkę nocną i otworzyłam kopertę. Rozpoznałam Alexandra Ramosa i Hannibala. Były tam również zdjęcia Ulyssesa, Homera Ramosa i dwóch kuzynów. Wszyscy czterej byli do siebie podobni; każdy z nich mógł być człowiekiem, którego widziałam w drzwiach domu w Deal. Oczywiście z wyjątkiem Homera, który nie żył. Na zdjęciu z Homerem Ramosem była jeszcze jakaś kobieta. Niska, o blond włosach. Uśmiechała się. Homer obejmował ją i też się do niej uśmiechał.
· Kto to jest?
· Ostatnia przyjaciółka Homera. Nazywa się Cynthia Lotte. Pracuje w centrum. Recepcjonistka u kogoś, kogo znasz.
· O rany! Teraz poznaję. Pracuje u mojego byłego męża.
· Tak – stwierdził Komandos. – Świat jest mały.
Powiedziałam mu o ciemnym domu Hannibala, w którym nie dostrzegłam żadnych oznak czyjejś obecności, i o odgłosie spuszczonej wody.
· Co to znaczy? – zapytałam Komandosa.
· To znaczy, że w tym domu ktoś jest.
· Hannibal?
· Hannibal jest w Deal.
Komandos zgasił lampkę i wstał. Był w czarnym podkoszulku, czarnej wiatrówce z goreteksu i czarnych spodniach, wpuszczonych w czarne buty, styl wojskowy. Dobrze ubrany miejski komandos. Założę się, że każdy facet, który spotkałby go na pustej ulicy, miałby pełno w gaciach. A każda kobieta oblizywałaby suche wargi i sprawdzała, czy ma zapięte wszystkie guziki. Objął mnie wzrokiem, trzymając ręce w kieszeniach. Jego twarz ledwie było widać w ciemnościach pokoju.
· Zechciałabyś odwiedzić swojego eks i sprawdzić Cynthię Lotte?
· Jasne. Coś jeszcze?
Uśmiechnął się, a kiedy odpowiadał, zmiękł mu głos.
· Nie wtedy, kiedy twoja babcia śpi w pokoju.
A niech to.
Kiedy wyszedł, założyłam łańcuch i zwaliłam się na łóżko, rozmyślając. Przychodziły mi do głowy erotyczne myśli. Nie było cienia wątpliwości. Byłam zdesperowaną dziwką. Popatrzyłam w stronę nieba, natykając się wzrokiem jedynie na sufit.
· To wszystko przez hormony -powiedziałam do kogokolwiek, kto mógł mnie słyszeć. – To nie moja wina. Mam zbyt dużo hormonów.
Wstałam, wypiłam szklankę soku pomarańczowego, wróciłam na kanapę i rozmyślałam dalej, ponieważ babcia chrapała tak głośno, że obawiałam się, by nie wessała języka do gardła i nie udusiła się.
· Czyż to nie cudowny poranek? – zagadnęła babcia, idąc do kuchni. – Mam ochotę na ciasto!
Popatrzyłam na zegarek. Szósta trzydzieści. Zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki, gdzie długo stałam pod prysznicem, w podłym nastroju. Wyszłam spod prysznica i popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze nad umywalką.