Выбрать главу

– W samochodzie! – krzyknęłam.

– Rany, po co aż tak ostro! – Lula wyjrzała przez okno. – Wygląda na to, że u Krupera impreza się kręci.

Przed domem stało kilka samochodów, a z okien biła łuna świateł. Drzwi wejściowe były otwarte, a na werandzie stał Księżyc. Zostawiłyśmy samochód parę domów dalej i wróciłyśmy do Księżyca.

– Cześć, facetka – powiedział na mój widok. – Witamy w „Trekaramie".

– Co tu się dzieje?

– Dougie otworzył nowy interes. „Trekarama". Sami to wymyśliliśmy. Dougster jest mistrzem gwiezdnych wojen. To wzbudza grozę, facetka. Interes na miarę nowego tysiąclecia. Będzie duży, wiesz? Mamy zamiar wprowadzić karty wstępu.

– Co to, u diabła, jest ta „Trekarama"?

– To klub rozrywkowy, facetka. Świątynia. To miejsce kultu wszystkich kobiet i mężczyzn, którzy doszli tam, gdzie nigdy przedtem nikt nie dotarł.

– Co to znaczy przedtem?

Księżyc znieruchomiał i utkwił wzrok w przestrzeni.

– Przed tym wszystkim.

– O kurna.

– Wstęp kosztuje pięć dolców – poinformował Księżyc.

Dałam mu dziesięć i przecisnęłyśmy się przez tłum przy drzwiach.

– Nigdy nie widziałam tylu czubków w jednym miejscu – powiedziała Lula. – Z wyjątkiem tego Klingona, tam, przy schodach. Ten ostatecznie mógłby być.

Rozejrzałyśmy się po pokoju, szukając Steigera i próbując rozpoznać go na podstawie zdjęcia z dokumentacji. Problem polegał na tym, że część gwiezdnych wojowników była przebrana za swoich ulubionych bohaterów z Gwiezdnych wojen.

Dougie podbiegł do nas.

– Witam w „Trekaramie". W rogu są zakąski i napoje serwowane przez Romulana, a za dziesięć minut zaczynamy pokaz filmu. Zakąski są naprawdę dobre. Pochodzą z likwidacji magazynu.

W wolnym tłumaczeniu: kradzione towary, które gniły w jakimś ukryciu, bo on zamknął interes.

Lula postukała Dougiego w głowę.

– Halo, jest tam kto? Czy wyglądamy jak para szurniętych gwiezdnych wojowników?

– No cóż…

– My tylko się rozglądamy – uspokoiłam Dougiego.

– Jak turyści?

– Może oprowadzi mnie ten Klingon – zaproponowała Lula. – Jest całkiem niezły.

rozdział 13

Weszłyśmy z Lula dalej do pokoju, przeciskając się przez tłum i szukając Elwooda. Miał dziewiętnaście lat. Był mojego wzrostu i szczupły. Blond włosy w kolorze piasku. Oskarżony po raz drugi. Nie chciałam go wystraszyć. Chciałam po cichu wyprowadzić go na zewnątrz i zapiąć mu kajdanki.

– Hej – powiedziała Lula. – Widzisz tego małego kolesia w przebraniu kapitana Kirka? Co o tym myślisz? Spojrzałam w drugi kąt pokoju.

– Wygląda na to, że to on – powiedziałam. Przecisnęłyśmy się w tamtym kierunku i stanęłyśmy obok niego.

– Mam tutaj randkę z nieznajomym – zagadnęłam. -Mówił, że będzie przebrany za oficera. – Wyciągnęłam rękę. – Jestem Stephanie Plum.

Podał mi rękę.

– Elwood Steiger. Bingo.

– Jezu, ale tu duszno – powiedziałam. – Wyjdę na zewnątrz, żeby trochę odetchnąć. Idziesz ze mną?

Rozejrzał się wokół, zdenerwowany, czy aby czegoś nie przegapi.

– Nie wiem. Raczej nie. Powiedzieli, że zaraz będą wyświetlać filmy.

Lekcja pierwsza: nie ma sensu podchodzić do gwiezdnego wojownika, kiedy zaczyna się film. Miałam dwa wyjścia. Mogłam użyć siły albo czekać, aż sam zdecyduje się wyjść. Gdyby został do końca i opuścił pomieszczenie razem z całym tym tłumem, mogłyby być kłopoty. Podszedł do nas Księżyc.

– Jak to miło, że obie macie się dobrze. Wiecie, El-wood jest w opałach. Robił takie wspaniałe prochy i go przymknęli. To dla nas wszystkich prawdziwy cios.

Oczy Elwooda były nieprawdopodobnie rozbiegane.

– Czy w końcu puszczą te filmy? – zapytał. – Właściwie przyszedłem tutaj na filmy. Księżyc sączył drinka.

– Elwood dobrze zarabiał, oszczędzając na college, aż nagle cofnęli mu zgodę na prowadzenie interesu. Cholernie szkoda. Cholernie szkoda.

Elwood nieśmiało się uśmiechnął.

– W zasadzie to nie miałem żadnej zgody.

– Jesteś szczęściarzem, że znasz Stef – powiedział Księżyc. – Nie wiem, co zrobilibyśmy z Dougiem bez Stef. Inni łowcy nagród po prostu zaciągnęliby cię z powrotem do więzienia, ale nie Stef…

Elwood wyglądał tak, jakby ktoś przywalił mu pałką w głowę.

– Łowca nagród!

– I to najlepszy – zapewnił Księżyc. Pochyliłam się do przodu, żeby Elwood słyszał to, co powiedziałam do niego po cichu.

– Może lepiej wyszlibyśmy przed dom i pogadali. Cofnął się.

– Nie! Nigdzie nie idę! Zostaw mnie w spokoju.

Zrobiłam krok do przodu, żeby założyć mu kajdanki, ale mnie odepchnął.

Lula wyciągnęła paralizator, Elwood schował się za Księżycem, a Księżyc osunął się na ziemię jak domek z kart.

– Hop – powiedziała Lula. – Zdaje się, że złapałam naszego małego wojownika.

– Zabiłaś go! – wrzasnął Elwood.

– Dość tego – zaprotestowała Lula. – Przestań mi wrzeszczeć prosto do ucha.

Chwyciłam go za rękę i wsunęłam na nią kajdanki.

– Zabiłaś go. Zastrzeliłaś go – powtórzył Elwood. Lula wzięła się pod boki.

– Słyszałeś jakiś strzał? Chyba nie. Nawet nie mam przy sobie broni, bo nasza przeciwniczka przemocy kazała mi zostawić spluwę w samochodzie. To chyba dobrze, bo inaczej mogłabym cię zastrzelić tylko za to, że jesteś takim małym wkurzającym karaluchem.

Nadal usiłowałam zapiąć kajdanki na jego drugiej ręce, a ludzie pchali się na nas.

– O co chodzi? – pytali. – Co robisz kapitanowi Kir-kowi?

– Zabieramy jego bezwartościowy blady tyłek do ciupy – wyjaśniła Lula. – Odsunąć się.

Kątem oka dostrzegłam, że coś przeleciało obok i uderzyło Lulę w głowę.

– Hej! – krzyknęła Lula. – Co jest grane? – Pomacała się po głowie. – To jedna z tych smrodliwych kulek serowych na zakąskę. Kto rzuca kulkami serowymi?

– Wolność dla kapitana Kirka! – krzyknął ktoś.

– Już my go uwolnimy – obiecała Lula. Pac. Dostała w czoło pasztecikiem z krabów.

– Zaraz, zaraz – powiedziała. Pac. Pac. Pac. Bułeczki z jajkiem. Cały pokój zgodnie skandował:

– Wolność dla kapitana Kirka! Wolność dla kapitana Kirka!

– Spadam stąd – oznajmiła Lula. – To banda czubków. Kiedyś za bardzo przygrzało im w głowy.

Zaciągnęłam Elwooda w kierunku drzwi, obrywając pecyną gorącego sosu do bułeczek z jajkiem plus paroma kulkami serowymi.

– Brać je! – krzyknął ktoś. – Uprowadzają kapitana Kirka.

Schyliłyśmy z Lula głowy i torowałyśmy sobie drogę przez grad ukradzionych zakąsek i niewybrednych gróźb.Dotarłyśmy do drzwi, wypadłyśmy na zewnątrz i biegiem rzuciłyśmy się w stronę chodnika, niemal ciągnąc za sobą Elwooda. Wrzuciłyśmy go na tylne siedzenie, po czym nacisnęłam pedał gazu aż do podłogi. Każdy inny samochód wystrzeliłby do przodu jak rakieta, ale buick dostojnie ruszył z miejsca postoju i potoczył się wzdłuż ulicy.

– Wiesz, jak się nad tym zastanowić, to ci gwiezdni wojownicy są kupą mięczaków – zauważyła Lula. – Gdyby coś takiego przydarzyło się w mojej okolicy, w tych kulkach serowych byłyby naboje.

Elwood siedział markotny na tylnym siedzeniu i nie odzywał się. Zainkasował przez przypadek parę ciosów kulkami serowymi i bułeczkami z jajkiem, a jego kostium Kirka już nie spełniał standardów stowarzyszenia.

Wysadziłam Lulę i pojechałam na posterunek. Dyżur miał Jimmy Neeley.

– Rany! – zdumiał się. – Co to za smród?

– Kulki serowe – wyjaśniłam. – I bułki z jajkiem.

– Wyglądasz, jakbyś uczestniczyła w bitwie na żarcie.

– To Romulan wszystko zaczął – powiedziałam. -Cholerni Romulanie.

– Tak – przyznał Neeley. – Tym Romulanom nie można ufać.

Wzięłam pokwitowanie i odebrałam swoje kajdanki od kapitana Kirka, a potem wyszłam z posterunku na wieczorne powietrze. Parking policyjny był aż nienaturalnie jasny, oświetlony halogenami. Ponad halogenami niebo było ciemne i bezgwiezdne. Zaczął padać drobny deszcz. To mogłaby być przyjemna noc, gdybym spędziła ją z Morellim i z Bobem. A tymczasem stałam samotnie w deszczu, śmierdząc jak jeden wielki pasztet z krabów i martwiąc się trochę, że ktoś wykończył Cynthię Lotte, a ja mogę być następna. Jedyną zaletą zamordowania Cynthii było to, że ten fakt na pewien czas odsunął moje myśli od Artura Stolle'a.