Выбрать главу

— Rozparł się wygodnie w fotelu, skrzyżował długie nogi odsłaniając bajeczne skarpetki i drogi zamsz obuwia, po czym poczęstował Wcześniaka camelem z świeżo odpieczętowanej paczki. Wcześniak uniósł się usłużnie, podając mu ognia. — Jeszcze nie mamy rozdzielnika — rzekł. Jestem zastępcą przewodniczącego komisji, tak że wszystko będzie okej! — Zaryzykował obce słowo licząc, że zaimponuje czymś wreszcie temu kolorowemu, pewnemu siebie dandysowi. — I co pan ode mnie potrzebuje? — spytał Meteor. — Zapotrzebowanka — rzekł Wcześniak — to wszystko. Ze stempelkiem, rzecz jasna, ładnie napisane, z pieczątką. — Załatwione — rzekł Meteor — od jutra przez dwa dni zgłaszać się będą do pana moi ludzie z takimi zapotrzebowaniami, że się pan nie będziesz miał ich co wstydzić. Najwyższa Izba Kontroli nie znajdzie w nich błędu, a Komisja Specjalna zachwyci się ich schludnym wyglądem. Każdy z facetów posteruje wprost do pana i zawsze powie: „To zapotrzebowanie z wykazu”, żeby nikt takiego zapotrzebowania nie zachachmęcił gdzieś do akt na wieczne odpoczywanie, dobrze? — Tak jest — rzekł Wcześniak — mowy nie ma o takim niedopatrzeniu. My jesteśmy sprawną instytucją, tępimy biurokrację i nie mamy zaległości. — Tu ma pan wykaz — rzekł Meteor, wyjmując z wewnętrznej kieszeni marynarki kopertę — sto pięćdziesiąt pozycji. Ładnie, co? — Wcześniak wyjął z koperty złożony w czworo arkusz maszynopisu. — Zakład Doświadczalny Badania Fajerek. — czytał półgłosem — Spółdzielnia Pracy „Pierzyna”, Centrala Sprzętu Pogrzebowego, Instytut Włosologii, Spółdzielnia Powroźnicza „Cięciwa”, Główne Biuro Pomiarów Liści. Wszystko wzorowe przedsiębiorstwa i zakłady pracy. Ale. Mamusiu! — jęknął naraz — nie, to chyba niemożliwe, kolego towarzyszu? Wy chcecie piętnaście tysięcy sztuk? — Mrteor zaciągnął się camelem. — Tak, chcemy — powiedział spokojnie — i pan nam da, panie Wcześniak. — Ale jak to zrobić? — bąknął Wcześniak. — Przecież ja nie mogę przydzielić stu biletów Spółdzielni Pracy „Moździerz”, kiedy Zjednoczenie Budowlane nr 2, w którym pracuje parę tysięcy osób, otrzyma co najwyżej trzydzieści! Tyle biletów nie wykręcimy. — Panie Wcześniak — Meteor pochylił się nad stolikiem — pan jest bardzo inteligentny człowiek, to widać od razu. Jak pan załatwi, to pana rzecz, ale nie chce mi się wierzyć, żeby taka zdolna jednostka jak pan nie zechciała na tym meczu trafić swoich stu tysięcy patyków. Taka okazja zdarza się tylko raz na dziesięciolecie, niech pan o tym pamięta. Ode mnie dostaje pan maksymalną pomoc techniczną, reszty musi dokonać płonący w panu święty ogień przedsiębiorczości. Tylko przebój, młody człowieku! — Sto tysięcy — szepnął Wcześniak: było to dwa razy tyle, niż mu początkowo zaoferowano — przecież to wszystko nie miało być na tak dużo. — „Sam trafię tyle samo na tym numerze — pomyślał Meteor — a wtedy zaświecę dziewczynie forsą w oczy i musi być moja”. — Szansa, panie Wcześniak — rzekł szybko Meteor — życiowa szansa. Nie wolno jej zmarnować. Tu ma pan numer telefonu — napisał szybko numer telefonu Wilgi na wydartej z notesu kartce i podał Wcześniakowi — będę dziś cały dzień pod tym numerem. Jakieś trudności, pytania, niech pan od razu dzwoni. Jutro zaczynamy, prawda? — Prawda — wyszeptał Wcześniak patrząc tępo na Meteora, który wstał i zapiął marynarkę. — Schowaj pan ten wykaz, do cholery! — rzekł Meteor. — Gdyby co, od razu telefon. Pamiętajcie, Wcześniak! — to rzekłszy skierował się ku wyjściu. Wcześniak siedział ciągle tępo w fotelu, gdy Meteor wszedł do głównego hallu. — Obywatelu — posłyszał za sobą starczy głos: odwrócił się, z lóżki uśmiechnął się doń życzliwie portier. — Załatwiliście? — spytał. — A jakże — rzekł poważnie Meteor.

Meteor szybko przeszedł Krakowskim do Świętokrzyskiej i wszedł do kawiarni „Nowy Świat”. Spojrzał na zegarek: dochodziła jedenasta. Zamknął się w kabinie telefonicznej i nakręcił numer.

— Panie prezesie — powiedział, usłyszawszy głos Merynosa — już. Załatwione. Dałem mu stówę, jak mówiliśmy. Połknął śliwkę bez pudła. — Bardzo dobrze — pochwalił Merynos. — Aha! — rzekł Meteor mocując się z własnym głosem — ten Wcześniak prosił mnie, żebym cały dzień czekał na telefon, bo nigdy nic nie wiadomo. Facet ma jakieś własne kombinacje, o których nie chce mówić. Wobec tego dałem mu telefon Alusia i teraz od razu tam jadę. Dobrze zrobiłem, nie? — Bardzo dobrze — rzekł z uznaniem Merynos — nie jesteś drętwy, Jureczku. — A Aluś? — głos Meteora załamał się ze zdenerwowania — jest u pana, na górze, czy u siebie? — Tu, — u nas — rzekł Merynos — zaraz go poślę na Krochmalną, żeby ci otworzył biuro. Tylko nie umorusajcie się tam od rana, bo wam wódka jeszcze od wczoraj została — dodał z ojcowską pobłażliwością. Meteor oparł się o ścianę, odetchnął głęboko z ogromną ulgą i otarł kroplisty pot z czoła, po czym odwiesił słuchawkę bez słowa pożegnania. Wyobrażenie Marty, prześladowanej przez Wilgę, podczas gdy on ciężko pracuje, zmieniało mu przez ostatnie parę minut życie w piekło. Filip Merynos nie wiedział o tym, toteż zanim odłożył słuchawkę, zdziwił się nieco z powodu tego braku form u ugrzecznionego na ogół Meteora.