Выбрать главу

— Piegus? Kuba? Chodź tu. — Jakub Wirus pewnym krokiem przekroczył załom i znalazł się w skąpym pomieszczeniu o nagich ścianach; prócz gruzu, pokrywającego podłogę, i kilku starych, drewnianych skrzynek, nie było tu nic. Na jednej ze skrzynek stała naftowa lampka, na drugiej siedział Moryc Mechciński i palił papierosa, patrząc na Kubusia ze sztucznym rozbawieniem pokrywającym niepokój.

— Trafiłeś? — rzekł na pozór obojętnie Moryc. — Myślałem, że się złamiesz.

— No, wiesz — rzekł swobodnie Kubuś. — Za kogo mnie masz?

— Myślałem — zadrwił Moryc — żeś zapomniał, jak się chodzi po gruzach.

— To nie. Ale nie spodziewałem się, że w śródmieściu są jeszcze takie mety.

— Już nie na długo — westchnął Moryc.

Wstał i wyszedł na korytarzyk, pociągając Kubę za sobą. Uczynił kilka kroków w głąb, po czym zatrzymał go ręką: o krok dalej otwierała się ciemna, czteropiętrowa otchłań. Natomiast wokoło tej studni ciemności widać było światła i lampy uliczne, zaraz obok — migotliwe żarówki kina „Atlantic”, dalej w prawo — ogromny, jasny masyw wieżowca na największym placu Europy, usianym znakami ostrzegawczymi robót; Aleje Jerozolimskie ciągnęły się świetlistą magistralą na zachód; w dali, na południu, jarzyła się poświata MDM-u. Moryc wskazał na zniesiony narożnik Alei i Marszałkowskiej, na śpiące na nim o tej porze spychacze, ładowarki i koparki — rozciągała się tam szeroka przestrzeń obok hotelu „Polonia”, przygotowana pod nową zabudowę.

— Tamten róg już załatwili — rzekł z niechęcią Moryc. — Pamiętasz — dodał z sentymentem — tą knajpę w sieni? — Pamiętam — rzekł Kuba — bardzo przyzwoity restaurator. Taki gruby, z zajęczą wargą. Sprzedawał wódkę dzieciom od lat ośmiu do osiemnastu. — Nie wiadomo było, czy kpi, czy żałuje. — Teraz kolej na nas — rzekł Moryc — będą tu stawiać wschodnią ścianę tego placu. Powiadam ci, taka kolumnada. — zakreślił ręką szeroki gest, mający uświadomić Kubusiowi wielkie rozmiary kolumnady. — Skąd wiesz? — zainteresował się Kubuś. — Byłem na wystawie, na placu Teatralnym. Pokazywali, jak tu będzie wyglądać. Hance się podobało. — zatrzymał się nagle, jakby żałując, że wymówił to imię. — A tobie? — spytał cicho Kubuś. — Mnie? Mnie też. Ale tego wszystkiego szkoda. — wskazał ręką na czarną Studnię resztek ruin pod sobą — szkoda tego życia. Ta kolumnada, owszem, ładna, ale jakie w niej będzie życie? Sam rozumiesz, Piegus, jakie w niej będzie życie. — Kuba nie odpowiadał, Moryc pokiwał głową. — Tak, tak — dorzucił. — Takiego życia jak tli, na tych gruzach, już nie będzie.