Выбрать главу

Dziarski uniósł słuchawkę telefonu i za chwilę sierżant Maciejak wprowadził Józefa Siupkę, po czym usiadł przy stojącej na stoliku maszynie do pisania. Kolanko — przyjrzał się bacznie pospolitej postaci w kolejarskim mundurze z grubego sukna; gorąco usprawiedliwiało niechlujne rozchełstanie kołnierza munduru, ukazujące brudną, przepoconą bieliznę. Twarz Siupki była skrzyżowaniem ostrożnej arogancji z przeciętnością; źle ogolona i spocona budziła skojarzone uczucia litości i odrazy.

— Proszę usiąść — rzekł Dziarski, wskazując Siupce krzesło naprzeciw siebie. Siupka usiadł, składając kolejarską czapkę na kolanach. „Dlaczego on jest tak zarośnięty? — zastanowił się Kolanko, obserwując kępki czarnego zarostu na brodzie i kościach policzkowych Siupki. — Czy to taka moda u kolejarzy?” Sierżant Maciejak założył czysty arkusz na wałek maszyny. Dziarski wyjął z różowej teczki arkusz papieru pokryty maszynopisem. — To jest pańskie pierwsze zeznanie — rzekł, wskazując arkusz Siupce — złożone zaraz po wypadku. — Siupka skinął głową. Kolanko odwrócił się do okna i zapalił papierosa, wpatrując się w błękit nieba nad barokowymi dachami ulicy Długiej. — Przypomina je pan sobie? — spytał krótko Dziarski. Siupka skinął głową. — Tak jest — rzekł schrypłym głosem.

— Proszę mi zatem powiedzieć, panie Siupka — chrząknął Dziarski — coś bliższego o owej czwartej osobie w wagonie, o której wspomina pan w zeznaniu. Co się z nim stało? Dlaczego nie zeznawał na dworcu? Gdzie się podział?

— Tego nie wiem, gdzie się podział. — zaczął Siupka głosem łamiącym się, nasiąkłym zdenerwowaniem. — O tej czwartej osobie to ja mogę niedużo powiedzieć. Faktycznie, jak tylko się wszystko stało, to od razu gdzieś się zawieruszył. A przecież jak leciałem, żeby złapać hamulec, to wpadł na mnie z tyłu i cholera go wie, czy chciał mi przeszkodzić w alarmie, czy sam taką cykorię złapał, że pruł, aby prędzej do wyjścia. To tylko zauważyłem, że jak tak rwał do przodu, to zgubił kapelusz po drodze, taki okrągły sztywniak, wie pan, co to kiedyś faceci nosili. Melonik, o, tak to się nazywa.

Serce zabiło mocno Dziarskiemu, lecz nawet najlżejszy błysk oczu nie zdradził w nim podniecenia. Kolanko odwrócił się gwałtownie, papieros wyleciał mu z palców. Tego efektu swych słów Siupka nie zauważył jednak, gdyż Kolanko stał za jego plecami. Maciejak pisał niezbyt szybko, lecz wytrwale, nie zwracając na nic uwagi poza swą pracą.

— Panie Siupka — rzekł Dziarski, bawiąc się obojętnie ołówkiem — niech się pan dobrze zastanowi i przytoczy jeszcze jakiś szczegół, dotyczący tej czwartej osoby.

— Żadnego szczegółu więcej przytoczyć nie mogę — rzekł urzędowo Siupka. — Ano, nieduży był, chyba taki jak ja, może trochę wyższy. Ciemno było, nic więcej nie widziałem.

— A może pan uzupełni swe pierwsze zeznanie o przeciwniku Mechcińskiego? Może pan spróbuje jeszcze raz nam go opisać?

— Uzupełnić zeznania o tym danym przeciwniku nie mogę. — zaczął znów Siupka swym stylem podań do urzędów gminnych — bo ledwie go mogłem zobaczyć. Opisać też go nie mogę, bo go nie widziałem. Tylko że. — przełknął nerwowo ślinę, głos mu zaskrzypiał rozpaczliwym podnieceniem — tylko że jak on tę swoją biedną ofiarę złapał i wrzucił.

— Jak to wrzucił? — przerwał zimno Dziarski, unosząc maszynopis — przecież pierwszym razem zeznał pan, że przeciwnik Mechcińskiego ujął go za klapy, powiedział: „Nie będę cię tu bił!” i puścił natychmiast, zaś dopiero potem Mechciński zaczął nieprzytomnie uciekać, co skończyło się owym nieszczęśliwym wypadkiem.

— Tak jest — zaczął gorączkowo Siupka. — Tak jest. Tak zeznałem, ale. to tak nie było!

— A jak było? — w głosie Dziarskiego zadźwięczała groźba. — Czy chce pan przez to powiedzieć, że cofa pan zeznania?

— Tak jest. Tak właśnie. Cofam zeznania. — zabełkotał Siupka, ocierając brudną chustką mokrą twarz.

Kolanko przysiadł z wrażenia na krześle pod ścianą. Myśli wirowały mu trochę bezładnie w głowie.

— A więc proszę, panie Siupka — rzekł surowo Dziarski. — Mam nadzieję, że zdaje pan sobie sprawę z konsekwencji, jakie pociągnie dla pana fakt złożenia fałszywych zeznań w pierwszym śledztwie?

Siupka spojrzał nań oczyma głupiego, bitego kijami po obu bokach psa. — Panie komisarzu — stęknął ciężko — ja się bałem. tak cholernie się bałem. I teraz się boję. o, rany, jak się boję. ale nie ma rady.

— Czego się pan boi? — spytał Dziarski.

— Tego Mechcińskiego wrzucono pod pociąg!

I nagle, jak z przekłutego z trudem pęcherza dobywa się z szybkim sykiem powietrze, tak Siupka, plącząc się i potykając o sylaby, zaczął wyrzucać z siebie słowa: — Ten drugi złapał go za klapy, potrząsnął, nim jak szczeniakiem i wypchnął go do wyjścia. Mechciński krzyczał „Ratunku! Pomocy!” i właśnie ja szarpnąłem się do przodu, bo, widzi pan, leżałem na ławce, pusto było zupełnie, a ja trochę pod muchą. Wszystko to tak naraz, człowiek się nie opamiętał. Szum w tych elektrycznych wagonach przy jeździe, nic dobrze nie słychać. Tamten taszczył Mechcińskiego za ubranie i jak drzwi się rozsunęły, wyjrzał jeszcze. Widocznie szybko się troknął, że leci ekspres po sąsiednim torze i. bach!.. tego biednego Mechcińskiego prosto pod koła. na szyny.