Выбрать главу

Po kwadransie była z powrotem.

– Proszę – powiedziała stawiając na stoliku filiżanki z kawą. – Powiedz mi teraz, z czym przychodzisz.

Jake wrzucił cukier do kawy i zaczął ją mieszać, a Maren przyglądała mu się zza biurka. Musiał już dobiegać pięćdziesiątki.

Wypił pierwszy łyk kawy.

– Zawsze mówiłem, że nikt nie potrafi parzyć kawy tak dobrze jak ty – powiedział patrząc jej w oczy.

Maren wytrzymała to spojrzenie.

– Przejdźmy do konkretów, Jake. Jestem dzisiaj bardzo zajęta.

Green wzruszył ramionami.

– Właściwie to drobnostka.

Kłamał. Maren znała go na wylot. Chodziło o coś ważnego. O coś naprawdę ważnego…

– Chciałbym, żebyś piętnastego zapłaciła mi za maj i za czerwiec.

Maren patrzyła na niego w milczeniu. Najchętniej dałaby mu te pieniądze i powiedziała, żeby dał jej spokój. Zawsze wtrącał się w jej sprawy i pojawiał się wtedy, kiedy najmniej tego oczekiwała. Zupełnie jak dziś…

– Przykro mi. ale nie zdobędę tak szybko tylu pieniędzy. Muszę jeszcze zebrać zaległe honoraria za kwiecień.

Green skrzywił się. W jednej chwili znikła cała jego ogłada.

– Musisz coś wymyśleć. Naprawdę potrzebuję tych pieniędzy…

Wstał i podszedł do biurka. Maren patrzyła na niego w milczeniu. Zawsze wydawało się jej, że Jake ma kupę forsy. Spłacała go co miesiąc, a poza tym pracował jeszcze w Sentinel Studios. Na co wydawał tyle pieniędzy?

– Nie – pokręciła głową. – W tym miesiącu to wykluczone.

Jacob rozejrzał się dookoła. To biuro nigdy nie było tak dobrze urządzone. Koledzy z branży mówili mu, że Maren świetnie sobie radzi. Powoli zaczęła zdobywać stałą klientelę. To bardzo się liczyło w przemyśle rozrywkowym, jak zresztą pewnie w każdej pracy.

– Jane mówiła, że chcesz sprzedać firmę.

Maren poczerwieniała z gniewu. Miała nadzieję, że sekretarka będzie trzymać język za zębami.

– Tak – mruknęła niechętnie. – Oczywiście na razie to tylko plany… Nic więcej.

– Jane twierdziła, że to pewne.

Green zajął ponownie swoje miejsce. Czuł się teraz pewniej. Wiedział, że uderzył w czuły punkt.

– Nie. Na razie tylko rozważam taką możliwość.

Zmarszczyła czoło. Patrzyła na Greena jak na glistę. To, co ona zrobi z Festival Productions, nie powinno go w ogóle obchodzić.

– Wciąż jesteś mi winna osiemdziesiąt tysięcy dolarów – przypomniał z wyrzutem.

– Wiem – ucięła krótko.

– Pamiętaj, że nie wolno zmieniać warunków umowy. Chcę gotówki.

– Dostaniesz ją – zapewniła. – Nawet jeśli zdecyduję się sprzedać firmę.

Green stracił na chwilę panowanie nad sobą.

– Cholerne teledyski! Kto mógł przypuszczać, że zrobią taką karierę?! Gdybym wiedział, nigdy bym nie sprzedał Festival Productions!

Maren uśmiechnęła się chłodno.

– Kiedy kupiłam firmę, robiliśmy głównie reklamówki. Nigdy byś się z tego nie wycofał.

Jacob pokręcił głową.

– Nieprawda. Zawsze robię to, co przynosi zyski. Przecież te głupie filmiki to kopalnia złota!

– Mówiłam ci o tym kiedyś. Pamiętasz?

– Skąd mogłem wiedzieć, że masz rację? Już tak bywało… Coś stawało się modne, ludzie zaczynali się tym zajmować, a potem… nagle lądowali na bruku.

Drzwi otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich Jane. Maren odetchnęła z ulgą.

– Jacob? Co tutaj robisz?

Jane patrzyła oskarżycielsko na kochanka. Pewnie znowu pokłócili się o coś w nocy…

Green natychmiast spokorniał. Spojrzał skruszony w oczy Jane.

– Chciałem tylko pogadać z Maren, złotko.

Podrapał się w szyję i dopił szybko kawę.

– Jak zwykle chodzi o pieniądze – dodał uśmiechając się obleśnie.

Twarz Jane nabiegła krwią. Maren pomyślała, że dziewczyna znów ma mdłości i stara się to przed nim ukryć. Pewnie nie rozmawiali jeszcze o dziecku.

– Pamiętaj, że o dziewiątej będzie tu Joey Righteous.

Maren skinęła głową, a Jane podeszła do biurka i położyła na nim plik korespondencji.

– Czy nie sądzisz, że lepiej przyjąć go w towarzystwie prawnika? – spytała Maren.

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Jacob patrzył na nie, nie rozumiejąc żartu.

– Myślę, że tym razem nie będzie to konieczne.

Zachichotały. Jacob zupełnie stracił kontenans. Maren sięgnęła po książeczkę czekową, chcąc się go pozbyć. Wypisała zwykłą miesięczną kwotę.

Green chwycił czek, podążając za rozgniewaną Jane. Po chwili oboje zniknęli za drzwiami i zaczęli się kłócić. Maren włączyła magnetofon, próbując się skoncentrować na trzeciej piosence Mirage. Coś jednak nie dawało jej spokoju. Niepokoiła się o Jane. Związek z Jacobem wyraźnie dziewczynie nie służył. Stała się nerwowa, zamknięta w sobie, a jednocześnie bardziej wybuchowa. W niczym nie przypominała dawnej wesołej blondynki z początków ich wspólnej pracy.

Te rozmyślania przerwał Joey Righteous. który swoim zwyczajem wpadł do pokoju jak bomba. Maren przestraszyła się, że zaraz uwiesi się na żyrandolu. Ale potoczył tylko dokoła dzikim wzrokiem i padł na fotel, który zatrzeszczał pod jego ciężarem. Miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę i skórzane spodnie w amarantowym kolorze.

– Cześć, stara, jak leci? – spytał zdejmując okulary słoneczne.

Maren uśmiechnęła się. Pomimo swoich wyskoków ten dzieciak miał w sobie coś, co mogło zrobić z niego gwiazdę pierwszej wielkości.

– Joey, zachowaj takie teksty na inną okazję. Być może któryś z dziennikarzy uwierzy, że jesteś dzieckiem ulicy. Przecież wiem, że ukończyłeś Jedną z najlepszych uczelni w kraju. Poza tym masz trochę więcej niż dziewiętnaście lat.

Chłopak rozejrzał się uważnie i pochylił się w jej stronę.

– Cii… Nie mówmy Już o tych głupstwach. To może mi zaszkodzić.

Maren przyjrzała się mu bacznie. Czuła, że za chwilę wybuchnie śmiechem.

– Nie sądzę. Nikt mi nie uwierzy, jeśli powiem, że mam przed sobą młodego zdolnego matematyka.

Joey gwizdnął przez zęby.

– Proszę, proszę… Małe prywatne śledztwo, co?

Spojrzeli sobie w oczy. Chłopak miał ciemnobrązowe, niemal czarne źrenice.

– Przecież wiesz, że muszę wiedzieć o tobie Jak najwięcej. To mój zawód.

– I na pewno nie pracujesz w policji?

Maren pokręciła głową.

– Wobec tego minęłaś się z powołaniem. – Joey wyciągnął rękę, chcąc uniknąć dalszych komentarzy. – Dobra. Do rzeczy. Jak tam moje sprawy?

Maren położyła dłonie na biurku. Cały czas patrzyła mu w oczy.

– Obawiam się, że wszystko się trochę odwlecze.

– Co? – wrzasnął chłopak. – O co, do diabła, chodzi?!

– Kyle Sterling nie podpisał z nami umowy na produkcję twojego filmu.

– Niby dlaczego? – spytał.

– To nic poważnego – Maren próbowała go uspokoić. – Mała zwłoka.

– Ciekawe.

– Po południu mam spotkać się z panem Sterlingiem. Jestem pewna, że podpisze umowę, a wtedy ruszymy pełną parą.

Joey nie wydawał się zadowolony z obrotu sprawy, nie wiedział jednak, co powiedzieć.

– Nie wstawiasz kitu? – bąknął niepewnie.

Maren pokręciła głową.

– Przecież znasz mnie – powiedziała z uśmiechem. – Jak tylko wszystko się wyjaśni, zadzwonię do ciebie. I co – git?

Chłopak zmarszczył brwi i spojrzał na nią spod oka.

– Nie byłbym tego taki pewny.

Wstała i podeszła do jednej z szuflad. Na samym wierzchu spoczywał scenariusz do piosenki „To dziwne uczucie”. Wręczyła mu go bez słowa. Joey pogrążył się w lekturze.