Maren uniosła wysoko brwi.
– Więc masz zamiar wrócić?
– Nie wykluczam takiej możliwości.
– Od czego to zależy?
Kyle potarł zmarszczone czoło. Przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Jeśli dobrze pamiętam, nie chciałaś się mieszać w moje sprawy osobiste… – zaczął.
– Nie wiedziałam, że wiążą się one bezpośrednio z pracą – przerwała mu. – Chcesz, żebym sprzedała ci Festival Productions nie wiedząc nawet, w czyje ręce trafię? Nie licz na to!
Patrzyli sobie przez chwilę w oczy. Kyle najwyraźniej nie rozumiał, o co jej chodzi.
– A cóż to zmienia?
– Chcę wiedzieć, kto będzie moim bezpośrednim szefem – warknęła. – Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile od tego zależy.
– Nie ufasz mi?
Maren potrząsnęła głową.
– Przecież możesz nawet sprzedać firmę…
Przez chwilę nie wiedział, czy traktować ten zarzut poważnie. Uśmiechnął się gorzko i skrzyżował ramiona na piersi.
– Nie mam zamiaru niczego sprzedawać – zapewnił ją. – Muszę zostać w La Jolla z powodu córki. Może uda mi się uzyskać opiekę nad nią. Jeśli mi się powiedzie, wyjadę z Los Angeles. Przynajmniej na jakiś czas.
Jego córka! Dziecko Rose! Więc to dlatego chciał się przeprowadzić… Maren przypomniała sobie ból w jego oczach, kiedy mówił o Holly.
– Nie musisz mi nic mówić – szepnęła. – Pogadajmy lepiej o interesach.
Kyle machnął ręką.
– Interesy! Tylko to cię obchodzi… Przecież nie proszę o zbyt wiele. Myślałem, że będziesz mogła poświęcić mi chociaż odrobinę swojego czasu i zapomnieć o Interesach.
Maren spojrzała mu w oczy. Nareszcie coś do niej docierało. Przede wszystkim liczyło się to, że Kyle’owi zależy na niej. Może nie była to miłość, ale z pewnością coś w tym rodzaju…
– Dobrze. Poświęcę ci… – zawahała się – trochę czasu. Ale najpierw pogadajmy o interesach.
– Świetnie, jeśli chcesz zacząć od drobiazgów. – Spojrzał na nią prowokacyjnie.
Maren zarumieniła się. Czy to możliwe, żeby Kyle traktował ten związek tak lekko, ponieważ bał się, że zostanie źle przyjęty? Tak, takie wyjaśnienie wchodziło w grę. Nie znali się przecież… Musieli w jakiś sposób poradzić sobie z rolami narzuconymi Im przez okoliczności…
– Mirage?
Kyle skinął głową.
Usiedli i zaczęli przygotowywać papiery. Maren szukała wolnego miejsca. Nie znalazła go, więc umieściła dokumenty na czarnej teczce, którą położyła na kolanach.
– To wszystko nie jest jeszcze zbyt precyzyjne – ostrzegła podając mu pierwszy plik. – Tak jak chciałeś, we wszystkich filmach będzie występował ten sam bohater. Umieściłam go jednak w różnych czasach. „Wczorajsza miłość” zaczyna się od lat trzydziestych i wielkiego kryzysu. Potem przenosimy się w czasy wojny, potem znowu dalej. Całość kończy się w świecie przyszłości.
Kyle zmarszczył brwi. Zaczął przeglądać pierwszy scenariusz. Nic jednak nie mówił. Maren ciągnęła więc swój monolog:
– Mam nadzieję, że to zaakceptujesz. Wynajęłam już tancerki oraz kilku aktorów do pierwszych trzech piosenek. Poza tym zaczął pracę mój scenograf. Mam tylko problemy z główną bohaterką. Złamała nogę na wrotkach…
Kyle uśmiechnął się mimo woli.
– Znalazłaś kogoś na jej miejsce, czy będzie grać ze złamaną?
Maren wzruszyła ramionami.
– Mam taką jedną…
W pokoju znowu zapanowała cisza. Kyle przeglądał szkice. Maren nie mogła nic wyczytać z jego twarzy.
– I co? – nie wytrzymała w końcu.
– Jeśli o mnie chodzi, wszystko w porządku.
– Tylko tyle masz do powiedzenia? Siedziałam nad tym dwa tygodnie…
Była wyraźnie rozczarowana. Kyle spojrzał jej twardo w oczy.
– A co mam ci powiedzieć? Spodziewam się, że zrobiłaś to znakomicie. Muszę się Jednak przyznać, że po raz pierwszy widzę scenariusz. Zwykle zajmuje się tym ktoś inny… Wolałbym zobaczyć cały film z muzyką. Dopiero wtedy naprawdę będę go mógł ocenić – urwał widząc nieszczęśliwą minę Maren.
Przez chwilę w pokoju panowała niezręczna cisza. Słychać było jedynie cichy szum wentylatora.
– Właśnie dlatego muszę mieć Festival Productions – dodał po chwili milczenia.
Maren nie drgnęła. Wciąż miała skwaszoną, nieszczęśliwą minę.
– Jesteś artystką. Jeśli mówisz, że film będzie dobry, to oczywiście ci wierzę… – próbował ją pocieszyć.
– J. D. Price był zachwycony. Inni też.
– Czy przewidujesz jakieś trudności?
Maren potrząsnęła głową. W świetle zachodzącego słońca jej włosy zabłysły jak pochodnia.
– Raczej nie. Chyba że… zastrajkują aktorzy.
– Pamiętaj jeszcze o dziewczynie…
– Właśnie. Myślałam o Jane Krypton.
Kyle uniósł wysoko brwi.
– To początkująca aktorka, ale chciałabym dać jej szansę… Poza tym na pewno nie będzie z nią kłopotów – Maren uśmiechnęła się przebiegle.
Kyle spojrzał na nią z podziwem.
– Jak widzę, pomyślałaś o wszystkim.
– Staram się.
– Czy możemy już pogadać o terminach?
Maren czekała na to pytanie.
– Oczywiście. W tej chwili pracujemy w zawrotnym tempie. Moglibyśmy nawet nakręcić teledysk dla Joeya, gdybyś był łaskaw podpisać umowę.
Kyle zawahał się. Ryan Woods twierdził, że pojawiły się nielegalne filmy z piosenką Mitzi. Czy może teraz ryzykować? Zwłaszcza że losy piosenek Mirage również nie były pewne.
– Czy nie powinnaś się najpierw zająć „Wczorajszą miłością”?
Maren poruszyła się niespokojnie. Coś wisiało w powietrzu. Nie wiedziała jednak co.
– Poradzę sobie – szepnęła cicho.
– Nie ma powodów, żeby się spieszyć. Zaczekajmy na pierwszy film dla Mirage.
Czuła, że Kyle nie mówi prawdy. Zbywał ją. Być może Joey Righteous miał być kartą przetargową w negocjacjach dotyczących sprzedaży Festival Productions.
– Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz – powiedziała kładąc umowę na brzegu biurka.
– Na przykład?
Wzruszyła ramionami.
– Nie mam pojęcia. Jednak normalnie pracowało nam się zupełnie inaczej.
Kyle uśmiechnął się.
– Pewnie masz rację. Jednak teraz wiele się zmieni.
– Czyżbyś zaczął stosować metodę kija i marchewki? – powiedziała przez zęby. – Joey to marchewka, a gdzie kij?
Wyciągnął rękę chcąc ją uspokoić.
– Nie, to nieprawda. Zaufaj mi.
– To dlaczego ty mi nie ufasz?
– Mylisz się.
– Musisz to udowodnić – wskazała umowę.
Ręce jej się trzęsły, oczy pociemniały z gniewu. Miała już dość tej rozmowy.
– Nie muszę ci nic udowadniać, Maren – szepnął patrząc jej w oczy. – Znasz mnie. Wiesz, że jestem uczciwy.
– Czy to znaczy, że ja nie jestem?
Zmieszał się.
– Ja tego nie powiedziałem. Chciałbym jednak znać wszystkie problemy Festival Productions.
Maren zmarszczyła brwi.
– O co ci, u diabła, chodzi? Jeśli masz mi coś do zarzucenia, wyduś to w końcu!
Pomyślał o nagraniu Mitzi Danner i podejrzeniach Woodsa. Ani jedno, ani drugie nie stanowiło żadnego dowodu. Musiałby jeszcze powiązać całą sprawę z Maren…
– Mówiłem teoretycznie.
– To teraz pomyśl praktycznie! – obruszyła się. – Joey liczy na mnie. Obiecałam mu, że załatwię tę sprawę.
Podsunęła mu umowę przed nos.
– A jeśli nie podpiszę?
Maren westchnęła i usiadła wygodnie na krześle. Teczkę z dokumentami położyła na podłodze. Cała złość nagle ją opuściła.
– Joey prosił, żebym zadzwoniła, jeśli będę miała jakieś problemy.