Kyle skrzywił się.
– To szantaż.
– Wybór należy do ciebie.
– Czy naprawdę chcesz napuścić na mnie Joeya? – spytał z niedowierzaniem.
– Wybór należy do ciebie.
Kyle uśmiechnął się cynicznie.
– Jutro wyjeżdżam do La Jolla. Na pewno mnie tam nie znajdzie.
Maren poczuła, że nie ma siły na dalszą dyskusję. Wszystko wskazywało na to, że wyczerpali temat. Kyle z jakichś powodów nie chciał podpisać umowy. Musiała się z tym pogodzić.
– Już po piątej – zauważył oddając jej umowę. – Przejdźmy teraz do ważniejszych spraw.
Wstał, kiedy schyliła się po teczkę. Chciała odszukać kopię umowy, ponieważ oryginał znajdował się Jeszcze u Elise.
Kiedy się wyprostowała, poczuła na ramionach jego ciepłe dłonie. Potem schylił się i pocałował jej szyję.
– Nie to miałem na myśli – szepnął wskazując papiery. – Masz Jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
– Nie. Miałam nadzieję, że się mną zaopiekujesz…
Kyle uśmiechnął się tajemniczo.
– Wobec tego chodźmy na górę.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Nie pytaj o nic. Sama zobaczysz…
Kiedy znaleźli się w windzie, wyjaśnił, że ma na ostatnim piętrze kawalerkę, z której korzysta, gdy zatrzymuje się w Los Angeles. Po paru minutach znaleźli się na miejscu. Maren rozejrzała się po nowocześnie urządzonym mieszkaniu.
– To ma być kawalerka?
Na ścianach wisiały obrazy znanych artystów. Całość przedstawiała się imponująco.
– Coś w tym rodzaju – wyjaśnił. – Czy masz ochotę na kolację?
Spojrzała mu w oczy.
– Tak, zjadłabym coś. Myślę, że zacznę od… ciebie.
Kyle nie mógł ukryć zdziwienia. Zbliżył się do niej i objął mocno. Przez chwilę całowali się namiętnie.
– Powiedz, że mnie pragnęłaś – szepnął. – Że nie mogłaś spać… tak jak ja.
– Och, Kyle.
Znowu się pocałowali. Maren czuła, że tym razem nie będzie się mogła od niego oderwać. Nie obchodziło ją, że Kyle nie ufa Festival Productions. Wszystkie problemy związane z firmą zostały gdzieś za progiem. Teraz chciała myśleć tylko o nim.
Zanurzyła dłoń w jego włosach. Kyle westchnął. Wciąż trzymał ją mocno w objęciach. Słyszała szum oceanu. Czy to złudzenie? Nie chciała się w tej chwili nad tym zastanawiać…
Wziął ją na ręce i położył na szerokim materacu, który służył mu jako łóżko. Z łatwością zmieściłaby się pewnie na tym kolosie cała drużyna harcerska.
– Chcę cię kochać.
Odpowiedziała mu westchnieniem.
Przewrócił ją na brzuch i zaczął pieścić Jej włosy. Poczuła na karku jego język. Wyprężyła ciało w miłosnej ekstazie. Pragnęła go mieć jak najszybciej. Tu, teraz, w tej chwili.
– Kyle?
Wstał i podszedł do kontaktu. Zgasił światło. Maren poruszyła się niespokojnie, ale Kyle nie wracał jeszcze przez chwilę. W tym samym momencie, gdy znalazł się obok, usłyszała dziwnie niepokojącą, zmysłową muzykę. Zapewne włączył magnetofon.
– Co to? – spytała.
– Cii – szepnął.
Znowu poczuła na sobie jego dłonie. Głaskał ją wolno, jakby chcąc nacieszyć się jej obecnością. Powoli ogarniało ich zapomnienie.
Kyle rozpiął pierwszy guzik. Westchnęła cicho. Dotknął nagiego miejsca językiem. Maren nie pojmowała, co się z nią dzieje.
– Szybciej – ponagliła go. – Chodź…
Rozpiął drugi guzik. Pomyślała, że za chwilę zwariuje. Cały pokój wypełniała niespokojna, gitarowa muzyka. Maren nie znała wykonawcy. W Innej sytuacji to by ją męczyło, ale teraz ważne było tylko jedno – chciała jak najszybciej i jak najmocniej zespolić się z Kyle’em.
Poczuła ciepły język na nagich plecach. Oddychała ciężko. Kyle przewrócił ją na plecy i jednym ruchem zdjął bluzkę i stanik. Zobaczyła, że długie światła kinkietów ścielą się na kremowych ścianach, które wyglądają jak strome, nadmorskie skały. Miała wrażenie, że kiedyś już to przeżyła, a jednak ta chwila była zupełnie niepowtarzalna. Jedyna i upragniona.
Kyle dotknął jej piersi. Jednocześnie zaczęła pieścić jego ramiona. Potem jej małe dłonie przesunęły się na kark. Z całą siłą zaczęła przyciągać go ku sobie.
– Chcę cię – szepnęła.
Kyle przestał panować nad sobą. Zaczął ją rozbierać drżącymi rękami. Maren rozpięła mu koszulę i sięgnęła niżej… Krzyknął. Pragnął jej tak bardzo jak nikogo w życiu. Przed nim leżała Maren, jakiej nie znał. Cudowna, ukochana, jedyna…
Po chwili oboje byli nadzy. Obejmowali się. Kyle uniósł się nieco na łokciach i zaczął całować jej nagle ciało. Chciał przedłużyć moment oczekiwania…
Ale Maren była już gotowa na jego przyjęcie. Serce waliło jej jak oszalałe. Gwałtowne gitarowe riffy przyprawiały ją o dreszcze. Poddała się gwałtownemu rytmowi…
– Kocham cię – szeptał. – Kocham cię jak nikogo w życiu.
Przyciągnęła go ku sobie…
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Obudził ją natrętny promień słońca. Wolno otworzyła oczy i rozejrzała się wokół. Kyle leżał przy niej. Nie chcąc go budzić, poruszyła się ostrożnie i wyciągnęła rękę, żeby odgarnąć włosy z czoła. Omal nie krzyknęła, kiedy poczuła mocną dłoń na swoim przegubie.
– Myślałam, że śpisz – szepnęła.
– Obudziłem się o ósmej.
Spojrzała na zegar. Dochodziła dziewiąta.
– Dlaczego mnie nie zbudziłeś?
– Wolałem patrzeć…
Kyle pożerał ją wzrokiem. Dotknął jej ramion, a następnie zaczął zsuwać z niej kołdrę. Maren zadrżała. Czuła delikatną pieszczotę jego palców, sunących wolno w stronę piersi.
– Jesteś taka piękna – szepnął.
Poruszyła się niespokojnie. Chciała przytulić się do niego, ale Kyle powstrzymał ją gestem. Pozbył się kołdry i zaczął całować jej rozpalone ciało. Najpierw włosy, czoło, policzki, szyję, piersi… Powoli zsuwał się w dół.
– Jesteś piękna – powtórzył zatrzymując się na stopach.
Maren naprężyła ciało. Poczuła, że jest jej dobrze i lekko. Wspaniałe były te poranne pieszczoty Kyle’a. Żadnego pośpiechu. Wszystko powolne, dokładne, a jednak… tak bardzo czułe.
Jego język zaczął wędrować w górę. Podniecało ją to niezwykle. Trzymała w dłoniach głowę Kyle’a i myślała, że nigdy już nie przestanie kochać tego człowieka i że będzie to jej… największa życiowa porażka.
– Maren – szepnął jej do ucha. – Nawet nie wiesz, jak clę pragnąłem.
Objęła go mocno.
– Ja ciebie też – wtórowała.
Ich poranne kochanie w niczym nie przypominało szaleństw wczorajszego wieczoru. A jednak było równie ważne. Kto wie, może nawet ważniejsze. Teraz poznawali się nawzajem. Świadomie obdarowywali rozkoszą. Niósł Ich łagodny rytm ciał.
– Kochaj mnie, Kyle… – szeptała.
– Tak… zawsze, zawsze… – odpowiadał.
Była skłonna mu wierzyć, chociaż wiedziała, że słowa wypowiadane w podnieceniu nie świadczą o wiecznej miłości. Rankiem na ogół o wszystkim się zapomina…
Zmęczeni, ale szczęśliwi, oderwali się wreszcie od siebie. Maren położyła głowę na ramieniu Kyle’a.
– Chcę, żebyś przeprowadziła się ze mną do La Jolla – zaczął.
Mówił szczerze. Tak jej się przynajmniej zdawało. Maren pragnęła powiedzieć, że bardzo go kocha, ze wzruszenia nie mogła jednak wydusić z siebie słowa.
– Słyszysz? – spytał i spojrzał na nią z niepokojem.
Skinęła w milczeniu głową.
Położył prawą dłoń na jej głowie.
– Mam nadzieję, że się zgodzisz.
Maren westchnęła.
– Nie wiem… Myślałam, że nie chcesz się z nikim wiązać…