Выбрать главу

– Miałam po prostu nadzieję, że jakoś się dogadamy – wyznała Maren.

– Nadzieja to matka głupich – stwierdziła Holly.

– Wszystko zależy od ciebie – ciągnęła Maren nie zwracając uwagi na komentarz dziewczynki. – Możemy się zaprzyjaźnić lub nie. Proszę jednak o… trochę grzeczności. Zawsze będziesz mogła liczyć na to samo z mojej strony.

– Mowa-trawa…

– Poza tym chciałam powiedzieć, że nie jestem twoją rywalką.

Holly odrzuciła do tyłu niesforne loki.

– Już to słyszałam.

Maren poczuła, że jeśli nie przerwie tej rozmowy, za chwilę wpadnie w złość.

– Decyzja należy do… – zaczęła.

Przerwała jej Lydia, która wtargnęła na taras z siłą huraganu. Postawiła tacę na stoliku i podała Maren wysoką szklankę z cytryną.

– Dziękuję. Wygląda wspaniale.

Lydia uśmiechnęła się z zadowoleniem. Holly sięgnęła po swoją herbatę. Na tacy została jeszcze jedna szklanka oraz talerz z kanapkami.

– Może się pani do nas przyłączy – zaproponowała Maren. – Rozmawiałam właśnie z Holly o różnych rzeczach.

Twarz dziewczynki wydłużyła się. Pewnie się bała, że Lydia dowie się teraz o jej zachowaniu.

– Nie mogę teraz. Wstawiłam kurczaka do pieczenia. – Patrzyła to na Maren, to na Holly ze szczerym żalem. – Może później…

– Kiedy tylko będzie pani miała czas i ochotę.

Maren wypiła pierwsze łyki herbaty. Była wspaniała.

– Znakomita – powiedziała z uśmiechem.

Lydia nie posiadała się z radości. Wyszła do kuchni rozpromieniona.

– Masz ją już w kieszeni, co? – powiedziała Holly oskarżycielskim tonem.

– Spotkałyśmy się ledwie parę minut temu. Starałam się być miła – wyjaśniła Maren.

– Dlaczego? Ze względu na tatę?

Maren zacisnęła usta i na chwilę zamknęła oczy.

– Nie. Jedynie dlatego, że jest uczciwą i miłą osobą. To mi wystarczy.

Holly spojrzała na nią z niedowierzaniem.

– Skąd niby możesz to wiedzieć?

Maren pokiwała głową.

– Czasami wystarczy spojrzeć na człowieka i już wiadomo, co w nim siedzi – wyjaśniła. – Niektórzy próbują się maskować, ale to nic nie daje.

Dziewczynka podskoczyła jak oparzona.

– To pewnie o mnie! – krzyknęła mierząc palcem w pierś Maren.

– Nie, Holly. Mówię ogólnie. – Maren sięgnęła po szklankę z herbatą. – Wiem, że mnie nie lubisz i staram się to zrozumieć. Sporo ostatnio przeszłaś i chyba nie tęsknisz za towarzystwem przyjaciółek ojca.

Holly milczała. Jej policzki i szyja pokryty się ceglastym rumieńcem.

– Jeśli chcesz, będę się od ciebie trzymała z daleka – ciągnęła. – Chociaż nie wydaje mi się to najlepszym rozwiązaniem.

Dziewczynka czuła, że łzy napływają jej do oczu. Miała już dosyć tej rozmowy.

– Wcale mnie to nie obchodzi…

– Pomyśl o ojcu. Powinnaś go lepiej rozumieć, żeby móc go pokochać.

Holly zagryzła wargi.

– Wystarczy, że ma ciebie! – wypaliła.

Maren zamilkła na chwilę. Czuła się pokonana. Nie wiedziała, jak dotrzeć do tego dziecka.

– Masz rację. Nikt mnie nie zmusza, żebym się z tobą przyjaźniła – zmieniła taktykę. – Ale… muszę powiedzieć, że bardzo cię lubię. Sama nie wiem dlaczego – dodała pocierając w zamyśleniu czoło.

Dziewczynka patrzyła na nią ze zdziwieniem. W jej zielonych oczach zapaliły się na chwilę iskierki triumfu.

– Mimo to, jeśli mnie nie zaakceptujesz, to nie popełnię z tego powodu samobójstwa – oznajmiła Maren wstając.

Holly poruszyła się niespokojnie. Maren wzięła pustą szklankę i ruszyła w stronę kuchni. Początek znajomości miała już za sobą.

Wbrew jej oczekiwaniom, reszta wieczoru upłynęła w miłej i przyjaznej atmosferze. Kyle, który wrócił godzinę po jej przyjeździe, wprost promieniował szczęściem. Lydia dogadzała jej jak mogła. A Holly starała się zachowywać poprawnie.

Dziewczynka z całą pewnością kochała i podziwiała ojca. Co prawda traktowała go z pewnym dystansem, ale wciąż patrzyła w jego kierunku i reagowała na każde słowo.

Po kolacji Lydia poszła pozmywać, a Holly zabrała książki z tarasu i udała się na górę.

– Chodźmy na spacer – zaproponował Kyle, wyraźnie stęskniony za Maren.

Zapadał zmierzch. Mrok otulał już dalekie wody Pacyfiku. Szli boso po piasku, nie patrząc na siebie. Łagodna bryza o słonym zapachu pieściła ich twarze.

– Cieszę się, że przyjechałaś.

– Myślałeś, że tego nie zrobię?

Kyle pochylił głowę.

– Tak… z powodu Holly. – Zatrzymał się i podniósł wygładzony przez wodę kamień. – Co o niej myślisz?

– Ma trudny charakter.

Zmarszczył czoło i spojrzał na nią z niechęcią.

– Masz rację. To kwestia wychowania. Moje małżeństwo… – urwał. – Nie widziałem Rose od dnia rozwodu. Holly wie o tym. To małżeństwo było z góry skazane na niepowodzenie.

Maren milczała. Chciała pocieszyć Kyle’a, ale nie wiedziała, jak to zrobić. W końcu uznała, że powinna dać mu się wygadać.

– Kiedy poznałem Rose, byłem początkującym muzykiem. Ona robiła wtedy karierę. Pochlebiało mi, że w ogóle zwróciła na mnie uwagę. – Kyle potarł w zamyśleniu czoło. – Potem okazało się, że bardzo mi to pomogło. Wiesz, ludzie, kontakty…

– Ożeniłeś się z nią dla kariery? – spytała z niedowierzaniem.

– Nie. To Rose tak myślała.

– Kochałeś ją?

Odwrócił się od niej i rzucił kamieniem przed siebie. Usłyszeli głośny plusk.

– Nie wiem – powiedział cicho. – Teraz nic już nie wiem…

Przez chwilę oboje patrzyli na fale przypływu, które zaczynały lizać im stopy.

– Najgorsze jest to, że wszystko skrupiło się na Holly. Rose znienawidziła mnie, kiedy zaszła w ciążę… Chciała ją usunąć, ale wyperswadowałem jej to.

Maren skurczyła się. Pomyślała, że gdyby nosiła w sobie dziecko Kyle’a, podobna myśl nigdy nie przyszłaby Jej do głowy.

– Po urodzeniu Holly popełniłem błąd… Powinienem był się nią zająć. Rose oddałaby mi ją wówczas z ochotą. Najpierw zajmowała się nią Lydia. Ale Rose nigdy jej nie lubiła. Potem…

Kyle pochylił się. Zupełnie nie zwracał uwagi na to, że stoi już niemal po łydki w wodzie. Maren chciała podejść i pocieszyć go, ale nie miała odwagi.

– Potem nakryłem Rose z chłopakiem z zespołu. To był dzieciak. Nie wiem, czy miał nawet osiemnaście lat. Zażądała rozwodu. Zgodziłem się z nadzieją, że uzyskam opiekę nad córką, ale w czasie rozprawy Rose się zacięła. Wystąpiła o opiekę i oczywiście ją dostała.

– Ale mogłeś przecież widywać się z Holly?

Wzruszył ramionami.

– Co z tego? Stawaliśmy się sobie coraz bardziej obcy. Zauważyłaś pewnie, że ona mnie nie lubi.

Maren uśmiechnęła się pod nosem.

– Nie powiedziałabym – zaprzeczyła. – Przecież jest z tobą.

Kyle zacisnął pięści w bezsilnym gniewie.

– Tylko dlatego, że Rose ją opuściła.

Maren stanęła jak wryta i spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– Co?! – wyrwało jej się z ust.

– Po ostatniej operacji Rose przyjechała do niej do szpitala i powiedziała, że ma tego dość. – Nawet przy tak kiepskim świetle zauważyła, że Kyle pobladł z gniewu. – Rozumiesz? Nie chce się nią na razie zajmować…

– Ale dlaczego? – szepnęła Maren. – Biedne dziecko…

Kyle nagle zreflektował się i podniósł głowę.

– Przepraszam. Przecież nie chciałaś mieszać się w moje prywatne sprawy.

Maren chwyciła go za rękę.

– Nie wygłupiaj się. Oczywiście chcę wiedzieć wszystko o tobie i… Holly – wyznała. – Tak bardzo mi na was zależy…