– Piracką kopię?! – Maren nie wierzyła własnym uszom.
– Zostawmy to – powiedział. – Porozmawiajmy teraz o twoich sekretach.
Maren oblała się rumieńcem. O co tym razem mogło mu chodzić? Przecież powiedziała już wszystko.
– Co z Brandonem? – spytał. – Jak długo masz zamiar go utrzymywać?
Wzruszyła ramionami.
– Do chwili, kiedy będzie mógł pracować.
Kyle machnął ręką. W jego oczach pojawiły się złośliwe iskierki.
– Gdyby chciał, dawno by już znalazł pracę – mruknął. – Odnoszę wrażenie, że wcale nie chcesz uwolnić się od niego.
Maren pobladła z wściekłości.
– Brandon musi stanąć na nogi! – krzyknęła. – Dosłownie i w przenośni! Będę mu dawać pieniądze, dopóki nie zacznie pracować!
Miała już tego dość. Zatrzasnęła pełną ubrań walizkę, złapała ją i wybiegła na schody. Kyle nawet nie próbował jej gonić. Siedział na łóżku, zaskoczony tak gwałtowną reakcją.
Od razu skierowała się do kuchni, z nadzieją, że znajdzie tam Lydię i Holly. Nie myliła się. Siedziały obydwie przy wielkim stole i piły lemoniadę. Na piecu, w wielkiej misie, stało ciasto, które pewnie miało wyrosnąć. Holly mówiła coś po hiszpańsku do Meksykanki.
– Cześć, chcesz się pouczyć hiszpańskiego? – spytała na widok Maren.
Lydia pokręciła głową.
– Drogie dziecko, boję się, że mój akcent…
Holly machnęła ręką.
– Co tam akcent! I tak dostanę piątkę!
Maren poczuła ucisk w dołku. Dopiero teraz uprzytomniła sobie, jak bardzo przyzwyczaiła się do La Jolla i jej mieszkańców.
Podeszła bliżej. Zarówno Holly jak i Lydia zauważyły walizkę w jej ręku. Twarze im posmutniały.
– Przyszłam się pożegnać.
– Nie wyjeżdżasz chyba na zawsze, co? – rzuciła Holly.
Maren uśmiechnęła się.
– Nie wiem… – zawahała się. Holly wyraźnie straciła humor, a Lydia wytarła oczy brzegiem fartucha. – Zobaczę, co da się zrobić.
– A może zostanie pani na kolacji?
Maren uśmiechnęła się do zażywnej kucharki.
– Niestety, muszę wracać.
W kuchni pojawił się Kyle. Spojrzał najpierw na córkę i Lydię, a następnie wyjął bez słowa walizkę z dłoni Maren i skierował się w stronę drzwi.
– Mogłabyś zostać – rzucił przez ramię.
– Nie – pokręciła głową. – Muszę wrócić. Chcę sprawdzić to, o czym mówiłeś.
Kyle zmarszczył brwi. Teraz żałował, że jej o tym powiedział.
– Uważaj na siebie – rzekł ciepło.
Lydia i Holly spojrzały na siebie. Nie miały pojęcia, o co chodzi.
– Nie przejmuj się – mruknęła Maren. – Wszystko będzie dobrze…
Wyszli przed dom. Silny wiatr rozwiewał jej kasztanowe włosy. Zanosiło się na sztorm.
– Kiepska pogoda dla żeglarzy – zauważył.
– I piratów – dodała.
Kyle westchnął ciężko.
– Musisz mi obiecać, że nie będziesz się w nic mieszać – zażądał. – Gdybyś nie nalegała, nic bym ci nie powiedział.
Maren uśmiechnęła się.
– Zaczynasz mówić jak bohaterowie kryminałów.
Poczuli pierwsze krople deszczu. Kyle umieścił jej walizkę na tylnym siedzeniu. Maren usiadła za kierownicą.
– Bądź też ostrożna na drodze. Może być ślisko…
Spojrzała na niego po raz ostatni i przekręciła kluczyk w stacyjce.
– A ty biegnij szybko do domu, bo zaraz przemokniesz, zaziębisz się i umrzesz…
Kyle nie zwracał uwagi na jej złośliwości. Bruzdy na czole świadczyły o stanie jego ducha.
– Będzie mi ciebie brakowało – powiedział.
Chciała wyskoczyć z samochodu i wyznać, że pragnie z nim zostać na zawsze. Myśląc o tym poczuła, że do oczu napływają jej łzy.
Ruszyła ostro do przodu i po chwili zniknęła za bramą. Kyle włożył ręce do kieszeni dżinsów. Czy uda mu się kiedyś ją zatrzymać?
Kyle dotrzymał słowa. Pod koniec tygodnia zadzwoniła Elise z informacją, że według niej umowa jest już zupełnie w porządku. Maren dostała nawet pakiet akcji Sterling Recordings. Prawnicy Kyle’a mieli przygotować wszystkie dokumenty na koniec miesiąca.
Maren była tak zajęta pracą, że nie zdołała wykrzesać z siebie nawet odrobiny radości. Kłopoty związane z pracą nad teledyskami Mirage spędzały jej sen z powiek. Najpierw mieli problemy z oświetleniem. Potem z dźwiękiem. Przez dwa dni szukali jednego z kostiumów, który, jak się okazało, pozostał w wypożyczalni. Kiedy w końcu wydawało się, że nic już im nie przeszkodzi, niespodziewany wybuch sztucznych ogni uszkodził aparaturę. Na szczęście nikt nie został ranny.
– Wiesz – powiedział do niej Ted Bensen – mam wrażenie, że ktoś robi to specjalnie. Gdybym nie znał moich ludzi, oskarżyłbym ich o sabotaż.
Kompletnie wyczerpana, Maren nie chciała tego słuchać. Stwierdziła po prostu, że tym razem mają potwornego pecha. Przypominała sobie pierwsze teledyski, jakie robiła dla Mirage. Pracowała wtedy na złym sprzęcie, zaledwie z garstką ludzi, ale wszystko wyglądało podobnie. Pech. Po prostu pech.
Jeszcze bardziej martwiła ją Jane. Sekretarka przypominała teraz własny cień. Maren zupełnie nie mogła się z nią porozumieć.
– Założę się, że Kyle Sterling ma coś wspólnego z tym wybuchem – mówiła, podając jej kawę. – To jasne, że chce cię zmusić do sprzedania firmy…
Nie pomagały żadne tłumaczenia. Jane coraz bardziej pogrążała się w swojej obsesji. Maren mogła jej co najwyżej współczuć i unikać rozmów związanych z Jacobem. Co jakiś czas zapewniała ją tylko, że nie straci pracy.
Dopiero po trzech tygodniach znalazła trochę czasu dla siebie. Zadzwoniła do Kyle’a i zaprosiła go do studia, żeby obejrzał film do „Wczorajszej miłości”. Niestety, nie mieli jeszcze dźwięku. Podczas krótkiego spotkania Kyle podpisał umowę na teledysk Joeya Righteousa i Maren znowu zabrała się do pracy. Tym razem szło jej znacznie lepiej.
W czwartek odezwała się ponownie Elise. Poinformowała, że wszystkie dokumenty są już w porządku. Maren podpisała umowę o sprzedaży Festival Productions. Teraz firma miała się znaleźć w rękach Kyle’a.
Czekała z zapartym tchem na sygnał z La Jolla. Nareszcie osiągnął swój cel i, jeśli chciał, mógł się wycofać z propozycji małżeństwa. Miała dla niego pracować przez najbliższe trzy lata, ale… Gdyby chciał, nie musiałby się z nią nawet widywać.
Zadzwonił w piątek rano. Nie wspomniał ani słowem o małżeństwie czy choćby umowie. Zapraszał ją serdecznie do La Jolla.
Maren bez wahania zdecydowała, że pojedzie. Tym razem wybrała dłuższą drogę, wzdłuż wybrzeża. Miała ochotę przemyśleć wszystko i odpocząć po trudach wyczerpującej pracy.
Pomysł okazał się znakomity. Przez cały czas cieszyła się cudownymi widokami. W czasie drogi śpiewała lub słuchała muzyki. Kiedy dotarła o zachodzie do La Jolla, czuła się tak dobrze jak nigdy.
Posiadłość Kyle’a tonęła w złotym, słonecznym świetle. Znajomy widok ucieszył ją, ale i wywołał niepokój. Spojrzała na zegarek. Dochodziła szósta. Ciekawe, jak ją przyjmie?
Przypomniała sobie zdarzenia minionego tygodnia. Krótkie spotkanie z Kyle’em… Zapewnienia Elise, że nikt nie zaoferuje jej lepszych warunków… Środową rozmowę z Brandonem…
Były mąż nie wydawał się zachwycony perspektywą papierkowej roboty w biurze. Wciąż powracał do marzeń o grze w tenisa. Zapewniał, że czuje się lepiej i być może za jakiś czas będzie mógł się sam utrzymać. Na razie chciał zamieszkać w domu, który kupili jeszcze w czasach małżeńskich. Maren dostała go po rozwodzie. Obecnie wynajmowała go pewnemu małżeństwu. Brandon przekonywał ją, że musi mieć spokój, aby rozpocząć treningi, a położony z dala od miasta dom z kortami znakomicie się do tego nadaje.