Выбрать главу

Kiedy odłożyła słuchawkę, poczuła, że cała drży. Dopiero teraz zrozumiała, że Brandon rzeczywiście ją wykorzystuje. Nie miał zamiaru podjąć pracy. Postanowił jak najdłużej żyć na jej koszt…

Po przemyśleniu wszystkiego stwierdziła, że musi z tym skończyć. Zrobiła, co mogła, żeby pomóc byłemu mężowi, a za wypadek nie odpowiadała. Nie czuła się już winna!

Zatrzymała się tuż przed drzwiami La Jolla. Uśmiechnęła się na myśl, że oto znalazła się w posiadłości swojego szefa. Na szczęście przywoziła mu same pomyślne wieści. Teledysk Mirage był już praktycznie gotowy, trzeba tylko zgrać obraz z dźwiękiem, zaczęła przygotowania do filmu Joeya… Wszystko szło jak najlepiej.

Sięgnęła po walizkę. Zostawała jeszcze sprawa Mitzi Danner. Z trudem znalazła czas na przeprowadzenie dyskretnego śledztwa, ale bez rezultatu. Była przekonana, że Ryan Woods się pomylił. Zresztą Kyle nie krył, że brakuje mu dowodów. Teraz pewnie ją przeprosi. Nie, nie on. Ryan Woods…

Podeszła do drzwi nucąc coś wesoło pod nosem. Zanim zdążyła zadzwonić, w drzwiach stanęła wyraźnie zmartwiona Lydia.

– Dzięki Bogu, że pani już jest – westchnęła i przeżegnała się zamaszyście.

– Co się stało?

Lydia straciła panowanie nad sobą. Zaczęła jej coś tłumaczyć po hiszpańsku. Dopiero po chwili zorientowała się, że Maren nic nie rozumie. Cofnęła się do środka, robiąc jej przejście.

– Mój Boże, mój Boże! Co ja plotę?! – jęknęła. – Chodzi o Holly…

Maren pobladła. Przez Jej głowę przemknęły najczarniejsze myśli. Taras. Skaty. Kolejna operacja. Załamanie psychiczne…

– Tak?

– To ta kobieta – tłumaczyła nieskładnie Lydia. – Znowu zadzwoniła…

Maren zmarszczyła brwi.

– Jaka kobieta? Nic nie rozumiem. Co się stało z Holly?

Zalał ją znowu potok hiszpańszczyzny. Złapała Lydię za rękę. Musiała ją jakoś uspokoić.

– Zaraz. Wszystko po kolei – powiedziała najspokojniejszym tonem, na jaki ją było stać. – I najlepiej po angielsku.

Lydia załamała ręce.

– Ona krwawi…

Maren wydała zduszony okrzyk. Lydia spojrzała na nią i zorientowała się, że wyraziła się niewłaściwie.

– Nie, nie. Tutaj – wskazała na serce.

Maren odetchnęła z ulgą.

– Dzwoniła jej matka.

– Gdzie jest teraz?

– Jej matka?

– Nie. Holly.

Lydia wskazała na skaty.

– Chyba na plaży… – zawahała się. – Niech pani Idzie, porozmawia z nią. Mnie nie chce słuchać. Jestem dla niej za stara… Mówi, że nie rozumiem…

Maren stwierdziła, że rzeczywiście będzie lepiej, jeśli dowie się wszystkiego z ust Holly. Wprawdzie nie chciała się mieszać do spraw dziewczynki, bo uważała, że wszelkie kwestie związane z Rose powinien załatwiać Kyle, zgodziła się jednak porozmawiać z Holly, żeby pocieszyć pogrążoną w rozpaczy Lydię.

Zeszła wolno po schodach, zdjęła buty i skierowała się w stronę plaży. Przez cały czas zastanawiała się, jak zacząć rozmowę. Ku jej zaskoczeniu, na plaży był również Kyle. Siedział na wielkim głazie i patrzył z niepokojem na córkę.

– Cześć! – rzuciła podchodząc do nich. – Lydia prosiła, żebym z wami pogadała.

Kyle nawet się nie poruszył. Holly spojrzała na nią, ale nie odpowiedziała. Maren dostrzegła ślady leź na Jej policzkach.

– Jeśli przeszkadzam… – zaczęła niepewnie.

Kyle przerwał jej ruchem ręki.

– Cieszę się, że jesteś – powiedział cicho przeciągając dłonią po zmęczonej twarzy. – Może uda ci się wytłumaczyć Holly pewne sprawy.

Maren usiadła tuż obok dziewczynki.

– Spróbuję. Też kiedyś miałam piętnaście lat.

Holly zerknęła na nią z zainteresowaniem.

– Czy twoja mama pracowała? – spytała słabym głosikiem.

– Tak. Uczyła angielskiego w średniej szkole, tej samej, do której chodziłam. – Maren westchnęła. – Pamiętam, że przez cztery lata nie miałam ani chwili spokoju.

Dziewczynka uśmiechnęła się blado. Uniosła nieco głowę, chcąc sprawdzić, czy Maren mówi prawdę.

– A czy zdarzyło się, że nie było Jej kiedyś na twoich urodzinach? – spytała.

Maren nie miała wątpliwości, że dla Holly jest to niezwykle ważna sprawa. Postanowiła jednak, że nie będzie kłamać. Spojrzała przed siebie, na przestrzeń oceanu i zmarszczyła czoło.

– Nie pamiętam – wyznała. – Wydaje mi się jednak, że nie… Uwielbiała urodziny i wszystkie inne święta. Zdaje się, że zawsze robiła tort ze świeczkami…

Holly pociągnęła nosem.

– Właśnie.

Kyle położył dłoń na ramieniu córki.

– Czy mama zapomniała o twoich urodzinach?

Dziewczynka pokręciła głową. Kilka łez potoczyło się po jej policzkach.

– Nie, pamiętała… – powiedziała z żalem w głosie.

Przez chwilę milczała, patrząc na fale. Maren widziała po jej minie, że Holly jest u progu załamania.

– Obiecała, że przyjedzie…, że zrobimy przyjęcie… A teraz dzwoniła, że musi zostać – wyrzuciła z siebie Holly.

Dalsze słowa utonęły w szlochu. Maren stwierdziła, że najlepiej zrobi, jeśli pozwoli jej się wypłakać. Dziewczynka ucichła po paru minutach.

– Ona mnie nie kocha – stwierdziła wreszcie bezbarwnym głosem.

Maren dotknęła jej głowy. Kyle poruszył się niespokojnie na swoim miejscu.

– Mylisz się. Na pewno cię kocha… Dorośli mają po prostu różne ważne sprawy…

Holly znowu zaczęła płakać.

– Powiedziała, że przyśle mi prezent. Czy nie rozumie, że wolałabym, żeby po prostu była ze mną? – skarżyła się.

Maren poczuła, że brakuje jej argumentów.

– Musisz zrozumieć, że praca jest dla niej czymś ważnym…

Dziewczynka uniosła głowę.

– Ważniejszym ode mnie?

– Ależ nie.

Kyle zacisnął pięści w bezsilnej złości.

– Dlaczego jej bronisz? – spytała Holly.

Maren wzruszyła ramionami.

– Wcale jej nie bronię – wyznała szczerze. – Po prostu nie wolno nikogo potępiać, nie znając motywów jego postępowania. A co do przyjęcia, myślę, że mogłabym coś ci zaproponować – zawiesiła głos.

Kyle spojrzał na nią ostrzegawczo. Bał się, że Maren będzie jednak próbowała zastąpić Rose.

– Co? – spytała nieufnie dziewczynka.

– W przyszłym tygodniu urządzam przyjęcie z okazji ukończenia pracy. Nie będzie to co prawda urodzinowa feta, ale spotkasz u mnie wszystkich chłopaków z Mirage.

Holly pisnęła głośno.

– Naprawdę?! Nawet J. D. Price’a?

– Jasne.

Wszystko wskazywało na to, że Holly zapomniała na razie o swoich kłopotach.

– Mogłabym zaprosić przyjaciółkę?

Maren skinęła głową. Holly z wdzięczności rzuciła się jej na szyję.

– Dziękuję… i przepraszam za wszystko – szepnęła jej do ucha.

Po chwili była Już przy schodach. Jej bose stopy tylko migały w powietrzu.

– Biegnę zadzwonić do Sary! – krzyknęła od schodów. – Oszaleje z radości!

Kyle uśmiechnął się tajemniczo.

– Jeszcze jedno zwycięstwo… – powiedział patrząc na córkę znikającą na schodach.

– Nie moje. J. D. Price’a.

– Czyżby to była łapówka?

Maren pokręciła głową.

– Nie lubię tego słowa. Wolę myśleć, że ją oczarowałam.

– Ja też… – szepnął Kyle.

Przez chwilę patrzyli w milczeniu w stronę domu. Holly znajdowała się już pewnie w swoim pokoju. W oknach pojawiły się pierwsze światła.

– Rozmawiałem wczoraj z lekarzem. Twierdzi, że wszystko jest już w porządku – poinformował ją Kyle. – Oczywiście na ostateczne wyniki trzeba będzie poczekać.