Helle zmieszała się.
– Ale… on tylko pomógł mi się przedostać na drugą stronę zatoki – jąkała. – Poza tym jest przecież starszym człowiekiem.
– Starszym? On? – zawołała gospodyni skrzekliwym głosem. – Ma nie więcej niż dwadzieścia osiem lat, wiem, bo moja kuzynka pracuje jako kucharka w majątku. Wszyscy mówią, że ten mężczyzna jest niebezpieczny!
– Peter Thorn miałby być niebezpieczny? – uśmiechnęła się Helle niepewnie. – Wręcz przeciwnie! Wcale nie zwraca na mnie uwagi, jeśli o to pani chodzi.
– Nie, nie chodzi o to! Nie zwraca na ciebie uwagi, bo nienawidzi kobiet – rzekła gospodyni z triumfem. – Nie czeka cię z jego strony nic dobrego, wierz mi! Wydaje mi się, że pełni rolę przyzwoitki dla ciebie i tego bogatego uwodziciela. Ale ja nie mam zamiaru brać udziału w tej komedii. Daję ci tydzień na spakowanie się i znalezienie innego mieszkania. To przyzwoity dom, chyba wiesz!
Helle przeraziła się. Nie dlatego, żeby jej się tu podobało, ale znalezienie nowego pokoju nie będzie łatwe, zwłaszcza że nie ma pieniędzy na wpłacenie zaliczki.
Gospodyni poszła do siebie. Helle nie pozostało nic innego, jak położyć się spać.
Zmartwiona wśliznęła się do łóżka i naciągnęła kołdrę po uszy. Długo leżała, nie mogąc usnąć, i wpatrywała się w jasną noc, aż księżyc skrył się za drzewami.
Następnego dnia rano stary Andersen pomógł Helle przeprawić się przez zatokę. Dziewczyna stanęła na dziedzińcu majątku, nie bardzo wiedząc, co robić. W domu Christiana panowała cisza, rolety na pierwszym piętrze były zaciągnięte. Dziedzic najwidoczniej nie należał do rannych ptaszków.
Helle nie miała ochoty wchodzić kuchennymi drzwiami i tłumaczyć służbie, po co przyszła. Zbyt wiele pytań, zbyt wiele badawczych spojrzeń.
Niepewnie podążyła ścieżką, która, jak sądziła, prowadziła do mieszkania leśniczego.
W chwilę później stanęła przed skromnym, białym domkiem. Pies wątpliwej rasy poderwał się w jej stronę, groźnie ujadając, lecz Helle, która kochała zwierzęta, wcale się nie wystraszyła. Zaczęła przemawiać do psa przyjaźnie i spokojnie, pozwalając mu się obwąchać. W chwilę później mogła go już poklepać i pogłaskać.
Peter Thorn nadszedł od strony studni z pełnymi wiadrami, szeroki w ramionach, z włosami zmierzwionymi bardziej niż zwykle. Wystarczyło jednak na niego spojrzeć, by mieć pewność, że już od dawna jest na nogach.
– Dzień dobry! Wnioskuję, że dziedzic jeszcze nie wstał – rzucił na powitanie.
– No właśnie – uśmiechnęła się Helle. – Nie wiedziałam, gdzie mogę poczekać, dlatego przyszłam tutaj. Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam. Piękny pies! Jak się wabi?
– Zar. Widzę, że znasz się na zwierzętach.
– Lubię je i myślę, że one to czują.
Peter spojrzał na Helle z niedowierzaniem.
– Pewnie, że czują. Poczekasz, aż narąbię drewna? Potem możemy pójść razem do majątku. Nie ma pośpiechu. Policjant zjawi się nie wcześniej niż o dziewiątej, no a dziedzic potrzebuje trochę czasu, by się obudzić.
Helle usiadła na schodach, a pies ułożył się obok, żeby go jeszcze podrapała za uchem.
– Mieszkasz tu sam? – spytała leśniczego. Nie miała pewności, czy nie zirytuje go jej ciekawość, lecz z drugiej strony byłoby może niegrzecznie nie okazać żadnego zainteresowania.
Peter musiał sporo się natrudzić, żeby wyjąć siekierę z pieńka. Nie rozumiał, dlaczego utkwiła tak mocno.
– Tak – odparł. – I nie zamierzam tego zmieniać.
– A więc nie myślałeś o tym, by się ożenić? – wyrwało się Helle, zanim zdążyła się zastanowić.
Spojrzał na nią gniewnie.
– Dlaczego, u licha, miałbym sobie niszczyć życie?
– Ale czy nie chciałbyś mieć dzieci? – spytała, zaskoczona stanowczością w jego głosie.
– Nigdy! Za żadne skarby!
– Nie lubisz dzieci?
Zastanowił się.
– To nie ma nic do rzeczy. Wiązać się, liczyć się z kimś, mieszkać z innymi, wszystko jedno, z dziećmi czy z dorosłymi… Tego bym nie zniósł.
– Ale masz przecież Zara.
– To zupełnie coś innego. Dobrze mi z nim.
Rąbał zapamiętale, przelewał swą agresję na niewinne drewno. Wreszcie zaczął zbierać szczapy na opał.
– Dlaczego o to wszystko pytasz?
– Bo nie mogę zrozumieć motywów twego postępowania. Ja na przykład robię wszystko, żeby przełamać swą samotność, ale…
Peter przerwał jej.
– A więc chciałabyś wyjść za kogokolwiek, kto cię zechce, tylko po to, żeby mieć męża i dzieci?
– Nie – odparła cicho. – Ale tak bardzo tęsknię za kimś, z kim mogłabym dzielić życie. Z kim mogłabym rozmawiać, komu mogłabym pokazać, jak bardzo go kocham, i, naturalnie, z kim chciałabym mieć dzieci. Ale nie z kimkolwiek. Nienawidzę samotności, a ty wręcz jej szukasz!
Zatrzymał się w drodze do domu.
– Tak. Ponieważ nie znoszę kobiet. Wyobraź sobie, że biorą udział w polowaniach, Helle! Strzelają do moich zwierząt w tym lesie i szaleją z zachwytu, kiedy uda im się trafić. Nie mógłbym dotknąć takiej kobiety.
Po tych słowach leśniczy wszedł do mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi.
Helle została na schodach, wpatrując się w piękne oczy Zara. Wydawało jej się, że teraz lepiej rozumie jego pana.
– Ale nie wszystkie kobiety są takie – szepnęła. – Ty o tym wiesz, Zar, prawda?
Peter pojawił się w progu.
– Idziemy? – spytał krótko.
Helle wstała i ruszyła za nim, a Zar, który znał swoje miejsce, warował na schodach.
– Nie zdążyłem jeszcze zajrzeć do twojego rękopisu – rzekł Peter, nadal nie w humorze. – Wróciliśmy dziś w nocy trochę za późno. Ale wieczorem znajdę chwilę czasu.
Nie rozmawiali więcej w drodze do dworu.
Policjant już przybył, a bardzo zaspany Christian ziewał szeroko. Wszyscy razem udali się na strych.
Po drodze, na świeżym powietrzu, Christian całkowicie się obudził.
– Wiesz, byliśmy tam dziś w nocy i poszperaliśmy w meblach i innych starociach – zagadnął Helle. – Znaleźliśmy kilka obrazów, między innymi jeden, na którym udało nam się dojrzeć coś, co przypominało ptaki. Niestety jest bardzo zabrudzony, prawie czarny.
Helle nadal czuła się zawstydzona po wczorajszym zachowaniu Christiana.
– To brzmi strasznie ciekawie – mruknęła. – Nie wiesz przypadkiem, czy ten obraz wisiał na przedostatnim piętrze?
– Nie, nie mam najmniejszego pojęcia. Podłogi zdjęto na długo przedtem, zanim przejąłem majątek. Zresztą czy jesteś absolutnie pewna, że strzałka wskazywała właśnie to miejsce? Czy nie skierowano jej po prostu na wieżę?
– Możliwe – odpowiedziała Helle zamyślona. – To mógł być czysty przypadek, że strzałkę narysowano akurat przy tym piętrze.
– Właśnie. – Christian wyglądał na skruszonego. – Helle, Peter nagadał mi do słuchu dziś w nocy. Bardzo taktownie, ale całkiem serio. Chciałem prosić o wybaczenie, Helle, jestem draniem, lecz uroczym draniem, mam nadzieję, i beznadziejnie w tobie zakochanym. Uwzględnij to jako okoliczność łagodzącą! Obiecuję, że więcej się tak nie zachowam. Najpierw zapytam o pozwolenie. Już będę grzeczny – zakończył pojednawczo.
Helle nie mogła się nie uśmiechnąć.
– Chciałabym, abyśmy nadal pozostali przyjaciółmi, Christianie – rzekła ciepło. – I więcej już o tym nie mówmy, dobrze?
– Spróbuję. A z tym obrazem sprawa jest bardzo ciekawa, Helle! Pomyśleć tylko, że wpadliśmy na ślad czegoś wielkiego!
– Jeśli tak, to jest jeszcze ktoś, kto o tym wie – odparła sceptycznie. – Nie mogę zresztą dziś zbyt długo zostać z wami. Umówiłam się na jutro rano z redaktorem, który prosił mnie, żebym wzięła ze sobą kilka innych rękopisów, bo chciałby je przeczytać. Są niestety słabe, muszę więc w miarę szybko wrócić do domu, żeby zdążyć je przejrzeć i poprawić, co się da.