Выбрать главу

Lekarz przychodził raz w tygodniu. Zaglądał do dziewczyny, nie odzywając się wiele, ale też nie miał tak zmartwionej miny, jak za pierwszym razem.

Helle poprosiła, by pozwolił jej wychodzić czasem z domu, bo czuła się już lepiej, za to bardzo źle znosiła izolację. Ale profesor tylko pokręcił głową.

– Jeszcze nie. Być może wkrótce, ale jeszcze nie teraz.

Helle już dawno się zorientowała, że Bella Bernland pije. Coraz częściej czuła od niej alkohol. Dopóki jednak ciotka robiła to dyskretnie i dobrze się nią opiekowała, dopóty nie było potrzeby wtajemniczać w to innych. Helle udawała więc, że niczego nie zauważa.

Tylko samotność dokuczała jej tak bardzo, że nie potrafiła się już niczym cieszyć. Wieczorami leżała w milczeniu, gryząc kołdrę, żeby zdusić płacz. Wsłuchiwała się w swe biedne serce, które biło ciężko i z wysiłkiem, jak gdyby każde uderzenie sprawiało mu ból.

Przyszła zima. Zmarznięte słońce wisiało nad białymi od szronu dachami domów.

Helle siedziała w łóżku i pisała. Właśnie przelewała na papier ostatnie słowa powieści. Była taka przejęta, że dopiero teraz ku swemu przerażeniu spostrzegła, że minęła już pora zażycia lekarstwa. Bo Bernland często przypominał, by brała tabletki o właściwym czasie, „Wiesz, nie chcielibyśmy cię stracić”, mawiał. Słowa te przerażały Helle i uświadamiały jej, jak bardzo w istocie jest chora.

Wyciągnęła rękę po fiolkę. Pusta.

No tak, Bella powinna dziś uzupełnić zapas. A właśnie wyszła. Helle nabazgrała pośpiesznie ostatnie słowa powieści i na samym dole umieściła triumfalne: „Koniec!”

Musiała sama znaleźć lekarstwo, nie miała odwagi czekać do powrotu Belli. Bo Bernland miał się zjawić dopiero następnego dnia, żeby zobaczyć gotowy produkt. Helle westchnęła rozmarzona. Człowiek ten osiągnął wielki sukces dzięki swej książce „Elisabeth Engman” i właśnie zaczął pisać następną. Opowiadał ostatnio, że jego powieść otrzymała w Szwecji oszałamiające recenzje. Nazwisko Bo Bernlanda w jednej chwili znalazło się na ustach wszystkich Szwedów. Teraz zamierza wydać swój bestseller również w Danii. Helle podzielała jego radość. Zauważyła, że redaktor nie jest już tak ponury, jak do tej pory. Często jednak się zastanawiał na głos, co na to powie jego brat: ucieszy się czy zmartwi z powodu konkurencji w rodzinie.

Helle na paluszkach wymknęła się z pokoju w poszukiwaniu lekarstwa. Co Bella mogła z nim zrobić? Może trzyma je w kuchni?

Dziewczyna odnalazła szafkę z najrozmaitszymi kroplami i słoiczkami pełnymi tabletek, ale jej lekarstwa tam nie było.

Wiedziała, że ciotka Bella przyniosła wczoraj z apteki nowe opakowanie leku, może nadal leży w jej torbie. O, tam stoi znajoma torba w kwiaty, której Bella zwykle używała, kiedy kupowała czerwone wino, a nie chciała, żeby ktokolwiek o tym wiedział. Hele czuła, że zachowuje się nieładnie, ale zaczęła przeszukiwać torbę.

Znalazła nową butelkę wina, ale tabletek nie było. Może w bocznej kieszonce?

Nie, tutaj też ich nie ma.

Właśnie kiedy Helle miała odstawić torbę na miejsce, pełna poczucia winy, że przegląda cudze rzeczy, zauważyła na dnie jakiś list. Wydawało się jej, że poznaje pismo na kopercie…

Pełna niedowierzania, niemal wstrząśnięta, wyjęła list. Był zaadresowany do Christiana Wildehede i Petera Thorna.

To dopiero pijaczka! Zapomniała wysłać listu! Tego, w którym Helle pisała o swojej chorobie i prosiła przyjaciół, by ją odwiedzili.

W sercu Helle złość i ulga mieszały się ze sobą. W takim razie nikt w Vildehede nie wiedział nawet, co się z nią dzieje!

Ale Christian i Thorn powinni przecież dostać poprzednie listy, te które wysłał Bo Bernland. Dlaczego nie odezwali się ani słowem?

Helle uznała, że musi w jakiś sposób przekazać im wiadomość. Postanowiła nie liczyć więcej na Bellę. Pójdzie sama.

Już zamierzała zakładać sukienkę, kiedy pomyślała o stromych schodach i znieruchomiała. Czy zdołam wejść z powrotem na górę?

Po co martwić się na zapas? Jeżeli zachowam spokój, co kilka minut będę robić przerwy na odpoczynek, to jakoś się uda.

Trzeba się jednak pospieszyć, by zdążyć, zanim wróci Bella.

Czuła się dziwnie, stojąc przed lustrem umyta i uczesana, ubrana w swą najlepszą suknię. Ależ była blada!

Kolana miała miękkie jak z waty, kiedy zaczęła schodzić po schodach. Zdawały się takie wysokie i takie niebezpieczne! Tyle tu nieznanych zapachów!

Kiedy wyszła na ulicę, uderzył ją niespodziewany chłód. Poczuła zawrót głowy i przymrużyła oczy przed oślepiającym światłem słońca. Musiała się przytrzymać framugi drzwi. Ludzie pośpiesznie przechodzili obok, nie zwracając na nią uwagi. Ludzie! Przez wiele tygodni widywała tylko Bellę, Bo Bernlanda i lekarza!

Gdzie jest skrzynka na listy? Helle nie znała miasta, Ale może kogoś zapytać…

W tej samej chwili złapała się za głowę. Przecież to bez sensu! Nie może teraz wysłać tego listu! Pisała w nim: „Dzisiaj dowiedziałam się, że jestem poważnie chora…” Od tego czasu minęło przecież parę miesięcy! Musi napisać nową wiadomość.

Jednak kiedy tak szła niepewnie wzdłuż ulicy, drżąc z zimna, w jej głowie zrodziła się nowa myśl i niezwykle silna tęsknota.

Christian i Peter. Tak dawno nie miała z nimi kontaktu. Napisała do nich kilka listów i, choć czuła się głęboko zraniona ich milczeniem, wiedziała teraz, że częściowo są usprawiedliwieni. Helle intensywnie zatęskniła za spotkaniem z przyjaciółmi Niech się dzieje, co chce, musi ich zobaczyć! Porozmawiać z nimi, usłyszeć ich głosy.

Przyspieszyła kroku, starając się nie pamiętać o chorobie serca.

Po krótkiej chwili nogi zaczęły się pod nią uginać, z trudem łapała oddech. Zatrzymała się przerażona. Na co właściwie się porywa?

Nie, nie zawróci! Nie zniesie myśli o powrotnej wspinaczce po schodach, zamkniętym mieszkaniu, ciasnym pokoju… Ma chyba prawo do jednego dnia wolności?

Zawirowało jej przed oczami, więc musiała znowu przystanąć i przytrzymać się muru. Lecz kiedy zawrót głowy minął, ruszyła dalej. Ciągle jeszcze nie wiedziała, jak dojść lądem do Vildehede. Znała tylko jedną drogę – przez zatokę, która teraz najpewniej jest zamarznięta. Ale najpierw trzeba dojechać tam pociągiem.

Musi więc iść na stację. Na szczęście wzięła ze sobą honorarium, które dostała od Bernlanda za wiersz i nowelę. To powinno wystarczyć na bilet powrotny, może jeszcze dostanie resztę.

Tydzień po tym, jak Helle przeprowadziła się do Belli Bernland, Christian siedział w Vildehede pochłonięty starymi księgami.

– Nic tu nie ma – skarżył się matce. – Nic nie znalazłem. Ani słowa o jakimś złotym ptaku.

Pani Wildehede westchnęła trochę zniecierpliwiona.

– Poczekaj, aż przyjdzie książka, którą zamówiłeś!

– Myślisz o tej, którą biblioteka ma sprowadzić dla mnie z Norwegii? Tak, wkrótce powinna nadejść. Może pojadę do miasta i spytam?

– Byłeś tam dopiero dwa dni temu, by złożyć zamówienie, Christianie. Idź stąd lepiej i nie marudź, działasz mi już na nerwy tym swoim ciągłym gadaniem o złotym ptaku.

– Dobrze, pójdę do Thorna. Ale on ma zwykle tyle pracy, że… O, zresztą już go słyszę.

Wszedł Peter, wysoki i postawny, wnosząc ze sobą zapach lasu i świeżego powietrza. Jego oczy jakby przygasły od zmartwień.

– Muszę wziąć dzisiaj dzień wolny.