W drzwiach pojawiła się służąca.
– Przyszedł doktor Jepsen, proszę pani.
– Poproś go.
– O, nie, mamo! – rzucił zniecierpliwiony Christian. – Czyżbyś nie wierzyła lekarzom ze szpitala, którzy twierdzą, że jestem zdrów?
– Wierzę, ale chciałabym, żeby cię teraz obejrzał i stwierdził, czy przypadkiem podróż ci nie zaszkodziła. Sądzę, że powinien też posłuchać serca Helle i powiedzieć nam, co jej naprawdę dolega.
– Ale ja… – zaprotestowała Helle.
– A więc to tak, Peter, ty stary obłudniku! – szepnął Christian za plecami dziewczyny. – Przyjmujesz u siebie w nocy kobiety! Tak, tak, cicha woda brzegi rwie…
– Nie mieliśmy innego wyjścia – rzucił Peter oschle. – I mogę cię zapewnić, że nic zdrożnego się nie zdarzyło.
– No tak, tego się obawiałem – mruknął Christian. – Tylko ty mogłeś zmarnować taką szansę. Ale przyznaj, że łaskotało cię w tym twoim starym ciele leśniczego! Podejrzewam, że kiepsko spałeś!
– Christian! – skarciła go matka, tym razem naprawdę surowo.
Helle nie śmiała spojrzeć na Petera. Ale przez cały czas trzymała się blisko niego, tak jakby czuła, że ją najlepiej rozumie. A może dlatego, że tak dobrze oceniał jej powieść?
Doktor Jepsen obejrzał głowę Christiana, lecz nie zauważył niczego niepokojącego. Christian natomiast upierał się, żeby lekarz zbadał Helle. W oczach młodego dziedzica pojawił się błysk podniecenia, który Helle źle zrozumiała.
– Nie zamierzam się rozbierać przy wszystkich – rzuciła gniewnie.
Pani Wildehede zaproponowała pośpiesznie:
– Możesz pójść za ten chiński parawan. A mój bezczelny syn obejdzie się smakiem!
– Ach, nikt mnie nie rozumie! – jęknął Christian. – Ale czas zadośćuczynienia się zbliża!
Helle udała się z doktorem Jepsenem za parawan. Oddychała głęboko, odkasływała, doktor opukiwał jej łopatki, podczas gdy wszyscy pozostali w milczeniu oczekiwali diagnozy.
Po chwili Helle ubrała się i razem ze wszystkimi zasiadła przy stole w salonie. Czuła paraliżujący strach, oddychała z drżeniem. Rozpaczliwie złapała Petera za rękę, a on pogłaskał ją czule.
Doktor Jepsen odczekał niepokojąco długo, zanim przystąpił do rzeczy.
– Mówisz, że jak długo leżałaś?
– Prawie trzy miesiące.
– Kiedy cię ostatnio badano?
– Przedwczoraj.
– Co mówił lekarz?
– Nigdy nic nie mówił – odparła Helle cicho. – Kręcił tylko głową, wzdychał i zalecał spokój.
– Czy wiesz, jak się ten doktor nazywa?
– Nie znam jego nazwiska. Wiem tylko, że jest profesorem i prowadzi liczne wykłady.
– Jakie bierzesz lekarstwa?
– Jakieś białe, miętowe tabletki.
– Miętowe? – spytał doktor zaskoczony. – Nie pamiętasz ich nazwy?
– Nie wiem, co to za lek. Nie dostawałam całego opakowania, lecz codziennie po kilka tabletek w miseczce. I co ze mną, doktorze Jepsen? Już dłużej nie wytrzymam tej niepewności!
Głos dziewczyny przeszedł w żałosny pisk, z trudem tłumiła płacz.
– Przepraszam – odparł lekarz i wziął Helle za ramiona. Przez chwilę patrzył na nią z życzliwością pomieszaną z gniewem. – Nie wiem, kto prowadzi z tobą tę grę. Ale serce masz jak dzwon, dziewczyno! I nie widzę żadnych oznak, żeby kiedykolwiek coś ci dolegało!
Helle spojrzała na doktora oszołomiona.
– Ale przecież wchodzenie po schodach tak mnie męczyło!
– Cztery piętra? Sam Peter Thorn by się zasapał.
– W drodze tutaj kręciło mi się w głowie.
– Pamiętaj, że leżałaś przez wiele tygodni, a to osłabia. Lecz najważniejszą rolę odgrywa sama świadomość choroby.
– Nic nie rozumiem. Dlaczego ktoś…?
– Tym musi się zająć policja – stwierdził doktor. – To sprawa kryminalna!
– Już wezwałam policję – powiedziała pani Wildehede. – Wczoraj wieczorem ktoś przecież strzelał do Helle i Petera.
– Czy może to mieć jakiś związek z upadkiem Helle w wieży?
– Jak najbardziej! – odezwał się Christian. – O, już widzę za oknem naszego poczciwego Lunda. Poczekajmy, aż wejdzie, to nie będę musiał powtarzać tej samej historii.
– Ale ja powinnam jak najprędzej zawiadomić Bernlanda – rzuciła Helle nerwowo. – Tak wiele mu zawdzięczam.
– Nie, poczekaj trochę – zaproponował Christian. – Nie umrze bez ciebie. A ty możesz zginąć, jeśli się stąd ruszysz.
Policjant Lund, którego wszyscy poza Helle dobrze znali, wszedł do salonu, krępy i pewny siebie. Przywitał się bardzo uprzejmie z panią Wildehede, a następnie zwrócił się do młodych. Także lekarz pozostał w salonie, ponieważ uczestniczył w wydarzeniach od samego początku i pragnął się dowiedzieć, cóż to za „dziwną zupę gotowano na złotym ptaku”, jak to określił Christian.
– O, znowu tu jesteś, pechowy ptaszku? Niech no usłyszę, o co w tym wszystkim chodzi – przywitał się z Helle policjant Lund.
Helle opowiedziała o tym, co spotkało ją w ciągu ostatnich kilku miesięcy aż do diagnozy doktora Jepsena, której znaczenia sama jeszcze do końca nie pojmowała Nie zdając sobie z tego sprawy, przez cały czas ściskała Petera za rękę, bezwiednie wbijając w nią paznokcie. Tylko leśniczy wiedział, ile kosztowało ją zachowanie spokoju.
Potwierdził zeznania dziewczyny dotyczące strzałów w zatoce.
– Czy nawet przez moment nie widzieliście, kto strzelał?
– Nie, strzały dochodziły z zarośli na drugim brzegu.
– Powinniście wezwać mnie wczoraj wieczorem.
– Wiem o tym, ale nie było nikogo w majątku, a nie mogłem zostawić Helle samej. Doznała szoku i panicznie się bała.
Zamilkł.
Lund głęboko wciągnął powietrze.
– Racja. Czy możemy teraz wysłuchać opowieści dziedzica? Twierdzi pan, że wie, w jaki sposób te dramatyczne wydarzenia ze sobą się wiążą.
– Nie do końca. Ale coś niecoś podejrzewam.
– No to słuchamy!
Christian poprawił się na sofie.
– Do diabła, Thorn, przydałaby mi się teraz słodka dziewczyna, do której mógłbym się przytulić. Ale wygląda na to, że ona woli ciebie.
Helle szybko cofnęła rękę, zaskoczona, że przez cały czas trzymała ją w dłoni Petera.
– No więc, kiedy pan zaczął się czegoś domyślać? – spytał policjant.
– W bibliotece. Po odwiedzeniu wszystkich wydawnictw, gdzie pytałem o autorkę Helle Strøm, siedziałem w bibliotece i przeglądałem stare zapiski dotyczące zamku Vildehede, wierząc, że znajdę w nich jakąś wzmiankę o złotym ptaku. Tak się nie stało, ale przypadkiem odkryłem coś innego. Mamo, wiele wskazuje na to, że należą się nam jakieś pieniądze, spadek, który gdzieś przepadł.
– To byłoby wspaniale, Christianie, ale do rzeczy!
– No więc, kiedy tak tam siedziałem, do bibliotekarki podeszła kobieta i szeptem spytała, czy nie mają przypadkiem powieści „Elisabeth Engman” Bo Bernlanda.
Helle drgnęła. Dziwne, że nawet on jest w to zamieszany.
Christian mówił dalej:
– Owa kobieta właśnie przeczytała wspaniałe recenzje tej książki w szwedzkiej gazecie, którą trzymała w ręku. Miała to ponoć być świetnie napisana powieść, lecz mimo to wywołała skandal ze względu na drastyczność niektórych scen. Bibliotekarka odparła, że książka jeszcze nie dotarła ze Szwecji. Kobieta poszła, zostawiając gazetę, należącą do biblioteki. Ani bibliotekarka, ani ja nie wierzyliśmy w jej zapewnienia, że interesuje ją tylko wartość literacka utworu. Dlatego wziąłem gazetę i z wrodzonej ciekawości zacząłem czytać recenzję dzieła nieznanego mi Bernlanda. I co znajduję? Najpierw kilka słów o „zdumiewającej jakości, subtelnym portrecie kobiecej postaci groteskowo zeszpeconym najgorszego typu pornografią”. A więc jest to powieść dość szczególnie skomponowana, która świetnie się w Szwecji sprzedaje, prawdopodobnie ze względu na sceny pornograficzne. Ale, słuchajcie, dalej znajduję cytat z pierwszego rozdziału, jest to opis bohaterki. Nie pamiętam teraz dokładnie poszczególnych słów, ale rozpoznałem tekst od razu!