Znowu została odtrącona.
Podskakując, zbliżyła się do drugiego okna po przeciwnej stronie pokoju, z widokiem na zatokę. Na zewnątrz panowała przerażająca cisza. Helle słyszała, jak Peter ładuje broń, i ciarki jej przeszły po plecach.
Oczy dziewczyny powoli zaczęły się przyzwyczajać do ciemności. Mogła odróżnić powierzchnię zatoki pomiędzy z rzadka rosnącymi drzewami oraz nieco ciemniejszy zarys przeciwległego brzegu.
Nagle coś zaszeleściło za oknem, przy którym stała. Zaraz potem rozległ się trzask łamanej gałęzi. Zar zaskowyczał zaskoczony. Peter podbiegł z bronią, Helle pisnęła z przerażenia. Zapanowało zamieszanie. W następnej sekundzie za oknem zamajaczyły poroża dwu jeleni, dumnie kroczących tuż obok leśniczówki.
Helle zdała sobie nagle sprawę, że kurczowo trzyma Petera za ramię, a koc, którym była otulona, zupełnie zsunął się na podłogę.
– Ależ Helle, to tylko jelenie!
Drżała ze strachu – i być może jeszcze z innego powodu – i nie chciała się odsunąć. Peter czule pogładził ją po plecach.
– Tak, moje biedactwo, to dla ciebie zbyt wiele…
Uniosła głowę i przytuliła policzek do jego twarzy.
– Już dłużej tego nie zniosę, Peter. Nie odchodź ode mnie!
– Przecież jestem z tobą – powiedział, nadal niczego nie rozumiejąc. Ostrożnie odłożył strzelbę na stół, by mieć wolne obie ręce.
Helle przywarła do niego, żałośnie pochlipując. Nie mogąc się opanować, przesuwała wargami po jego policzku, oszołomiona tak, że drżała na całym ciele i ledwie mogła oddychać. Peter na moment znieruchomiał, lecz nie protestował i szeptał swojemu zajączkowi uspokajające słowa. Zdumiał się nagle, uświadamiając sobie, że jakiś dziwny to zajączek, skoro budzi w nim takie niezwykłe uczucia! Jakże zapragnął odwrócić głowę, poczuć zapach skóry dziewczyny, dotknąć jej wargami…
Okazała się jeszcze bardziej delikatna, jeszcze cudowniejsza, niż się spodziewał. Te nagie ramiona pod jego dłońmi, to szczupłe ciało, które tak idealnie przylegało do jego ciała… Cóż za dziwne ciepło się w nim obudziło? Wszystko zdawało się tak nieziemsko słodkie i jednocześnie tak pełne bolesnej niemal tęsknoty… A gdyby jego usta poszukały jeszcze o mgnienie dłużej…
Kiedy napotkał wargi Helle, obojgu zaparło dech i wszystko wokół zawirowało…
Z oszołomienia wyrwało Petera szczekanie Zara.
Leśniczy odskoczył od dziewczyny.
– Wybacz mi, Helle, ja… nie wiem, jak to się stało. Nie chciałem tego i obiecuję ci, że to się więcej nie powtórzy. Możesz być spokojna.
Helle stała na środku pokoju bezradna i zrezygnowana, nie mogąc zebrać myśli.
Jakże mogła podjąć się pisania o tęsknocie za miłością? Ona, która nigdy nie podejrzewała nawet, że to takie silne uczucie? Fizyczna tęsknota… Jak mogła używać takich słów, skoro nie znała ich znaczenia?
Dopiero teraz mogłaby napisać powieść. Teraz bowiem wiedziała, o czym mówi.
Usłyszała głos Petera.
– Zapomniałem ci dać środek nasenny. Lepiej, żebyś go wzięła, to nie będziesz się dręczyć myślami.
Peter wydawał się taki obojętny. Jak gdyby nic się nie stało!
– Daj mi kilka tabletek – niemal syknęła. – Na pewno będę ich potrzebować!
ROZDZIAŁ IX
Peter leżał, nie mogąc zasnąć. Na zewnątrz zimowa noc, niema i czarna, otulała dom. Powinienem choć trochę odpocząć, pomyślał zdesperowany. W ciągu ostatniej doby miałem zbyt mało snu, a podejrzewam, że jutrzejszy dzień będzie niełatwy.
Jak to się mogło stać? Biedna dziewczyna, nic chyba jeszcze nie rozumie! Być może znienawidzi mnie za to, że straciłem głowę. Pocałowałem ją! Właśnie teraz, kiedy potrzebuje spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Pewnie nigdy mi tego nie wybaczy.
Ale była dziwnie łagodna i uległa. I pisała przecież w swej powieści…
Nie, Helle na pewno nie jest taka, jak te lekkomyślne kobiety, igrające z uczuciami mężczyzn i w końcu zrywające z nimi ze śmiechem na ustach. Nie, to moja wina, omal nie uwiodłem niewinnego dziecka.
Ale nie miałem zamiaru jej pocałować. Absolutnie! Co za nieposkromiona siła sprawia, że mężczyzna staje się taki bezradny, niemal traci świadomość? Zmusza go do rzeczy, których…
Jak miękkie i ciepłe były jej wargi! A jak miłe te drobne ręce obejmujące go za szyję!
Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, jakby przyciągany nieznaną siłą, Peter wstał i podszedł do ławy. Zapalił lampkę.
Helle spała. Długie rzęsy rzucały cień na policzki. Wydawała mu się najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek widział.
Powoli opadł na kolana i dotknął jej skóry. Twarz dziewczyny okalały lekko kręcące się włosy. Zakręcił jeden z kosmyków wokół palca.
Środek nasenny działał, Helle nawet się nie poruszyła, kiedy opuszkami palców dotykał ostrożnie jej ust.
Była taka piękna! Jakie delikatne krągłe ramiona… Muszę ich dotknąć, muszę!
Peter nie zauważał, że oddycha ciężko, nierówno i z drżeniem. Nie zastanawiając się dłużej nad tym, co robi, przesuwał dłonią po nagiej skórze Helle, czule, niemal bojaźliwie, tam i z powrotem.
Kobieta… Nie, to przecież dziecko, nie wolno mu o tym zapominać!
Ale powieść, którą napisała, świadczyła o niepojętej głębi uczuć tej drobnej istoty. I te niezwykłe doznania, które go wypełniły, kiedy znalazła się tak blisko…
Peter podniósł się gwałtownie, przerażony namiętnością, która obudziła się w nim na nowo. Wrócił na swe prowizoryczne posłanie na podłodze.
Nie mógł jednak zasnąć. Z westchnieniem przekręcił się na brzuch, ukrył twarz w poduszce i ściskając dłońmi brzegi materaca, marzył, że trzyma w swych objęciach Helle. Szeptał jej imię tak cicho, że nawet pies go nie słyszał.
Następnego dnia Peter obudził się jako ostatni Od razu poczuł zapach świeżo zaparzonej kawy i pieczonego chleba.
Usiadł na posłaniu pełen poczucia winy. Helle krzątała się po mieszkaniu i nakrywała do stołu. Zar deptał jej po piętach.
– Piekłaś chleb? – spytał zaspany.
– Tak, znalazłam na półkach wszystko, co potrzebne. Mam nadzieję, że nie zrobiłam nic złego?
– Nie, nie, ani trochę, wręcz przeciwnie! O rany, jak długo spałem!
Szybko się ubrał, podczas gdy Helle zajęta była przy kuchence. Następnie sprzątnął swoje „łóżko”.
– Przyniosę trochę drewna – mruknął, nie wiedząc, jak powinien się tego ranka odnosić do dziewczyny.
Kiedy wrócił, siedziała już przy stole i poprosiła go, by także usiadł.
Helle cały czas uparcie spuszczała wzrok.
W końcu Peter uznał, że cisza jest zbyt uciążliwa.
– Helle, wczoraj wieczorem… Żału…
– To się nigdy nie stało – rzuciła szybko. – Niech wszystko pozostanie tak, jak do tej pory. Ojej, nie dostałeś kawy!
Wstała i podeszła do kuchenki. Wbrew swej woli śledził wzrokiem ruchy jej bioder – ukradkiem i z ogromnym poczuciem winy, ale nie mógł się opanować.
Helle wróciła, stanęła bardzo blisko i nalewała kawę. Musiał niemal powstrzymać swą rękę, by nie objąć jej wpół. Co się z nim dzieje?
– Przepyszny chleb – powiedział, kiedy usiadła.
– Smakuje ci? Dziękuję, ale czuję, że brakuje tu…
Zaczęła gorączkowo wyjaśniać osobliwości sztuki pieczenia.
Rozległo się pukanie do drzwi. Zar zaczął szczekać, a Peter zawołał: „Proszę!”.
– A więc siedzicie sobie tutaj i miło spędzacie czas – odezwał się w progu policjant Lund, za którym kroczył Christian Wildehede. – O, jak cudownie pachnie!
Goście natychmiast zostali zaproszeni do stołu, przy którym zrobiło się ciasno. Ale zarówno Helle, jak i Peter poczuli wyraźną ulgę.