– A ja myślę, że radziłam sobie dość dobrze przez te dwadzieścia dwa lata – odparła z goryczą w głosie.
– Tak, ale tyle musiałaś przejść. Jesteś jak mały…
Oczy Helle stały się jak ciemne ołowiane chmury.
– Dziękuję, wiem, co masz na myśli. Dla ciebie istnieją tylko nieopierzone pisklęta albo te nędzne kobiety strzelające do zwierząt i prowadzące mężczyzn do zguby!
– Nie, Helle! Ja nigdy…
– Drogi przyjacielu – odezwała się z prośbą w głosie. – Spróbuj zrozumieć, że kobiety mają własną wartość, że nie istnieją tylko ze względu na mężczyzn. Czy ty dokładnie przeczytałeś moją powieść?
Popatrzył na nią nieszczęśliwy.
– Rozczarowałem cię wczoraj – zaczął, nie bardzo wiedząc, o co jej chodzi.
Przymknęła oczy i westchnęła zrezygnowana.
– Ależ Peter! Czy pamiętasz, kiedy Christian pocałował mnie w wieży? Kiedy uciekłam pełna niechęci? Czy uciekałam wczoraj wieczorem? Czy nie rozumiesz, co to znaczy?
Postawiła stopę na stopniu powozu.
– Wyjdź ze swojej skorupy, mój drogi, i przypatrz się kobietom, które cię otaczają! Zdziwisz się. Nie dzielą się tylko na dwa typy: słodkie i bezradne oraz zepsute uwodzicielki. Jest ich setki tysięcy, a każda jest inna. Większości nie zdążysz chyba poznać przed moim powrotem.
Helle poczuła się nagle o wiele starsza od Petera.
– Ale pewnie nawet nie będziesz próbował. Najlepiej więc chyba będzie, jeśli się więcej nie spotkamy. Jestem żywą kobietą, rozumiesz, i chcę być kochana i kochać, nie mając przy tym uczucia, że robię coś złego. Chcę się czuć bezpieczna i wolna, a nie odgrywać roli zajączka, który co najwyżej może się czasem spodziewać poklepania po grzbiecie.
Zanim Peter zdążył ochłonąć z oszołomienia, Helle skinęła mu na pożegnanie i zatrzasnęła drzwiczki wozu. Stangret natychmiast popędził konie.
– Helle! – zawołał Peter, a w jego głosie brzmiały rozpacz i tęsknota.
Lecz powóz znajdował się już daleko.
Tygodnie spędzone na Fionii okazały się o wiele przyjemniejsze, niż Helle się spodziewała. Na początku czuła się onieśmielona, lecz młodzież przyjęła ją do swego kręgu w sposób zupełnie naturalny. Dwaj synowie pastora, u którego Helle zamieszkała, traktowali ją z pełnym szacunku podziwem, lecz byli zbyt dobrze wychowani, aby się narzucać. Dostała trochę ubrań, z których córki duchownego już wyrosły. Rzeczy te bardzo się przydały, bowiem jej jedyna suknia była już bardzo zniszczona. Helle poprosiła, by pozwolono jej pomagać w dużej kuchni na plebanii, na co gospodyni z radością się zgodziła. I chociaż dziewczyna postanowiła zapomnieć o Peterze, myśl o nim towarzyszyła jej przy każdej czynności, również w czasie wolnym od zajęć.
Helle wiedziała, że miejsce jej pobytu musi pozostać tajemnicą, nie oczekiwała więc żadnych listów ani odwiedzin. Jedynie jej adwokat, człowiek zachowujący się z rezerwą i dość oficjalnie, lecz niewątpliwie bardzo inteligentny, zjawił się jeden raz, by wypytać o szczegóły dotyczące rękopisów.
Wydawał się jednak tak nieprzystępny, że Helle nie ośmieliła się pytać go o nowe szczegóły w sprawie przeciw Bernlandowi ani też o wieści z „domu” w Vildehede.
Otrzymała również list od Lunda. Policjant usilnie prosił w nim, by Helle nie kontaktowała się z nikim ani też nie opuszczała plebanii, gdyż istnieje ryzyko, że prześladowcy wpadną na jej ślad. Donosił, że Bernland kategorycznie wszystkiemu zaprzecza i twierdzi, że młoda dziewczyna, którą kilka razy spotkał, przeczytała jego powieść, a teraz twierdzi bezczelnie, że to jej własne dzieło, nie mając na to żadnych dowodów. I tak dalej. Jego wspólników nie udało się jeszcze odnaleźć, a Bella tak pije, że trudno się z nią dogadać.
Na zakończenie Lund napisał: Thorn zadręcza mnie niemal na śmierć, żebym mu dał Twój adres. Lecz naturalnie go nie dostanie.
Wieczory wydawały się Helle najgorsze. Dziewczyna wspominała przed zaśnięciem chwile spędzone w przytulnym domku Petera. Dlaczego musiała się zakochać w mężczyźnie, który nie zamierzał się ożenić, nie chciał mieć dzieci i który do tego stopnia nie ufał kobietom, że bronił się przed nimi rękami i nogami?
Pisać także nie mogła. Dom za bardzo tętnił życiem, a poza tym dzieliła pokój z córkami pastora. Dodatkowo przygnębiała ją myśl, że odebrano jej wszystko, co dotychczas napisała, i nie miała siły zaczynać od nowa.
Aż nagle pewnego dnia pod koniec zimy nadeszła wiadomość, że wyznaczono termin rozprawy. Dziewczyna pożegnała się z życzliwą rodziną i wsiadła na prom. Po długiej i samotnej podróży znalazła się w Kopenhadze.
Czekał tam policjant Lund, który odprowadził również Helle do hotelu niedaleko sądu, gdzie zarezerwował dla niej pokój. Żegnając się, poradził, by dobrze wypoczęła przed jutrzejszym rankiem. Czasu na odpoczynek nie zostało jednak wiele, gdyż wkrótce zjawił się adwokat Marholm, by uzgodnić z Helle pewne szczegóły.
– Bernland ma adwokata – rzekł. – Ale wystąpił o to, by mógł się bronić sam. To zarozumialstwo i głupota z jego strony. Od początku sprawy zachowuje się zresztą bardzo arogancko.
Adwokat Marholm poprosił Helle o napisanie krótkiego streszczenia swej najwcześniejszej powieści pod tytułem „Zimowy poranek”, którą właśnie wydano w Szwecji i którą Bernland przechrzcił na „Kobietę 1908 roku”. Byłoby wspaniale, gdyby udało się napisać kilka słów o dwóch pozostałych utworach. Przydałoby się też kilka cytatów.
Helle obiecała, że zrobi, co będzie mogła.
– A czy są jakieś sygnały ze Szwecji? – spytała. – Czy Bernland nie został oskarżony o rozpowszechnianie nieprzyzwoitych treści?
Znowu poczuła ukłucie w sercu na myśl o tym, że jej powieść „Tęsknota” została uznana za utwór szerzący pornografię.
– Nie, do tej pory nie wpłynął taki wniosek, alarm podniosły jedynie ugrupowania chrześcijańskie. Na razie, do chwili zakończenia sprawy o plagiat, tamtą sprawę odłożono. Do Kopenhagi przybyli dziennikarze ze Szwecji i z dużym zainteresowaniem śledzą twój proces. Chciałabyś przeczytać wypowiedzi Bernlanda dla prasy?
Właściwie Helle nie miała najmniejszej ochoty, ale zanim zdążyła zaprotestować, adwokat wcisnął jej do ręki gazetę sprzed tygodnia.
Z rosnącym niesmakiem czytała fragmenty jednego z wywiadów Bo Bernlanda:
To po prostu śmieszne! Jakaś zupełnie nieznana dziewczyna, która jeszcze nie odrosła od ziemi, oskarża mnie, m n i e, o plagiat jej powieści! To taka zuchwałość, że nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Wszyscy wiedzą, że jestem uznanym pisarzem, który nie musi się przejmować takimi oskarżeniami. Ale kim jest ta dziewczyna? Tylko pytam. A co robi policja? Siedzi z założonymi rękami, pozwalając, by szanowanego obywatela poniżano w jakiejś zupełnie niepotrzebnej sprawie sądowej!
Helle jęknęła, odkładając gazetę.
– Zapoznałem się dokładnie z wcześniejszą produkcją Bernlanda – rzekł adwokat Marholm. – Muszę przyznać, że to niewiele znaczące utwory. Jego dwie książki zostały co prawda wydane, ale przez jakieś nieznane wydawnictwo, natomiast wszystkie renomowane wydawnictwa odmówiły ich przyjęcia. Nie widzę żadnego podobieństwa między wcześniejszymi powieściami Bernlanda a twoją, poza wątpliwej jakości fragmentami, których nie ma w twoim rękopisie. Niestety, sprawa przed sądem odbędzie się trochę za szybko. Podjąłem bowiem pewne bardzo ważne badania, po których wiele sobie obiecuję, ale nie zostały one jeszcze ukończone. Zatrudniłem kilku ekspertów i jeżeli ich wnioski potwierdzą moje przypuszczenia, to przymkniemy Bernlanda. Ale nawet jeżeli się mylę, to i tak mamy w ręku kilka dobrych kart. Mimo braku brudnopisów i notatek oraz innych dowodów. Możesz ufnie iść na spotkanie nowego dnia!