Выбрать главу

Rita przez moment patrzyła na Sissel, jakby nagle znalazła się gdzieś bardzo, bardzo daleko. Na jej pięknej twarzy pojawił się cień uśmiechu.

– Odpowiedź jest bardzo prosta – odparła wreszcie. – Carl jest dla mnie wszystkim. Tyle mu zawdzięczam, a on mnie potrzebuje. W dodatku jako aktorka nauczyłam się samodyscypliny.

– Nigdy nie tęsknisz za teatrem?

Rita zmarszczyła pięknie wysklepione brwi.

– Był czas, że wydawało mi się, że wszystko mam przeciwko sobie. Straciłam nadzieję. Wydawało mi się, że słowo ojca znaczy dla Carla więcej niż moje. Czułam się zbędna, nikomu niepotrzebna, byłam bliska rozpaczy. Miałam plany, żeby skończyć z tym raz na zawsze. Przeprowadziłam jednak z Carlem poważną rozmowę, a on okazał się cudowny. A kiedy urodził się Fredrik, wszystko zmieniło się na lepsze. Bardzo mi teraz dobrze.

– No i stary nie będzie żył wiecznie – odezwała się Agnes spod okna.

– Ależ, Agnes! – wykrzyknęła przerażona Rita.

Agnes odwróciła się w ich stronę gwałtownym ruchem.

– Nienawidzę go! – oświadczyła dobitnie, aż obie popatrzyły na nią z niedowierzaniem. Spokojna, zrównoważona Agnes! Kto by przypuszczał, że skrywa w sobie takie emocje?

– Czy to takie dziwne? – spytała zaczepnie. – Owszem, wiem, że jest moim ojcem, ale z tego powodu nie stał się chyba wcale lepszy? Czy troszczył się o ciebie, Sissel, i o mnie? Ani trochę! Skazał nas na życie w świecie wiecznego chłodu, pozbawionym odrobiny miłości czy serdeczności. Carl, Carl, zawsze Carl! A teraz może jeszcze Fredrik. Jedyne, co ma dla niego jakieś znaczenie, to te przeklęte medale Carla! Bohatera! Pewnie, do diabła, że to pięknie z narażeniem własnego życia uratować całą wioskę przed fanatykami, zresztą to cholernie niepodobne do Carla, tego niezdecydowanego, uległego tchórza, ale liczą się przecież także inne rzeczy! Na przykład bohaterskie prowadzenie przez Ritę domu czy wewnętrzne konflikty Sissel. On nawet tego nie zauważa. „Idź na górę i poproś, żeby zachowywała się cicho”, tak brzmiał jego suchy komentarz, kiedy przed chwilą krzyczałaś. Zniknięcie Marty potraktował jako skandal, który okryje niesławą rodowe nazwisko, bał się też, że w przyszłości jajko na śniadanie nie będzie odpowiednio ugotowane. Moje dzieci go nie interesują, bo przecież nie noszą nazwiska Christhede, ale ja mam Tomasa i we dwoje sobie poradzimy. Za to Sissel nie jest stworzona do tego, by znosić jego żelazną dyscyplinę. Tobie, Sissel, potrzeba silnego, spokojnego mężczyzny, który by się tobą zajął i ofiarował mnóstwo czułości. I któremu ty mogłabyś dać całą swoją gromadzoną latami miłość.

Rita obserwowała Sissel zamyślona.

– Czy dlatego się wahasz, jeśli chodzi o Nilsa? Bo mnie się wcale nie wydaje, aby on potrafił dać poczucie bezpieczeństwa i wszechogarniającej miłości. Jest przystojny i miły, ale jego uczucia są trochę blade, mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi. Mają słabo zaznaczone kontury, takie są anonimowe!

Sissel pokiwała głową. Rita trafiła w samo sedno. Nils był taki… nijaki. Nie było w nim nic szczególnego. Na jego widok serce nie biło jej wcale mocniej, nie ogarniało jej szczęście, kiedy ją całował. Nie tak jak… Och, nie, to przecież postać ze snu, nie wolno jej o nim myśleć!

Przygotowując się do zejścia na dół, ukradkiem spoglądała na Ritę. Bratowa w ostatnich dwóch latach bardzo się zmieniła. Czarująca rozćwierkana istotka, która wkroczyła do tego domu, całkiem gdzieś zniknęła. Pojawiła się nowa Rita, poważna, wyciszona, jakby nosiła woalkę ukrywającą jej prawdziwe myśli. Wiele mogło być przyczyn takiej zmiany: macierzyństwo, reakcja na chłód teścia, a może zniknięcie Marty. Nagle Sissel zdała sobie sprawę, że i ona zmieniła się w podobny sposób. Nie umiała już się szczerze cieszyć i wiedziała, że nie będzie inaczej, dopóki nie zostanie rozwiązana zagadka Marty lub ten zły sen nie przestanie jej dręczyć.

Dlaczego? Dlaczego powracał tak uparcie? Musi się z niego otrząsnąć, za wszelką cenę.

Co do jednego bowiem miała pewność: albo Nils nie był odpowiednim mężczyzną dla niej i nigdy go naprawdę nie kochała, albo musi zapomnieć o postaci ze snu. Nie mogła myśleć o nich obu jednocześnie, to absolutnie niemożliwe. Biedny Nils wypadał tak marnie w porównaniu z wyidealizowaną, romantyczną osobą, która nie istnieje. Wiedziała, że to nie w porządku wobec Nilsa, był przecież miłym chłopakiem, ale może miał trochę za mało fantazji? Nie, zbyt łagodnie to określiła, on po prostu nie miał fantazji za grosz, a poza tym był w stosunku do niej dość krytyczny. Nie podobało mu się, że Sissel płacze w kinie albo chodzi latem na bosaka, zmuszał ją do towarzyszenia mu na mecze piłki nożnej, których szczerze nie znosiła, bo śmiertelnie ją nudziły. Prób despotycznych rządów dość miała przez cale życie, ojciec wszak niezłomnie starał się narzucić córkom styl życia. Sissel obawiała się, że jeśli Nils będzie postępował według tego samego wzorca, ona nie zdoła tego znieść. W dodatku raz – kiedy wymijająco odpowiedziała na jego kolejne oświadczyny – rzekł z naciskiem: „Wiedz, że mogę mieć każdą dziewczynę, ale przypadkiem zależy mi właśnie na tobie i nie mam zamiaru się poddać!”

Sissel przebiegł dreszcz. W głębi serca była pewna, że Nils nie jest dla niej właściwą osobą i że nigdy tak naprawdę go nie kochała. Ale polubiła go. Czy to nie wystarczy? Ależ nie, samo przywiązanie nie wystarczy, nie była aż tak głupia, by tego nie rozumieć.

Przypomniała sobie nieliczne chwile, które spędziła z nim w łóżku. Szczerze mówiąc, zdarzyło się to dwukrotnie i z góry było skazane na niepowodzenie.

Ona nie miała na to najmniejszej ochoty, dlatego nie czuła nic poza niesmakiem. A on nawet się nią nie zainteresował, szybko uznał, że zrobił, co do niego należało. Owszem, wykonał kilka gestów z gry wstępnej, o której pewnie wyczytał w jakiejś książce, ale zabrakło mu spontaniczności.

Sissel zorientowała się z przerażeniem, że za wszelką cenę stara się doszukiwać w Nilsie wad. To nieładnie z jej strony. Przecież on jest taki miły!

Egoistyczny?

Nie, znów niesprawiedliwie go ocenia. Na Nilsie można polegać, jest spokojny i chętnie zajmuje się jej problemami. O takim właśnie chłopaku marzy wiele dziewcząt.

A w dodatku to mężczyzna z krwi i kości, a nie twór jej wybujałej wyobraźni. To jego największa zaleta.

ROZDZIAŁ III

Przybyły na obiad gość okazał się nadzwyczaj miły. Nazywał się Gren i był psychiatrą. Stary major Christhede rozluźnił się, atmosfera przy stole zrobiła się naprawdę przyjemna. Po obiedzie przyszła Agnes z Tomasem, był także Nils, częsty niedzielny gość.

Siedzieli w salonie, major pokazywał odznaczenia wojskowe Carla.

– Powiedz, czego właściwie dokonał twój chłopak? – zainteresował się doktor Gren.

Stary bardzo się ożywił.

– Nie słyszałeś? Wobec tego, Carl, musisz o wszystkim opowiedzieć!

Carl gwałtownie odwrócił się plecami.

– Nie, nie chcę do tego wracać.

– Te wspomnienia są dla niego przykre – cicho wyjaśnił stary Christhede. – Ale mamy tu przecież Tomasa i Nilsa. Nils, ty opowiedz, jak to było!

Nils zaczął mówić, a Carl demonstracyjnie zaszył się w kącie z książką, żeby nie słuchać. Po raz pierwszy Sissel zauważyła, że bratu zaczynają przerzedzać się włosy. Zastanawiała się, jak on to przyjmuje, tak bardzo wszak mu zależało, by być idealnym, nigdy nie chciał się przyznać do żadnej słabości, można nawet powiedzieć, że był trochę próżny.

Chociaż słyszała tę opowieść niezliczoną ilość razy, uprzejmość nakazywała słuchać Nilsa.

– Dostaliśmy wiadomość, że partyzanci zmierzają do miasteczka, którego mieszkańcy przyszli z pomocą ich przeciwnikom. Chodziły słuchy o planowanej masakrze. My, to znaczy główne siły ONZ, byliśmy zbyt daleko, by zdążyć na czas i uratować ludność cywilną, wiedzieliśmy jednak, że w pobliżu miasteczka przebywają Carl z jeszcze jednym kolegą. Nawiązaliśmy z nimi kontakt drogą radiową prosząc, żeby jak najprędzej udali się tam i ewakuowali mieszkańców. Chwilę później odpowiedzieli, że atak już się rozpoczął, ale postarają się zrobić, co w ich mocy. Potem nie mieliśmy już od nich żadnych meldunków, do czasu gdy spiesząc z odsieczą spotkaliśmy na drodze uciekinierów. Podnieceni ludzie jeden przez drugiego mówili o dzielnym żołnierzu ONZ, który pokonując przeszkody wyprowadził ich w bezpieczne miejsce. Spytaliśmy, gdzie on jest, wskazali za siebie. Oczywiście spodziewaliśmy się najgorszego i ruszyliśmy jak najprędzej naprzód. Znaleźliśmy Carla Christhede przy ciężko rannym koledze, opatrywał jego rany. Carl przeżył szok i nie potrafił dokładnie opisać, co się stało, ale udało nam się to jakoś poskładać w całość. Najwyraźniej kolega, Stefan Svarte, został ranny dość wcześnie i Carl musiał sam sobie ze wszystkim radzić. Obu przewieziono do szpitala i tam Carl otrzymał odznaczenie. Niedługo potem wszystkich nas odesłano do domu. Carl nigdy szczegółowo nie opowiadał, jak uratował tubylców, ale oni wszystko wyjaśnili. Zdaje się, że dokonał naprawdę niezwykłego czynu.