W tej chwili Anna prezentowała to wszystko, czego Jack nie znosił u kobiet. Mówiła beztroskim, zalotnym tonem, oczy jej się śmiały, krótko mówiąc, próbowała go zauroczyć. Pochylił głowę i czubkiem buta zaczął obwodzić wzór na dywanie.
– Czy w Maiden Court zaszło coś, co skłoniło cię do ponownego przemyślenia swoich zamiarów? – spytał.
– W pewnym sensie. Pojechałam tam po to, by sprawdzić, co naprawdę czuję.
– O ile wiem, nie dotyczy to niczego, co powiedział twój ojciec – wyrwało się Jackowi.
– A skąd wiesz, panie? – Chciała podjąć rozmowę, którą przerwało im wejście Ralpha, ale Jack jak zwykle wycofał się i przyjął rolę powiernika.
– Ponieważ ojciec popiera twoje planowane małżeństwo. Moim zdaniem, byłby bardzo rozczarowany, gdyby do niego nie doszło.
– No, tak. – Anna zaczęła się zastanawiać. Jack ma rację, ale z drugiej strony to jednak jej życie. A potem naszła ją bardzo dziwna myśclass="underline" pierwszy raz nie wzięła zdania ojca za pewnik. – Naturalnie opinia ojca wiele dla mnie znaczy, lecz co ty o tym sądzisz, panie? Nigdy nawet nie wspomniałeś, jakie masz zdanie na temat mojego małżeństwa z Ralphem.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. W żadnym wypadku nie mógł teraz powiedzieć, co sądzi o jej zaręczynach z Montereyem ani o samym narzeczonym. To obudziło w nim złość, która obróciła się przeciwko Annie. Dlaczego tak go naciska? Przecież żaden człowiek w jego sytuacji tego by nie zniósł!
– Czy przypadkiem nie usiłujesz, pani, wpleść mnie do intrygi przeciwko Ralphowi, którego próbujesz okiełznać? Może chcesz się mną posłużyć?
Przez chwilę nie mogła pojąć, o co mu chodzi, a gdy wreszcie zrozumiała, wybuchnęła oburzeniem.
– No nie, Jack, nawet mi to do głowy nie przyszło! Dlaczego rzucasz na mnie takie oskarżenie?
– Dość często szukasz mojego towarzystwa, pani, i bynajmniej się z tym nie kryjesz – powiedział szorstko. – Udajesz zainteresowanie tym, co mówię, choć wszyscy na królewskim dworze doskonale wiedzą, że nie mogę współzawodniczyć w sztuce pięknego składania słów z twoimi bardziej eleganckimi znajomymi. Nawet dziś wieczorem zainscenizowałaś to małe przedstawienie specjalnie dla swojego ukochanego. Bez wątpienia wiesz, że nic tak nie temperuje kawalera, jak zwrócenie się jego damy ku innemu mężczyźnie. Gdybyśmy wspólnie się zastanowili, moglibyśmy nawet doprowadzić Ralpha do płomiennej zazdrości!
Dobrze wiedział, że w tej chwili jest wobec niej nieuczciwy, ale za wszelką cenę musiał znaleźć punkt zaczepienia na stromym zboczu, po którym wbrew samemu sobie zaczął się wspinać.
Jak on może o mnie tak myśleć? – zastanawiała się gniewnie. Szukała jego towarzystwa dlatego, że uważała go za swojego przyjaciela, a on lodowatym tonem postawił jej tak okropny zarzut. Przeszyła Jacka wzrokiem, lecz nie była w stanie wydobyć z siebie ani słowa.
– Udajesz, pani, że nie rozumiesz, o czym mówię? Pozwól więc, że pokażę ci, jak wygląda następny krok w tej komedii… – Podszedł do niej i mocno ją objął. – O tak, moja panno…
Pochylił głowę i wycisnął na jej ustach pocałunek. To nie było czułe powitanie przyjaciela ani niezdarne zaloty, które po przyjeździe na dwór nauczyła się zręcznie odpierać. Był to wybuch namiętności, z jakim jeszcze się nie spotkała nawet ze strony Ralpha, który lubił pokazać, że Anna do niego należy.
Gdy wreszcie Jack ją puścił, przycisnęła dłoń do ust i dzielnie opanowała łzy cisnące się jej do oczu.
Jack walczył ze swoimi demonami. Gdy tylko ich wargi się zetknęły, zrozumiał, że to, czego obawiał się przez ostatnie tygodnie, stało się rzeczywistością. Znowu jest zakochany, a co gorsza, namiętnie.
Gdy całował Annę Latimar, nie myślał o przeszłości. To było zupełnie nowe, ożywiające doświadczenie. Musiał też jednak przyznać, że potraktował ją z niewybaczalną brutalnością.
Najchętniej zapadłby się pod ziemię. „Anna Latimar zawstydziła mnie swoją godnością i niewinnością” – powiedział Mark Bolbey w Ravensglass, lecz Jacka zawstydzało co innego. Kochał Annę, ale ponieważ był przekonany, że to, co do niej czuje, należy się wyłącznie jego zmarłej żonie, wpadł w gniew i przez to zachował się w sposób niegodny zasad, którymi zawsze się chlubił.
Anna nie miała pojęcia o jego wątpliwościach. Wciąż walcząc ze Izami, usiłowała wzbudzić w sobie złość, ale nie mogła. Czuła tylko bezgraniczny smutek i jeszcze coś, czego nie potrafiła nazwać. Jack bardzo rzadko jej dotykał, przeważnie w tańcu lub wtedy, gdy pomagał jej dosiąść konia. Nigdy nie zapomniał się, gdy zostawali sami, choć miał do tego wiele okazji. A teraz nagle to!
On przecież nie jest taki naprawdę, pomyślała. Wśród wielu sprzecznych uczuć, jakie żywiła do Jacka, jedno było szczególnie istotne, a mianowicie instynktownie doskonale rozumiała tego mężczyznę. To jest mocny człowiek, tygodnie spędzone w Ravensglass dobitnie ją o tym przekonały. Dla każdego, kto zagroził granicom strzeżonym przez niego w imieniu angielskiej Korony, stawał się śmiertelnym wrogiem, a dla swoich ludzi potrafił być, i z reguły był, wymagającym dowódcą.
Lecz tam, gdzie przed chwilą zabłądzili, dawała znać o sobie wrażliwa strona jego natury. Anna wiedziała, że gdyby tylko spotkał odpowiednią kobietę, Jack stałby się bardzo czułym kochankiem. Niestety, nie jest tą odpowiednią kobietą, i to ją bardzo smuciło.
Korzystając z tego, że jeszcze może zapanować nad łzami, wybiegła z biblioteki. Nie próbował jej zatrzymać, lecz odwrócił się do okna i wbił wzrok w zasłony poruszane zimnymi podmuchami wiatru.
Nazajutrz Elżbieta niesłychanie się zdumiała. Jack Hamilton jeszcze nigdy nie pozostawał na jej dworze tak długo od czasu objęcia twierdzy Ravensglass, ale przebywając w Greenwich, w ogóle nie próbował zabiegać o jej względy i rzadko go widywała.
Teraz, gdy po krótkim okresie przejaśnienia pogoda znów się popsuła, Jack niespodziewanie zwrócił się do niej z prośbą o pozwolenie na powrót do Ravensglass.
Naturalnie nie miała nic przeciwko temu, bo w związku z nieustannym zagrożeniem ze strony Szkotów jego obecność na północy była najprawdopodobniej bardzo wskazana. Zdziwiło ją jednak, że Jack nie wybrał na podróż poprzedniego tygodnia. Podejrzewając, że może dostał poufną wiadomość o granicznych niepokojach, Elżbieta wezwała go osobiście.
W pełni odzyskała już siły po ostatniej chorobie, wciąż jednak wolała pozostawać przed południem w swojej obszernej sypialni, więc właśnie tam przyjęła Jacka. Komnata, mimo swego przeznaczenia, wydała mu się tak samo zatłoczona i gwarna, jak sala przeznaczona do audiencji.
– A, Hamilton. – Elżbieta pokazała mu, żeby zbliżył się do łoża. – Dostałam twoją prośbę i naturalnie zgadzam się, ale czy nie chciałbyś przedtem zamienić ze mną kilku słów? Usiądź, proszę.
– Dziękuję, Wasza Wysokość, postoję. – W tej komnacie z buzującym w kominku ogniem, ciężkimi zasłonami zaciągniętymi na okna i nieustannie krzątającymi się damami, Jack czuł się jak w klatce. Zdawało mu się też, że gdyby usiadł w tym przegrzanym pomieszczeniu, natychmiast zasnąłby, bo w nocy nie zmrużył oka.
Bezsenność była dla niego bardzo niepokojącym stanem Dawniej zawsze udawało mu się zdrzemnąć nawet w najmniej odpowiednich warunkach, a jednak ostatniej nocy nie zdołał tego dokonać. Brakowało mu niezbędnego spokoju umysłu. Gdy zamykał oczy, nie zwracając uwagi na chrząkanie i pochrapywanie towarzyszy, widział Annę Latimar przyciskającą pałce do ust i oskarżającą go nieskończenie smutnym, wręcz tragicznym spojrzeniem.