Выбрать главу

Ma prawo mnie oskarżać, myślał posępnie, przewracając się z boku na bok. Zdradziłem jej zaufanie i naszą przyjaźń w najgorszy z możliwych sposobów.

Instynkt podpowiedział Annie słuszną ocenę Jacka. Nie należał do mężczyzn, który mógłby źle potraktować kobietę, wszystko jedno jakiego stanu. Poznał ich w życiu wiele. Przed Marie Claire zadawał się z wielkimi damami na dworze, a po jej śmierci z damami znacznie bardziej wątpliwej reputacji, które ściągały w okolice koszar, lecz żadna z nich nie musiała się go lękać.

Tymczasem Anna Latimar, która teraz była mu tak droga, została przez niego potraktowana wprost haniebnie. Tego nie umiał sobie wytłumaczyć ani tym bardziej przebaczyć. Przecież zaoferowała mu przyjaźń na długo przed tym, nim doceni! i przyjął tę ofertę. Wiele razy okazywała mu życzliwość…

– Hamilton! – przywołała go do porządku królowa leżąca pod stertą kap podbitych futrem. Jej głos nałożył się na ciche brzdąkanie lutnisty. – Pytałam cię, czy jest jakiś specjalny powód, dla którego chcesz tak nagle wrócić do Ravensglass?

– Nie, Wasza Wysokość.

– Nie słyszałeś żadnych pogłosek, że szkocka królowa wzbudza niepokoje?

Przez surową twarz Jacka przemknął grymas, który należało uznać za uśmiech. Maria Stuart prześladuje Elżbietę jak nikt inny, pomyślał, chociaż powód jest całkiem nieracjonalny, kobiecy. Przed laty wielokrotnie spotykał królową Szkotów we Francji i choć nie mógł odmówić jej magicznego uroku, to zrobiła aa nim wrażenie najgłupszej spośród znanych mu kobiet.

A jednak samo istnienie Marii budziło lęk jej angielskiej odpowiedniczki, pod każdym względem bardziej utalentowanej.

– Nie – odparł obojętnie. – Nie słyszałem takich pogłosek.

– Dobrze więc. – Elżbieta umościła się na miękkich poduchach i uśmiechnęła. – W tej sytuacji pozostaje mi życzyć ci dobrej drogi. Niech Bóg cię ma w swojej opiece, lordzie Jacku. – Wyciągnęła przed siebie chude ramię, a Hamilton z szacunkiem dotknął wargami czubków jej palców. Elżbieta zerknęła na zamknięte okna, zza których dobiega! monotonny łoskot deszczu bezlitośnie bijącego w ściany pałacu, i dodała: – Taka pogoda nie sprzyja podróżom. Zjedz jeszcze z nami południowy posiłek. Będziesz miał czas pożegnać się ze swoimi przyjaciółmi.

Audiencja dobiegła końca, ale zanim Jack odwrócił się do drzwi, nawiedziła go bardzo przykra myśl. Obiecał Annie, że nie wyjedzie bez pożegnania. Czy miał obowiązek dotrzymać danego słowa? Czy mimo kompromitującej sceny, która wydarzyła się poprzedniego wieczoru, należało poszukać Anny i powiedzieć jej do widzenia?

Robert Dudley, który przez cały czas trwania rozmowy zdawał się drzemać przy wielkim łożu Elżbiety, nagle podniósł głowę i zerknął, zaintrygowany. Co się stało temu żołnierzowi? Nie tyle słowa, co ton Hamiltona go zaniepokoił. Gdy Jack opuścił sypialnię, Robert wstał, przeprosił królową, wyszedł z komnaty i dogonił go na schodach, u wejścia do wielkiej sali.

– Hamilton… Jack… czy stało się coś złego?

– Nie. Jak powiedziałem Jej Wysokości, nie ma żadnych pogłosek o…

– Pytam o ciebie, panie, a nie o pogłoski – przerwał mu Robert. – Jaka jest prawdziwa przyczyna twojego nagłego wyjazdu?

– Czy to cię naprawdę interesuje, panie? – W swoim obecnym stanie ducha Jack wydawał się nie pamiętać nawet o pozycji, jaką na dworze zajmuje Robert Dudley, faworyt królowej.

Robert parsknął śmiechem. Właściwie nie wiedział, dlaczego wybiegł z komnaty. Hamilton z pewnością nie należał do jego przyjaciół ani w przeszłości, ani teraz, ale budził jego szczery podziw.

Robert Dudley, earl Leicester, nie godził się na funkcję tresowanego pieska Elżbiety. Inteligencją i męskością przewyższał większość dworzan. Był również bardzo sprawny fizycznie i na turniejach uważano go za wyjątkowo groźnego przeciwnika, ale Jack zawsze okazywał się najlepszy, a wielki wojownik na ogół docenia innego wielkiego wojownika.

– Czy interesuje? Prawdę mówiąc, nie. Skoro jednak nie ma żadnych przyczyn natury wojskowej, które wzywałyby cię dc Ravensglass, wnoszę, że decydują sprawy osobiste. A skoro tak to mogę dać ci radę, jeśli jesteś w odpowiedniej dyspozycji, by jej wysłuchać.

Jack znieruchomiał. Posiadał talent do dobierania ludzi, którzy potem wyróżniali się w boju, naturalnie więc zwrócił uwagę na Leicestera, gdy zobaczył go na placu ćwiczeń, i zakarbował sobie w pamięci, że mógłby mieć takiego człowieka u swojego boku. To oczywiście nie wchodziło w grę, teraz jednak zdecydowało o tym, że Jack postanowił posłuchać.

– Chodzi o tę małą Latimarównę, prawda? – spytał cicho Robert.

– Skąd ci to przyszło do głowy, panie? – Czyżby już krążyły płotki? Jack, który nigdy nie przywiązywał wagi do tego, co mówią inni, nagle zaczai się tym martwić, bo zła fama mogłaby zaszkodzić Annie.

– Mam oczy. Już w Ravensglass zdawało mi się, że macie się ku sobie, choć ty, panie, surowo sobie odmawiałeś tego prawa – dodał lekkim tonem.

Jack się odwrócił. Dlaczego rozmawia o osobistych sprawach z tym człowiekiem?

Robert wszedł za Hamiltonem do wielkiej sali.

– Och, bardzo przepraszam za ten żart, ale na dworze nabiera się nie zawsze najlepszych przyzwyczajeń.

Tym rozbrajającym stwierdzeniem skłonił Jacka do zwierzeń.

– Nie powiedziałbym, że mamy się ku sobie, panie, bo dotyczy to tylko mnie. Z jej strony to jest wyłącznie przyjaźń, a w każdym razie była.

Robert zignorował pierwszą część wypowiedzi Hamiltona.

– Dlaczego „była”? Czy coś się stało wczoraj wieczorem? Cierpiałem na kolacji w apartamentach lorda Thorntona, kiedy Monterey przyszedł bez swojej ukochanej, a minę miał taką, że bez kija ani przystąp. Potem widziałem też małą Annę w korytarzu prowadzącym do kwater dam dworu. Z trudem powstrzymywała łzy. Co mu zrobiłeś, panie… i jej?

– Jemu? Nic, tylko przypomniałem mu o zasadach dobrego wychowania. A jej… – Przez ostatnie dziesięć lat Jack nie miał zwyczaju zdradzania swoich najbardziej prywatnych myśli, teraz jednak, o dziwo, nie mógł przerwać. – Och, prawdę mówiąc niewiele brakowało, abym wziął ją siłą.

Robert w zadumie skubnął brodę. Nieprawdopodobne! Gdyby nie usłyszał tego z ust Hamiltona, chyba by nie uwierzył.

– Tak to jest z tymi Latimarami – powiedział. – Sam pamiętam wiele sytuacji, w których miałem ochotę udusić jej brata George'a. Oni czasem prowokują ponad wszelkie granice.

Nie pocieszył tym Jacka, wszak Anna wcale go nie sprowokowała.

– Jakkolwiek jest, mam przeświadczenie, że muszę wyjechać, żeby uniknąć… żeby uniknąć…

– Zakłopotania – podsunął Robert.

– Chyba nie zrozumiałeś, Leicester, tego, co ci powiedziałem. Omal nie wziąłem jej siłą.

– Cóż, możliwe… ale masz przecież jeszcze następne trzydzieści lat, żeby jej to wynagrodzić.

Jack spojrzał na niego zdumiony.

– Chcę powiedzieć – ciągnął Robert – że przecież się kochacie, a żadna panna nie będzie miała za złe takiego zachowanie swojemu przyszłemu mężowi… – Urwał, bo Jack wyglądał tak jakby zobaczył ducha. – Na Boga, człowieku, nie rób takiej miny! Przykro mi, jeśli zdaje ci się, że masz nową zgryzotę, które nijak nie można zaradzić, ale, wierz mi, że ta panna jest tobą zauroczona tak samo jak ty nią!

– Jakie masz podstawy, żeby tak twierdzić, panie? Jakie są tego oznaki?

Robert pierwszy podszedł do stołu z przekąskami. Wziął dzban z winem, a gdy Jack pokręcił głową, powiedział:

– Och, naturalnie, wiem, że nie pijesz wina, ale ja mam taki nawyk… Co to ja mówiłem? Ach tak, pytałeś o oznaki. Mój przyjacielu, rusz głową i pomyśl raz o czymś innym niż planowanie strategii wojennej! Miłość to nie tylko pociąg fizyczny, lecz również czułość, potrzeba bycia ze sobą, wiesz przecież o czym mówię. – Dudley upił łyk wina. – Anna przyjechała na dwór bardzo niedawno i natychmiast odniosła sukces. Teraz jest związana z pewnym dżentelmenem, gdy jednak potrzebuje rady lub pokrzepienia, nie w nim szuka oparcia. W Ravensglass warunki stanowczo odbiegały od normalnych, ale gdy przyjechałeś do Greenwich, panie, można było już powiedzieć, że łączy was naprawdę silna więź. – Robert przerwał na chwilę. – Lord Ralph bywa z nią na tańcach, ale to ciebie, panie, lady Anna szuka, gdy przeżywa jakiekolwiek wahania. Wnioski wyciągnij sam, tylko bacz, żeby właściwe.