Выбрать главу

Jej słowa, wypowiedziane kojącym tonem, zwróciły uwagę Jacka. Czyżby teraz stała przed nim zupełnie inna panna niż ta, która w domu była duszą całego towarzystwa i z wyniosłą miną rozdawała łaski otumanionym jej urodą kawalerom?

Jednak nie. Wprawdzie mówiła teraz ciszej i znacznie mniej natarczywie, nie wyzbyła się jednak irytujących manier damy. Kokietowała przymrużonymi powiekami i delikatnym uśmiechem, a on miał po uszy takich sztuczek.

– Czy nie dość ci, pani, tego, co masz w domu, i jeszcze musisz po nocy prześladować odszczepieńca?

Straciła kontenans zaledwie na sekundę.

– Przyszłam tutaj z troski, sir. Czy nie dość ci, panie, cierpienia, jakiego zaznałeś w swym w życiu, że tak bez namysłu odrzucasz każdą przyjazną dłoń?

– To niby twoja dłoń, pani, ma być przyjazna? Prawdziwy przyjaciel wie, kiedy trzeba kogoś zostawić w spokoju.

– Lecz ty, panie, nie możesz zaznać spokoju. Jesteś udręczony i…

– Wystarczy! – przerwał jej Jack. – Jeśli nie udało mi się wywiązać z obowiązków gościa w tym radosnym dniu, to proszę o wybaczenie, ale pouczeń nie zniosę. Wbrew mojemu pierwotnemu życzeniu namówiono mnie do pozostania, najwyraźniej jednak odegrałem swoją rolę całkiem niestosownie.

Odwrócił się i zatrzasnął drzwi boksu. Rumak w środku natychmiast zareagował na podniesiony głos pana, bo niespokojne się poruszył, i Jack znów musiał go uspokoić.

– Bardziej życzliwie rozmawiasz, panie, z tym zwierzęciem niż ze mną – stwierdziła Anna. Pogodziła się z tym, że jej gest dobrej woli został brutalnie odrzucony, ale tak samo jak Jack nie znosiła, gdy ktoś prawił jej kazania.

– To zwierzę wie, kiedy nie należy narzucać się innym.

– Jesteś, panie, wyjątkowo grubiański wobec córki przyjaciela – przypomniała mu.

– Widocznie zapomniałem, z kim rozmawiam – odparł Jack - A to dlatego, pani, że nie ma w tobie nic z Harry'ego.

Ależ to jawna obelga! Miałaby w niczym nie przypominać swego ojca, który był wcieleniem wszystkich podziwianych przez nią cech? Odwróciła się na pięcie i żwawym krokiem odeszła do przyjaznego, jasno oświetlonego domu. Gdy tylko znalazła się za progiem, natknęła się na George'a, który badawczo przyjrzał się jej gniewnej minie.

– Ostrzegałem cię, siostro, żebyś się nie wtrącała – powiedział. – Jack Hamilton należy do zwierzyny absolutnie nieprzewidywalnej i nie zdołasz go upolować swym zwykłym orężem.

Anna wzrokiem spiorunowała brata.

– Jeśli cię to ma ucieszyć, George, to chętnie przyznam ci rację. Prędzej piekło wystygnie, niż ruszę śladem kogoś takiego jak ten cały Hamilton… chyba że z ostrym mieczem i sforą wygłodniałych psów!

Sześć tygodni później Anna opuściła Maiden Court, by wywiązać się z obowiązku służby na dworze swej pani. W ostatniej chwili plany rodziny Latimarów uległy zmianie, bowiem Bess zachorowała. Skarżyła się na ból gardła i wszystkich członków. Nabrawszy pewności, że to nie złowieszcza gorączka z potami.

Harry nieco się uspokoił, było jednak jasne, że matka nie może? towarzyszyć córce w podróży do Greenwich.

Pewnego wieczoru, gdy Bess miała się już ku lepszemu, Anna powiedziała do ojca:

– Matka wkrótce odzyska siły. Może wyjedziemy zgodnie z planem, a ona dołączy do nas później?

– Może uda mi się ją przekonać, żeby w tym roku całkiem zrezygnowała z pobytu w Greenwich – odparł po namyśle Harry. – Naturalnie zawiozę cię na miejsce i dopilnuję, by na niczym ci nie zbywało, ale gdy już się tam rozlokujesz, wrócę do domu.

– Nie chcesz opuszczać mamy, prawda? Nawet na tydzień. – Anna wiedziała, że jej rodzice w niczym nie przypominają innych znajomych małżeństw, bowiem każdą godzinę spędzoną z dala od siebie uważali za straconą. A ponieważ Bess, choć już zdrowa, była jeszcze bardzo słaba, więc rzecz jasna, ojciec nie chciał jej odstąpić ani na krok.

– Dobrze wiem, córko, co jestem ci winien. – Harry uśmiechnął się. – Twoja matka pierwsza powiedziałaby: „Zawieź Annę do Greenwich i przedstaw ją tam jak należy”.

– Wiem, ale… – Anna, która przez ostatnie tygodnie starała się zastępować matkę w roli troskliwej pani domu, wstała i zaczęła równiej ustawiać ozdoby na gzymsie kominka, sprawdzając przy tym, czy nie ma na nich kurzu. – Wolałabym jednak, żebyś został w Maiden Court, a do Greenwich może zawieźć mnie Walter. To przecież jest niedaleko.

Harry zmarszczył czoło.

– Jakże to, córko? Na największy dwór świata, w służbę najpotężniejszej królowej, miałabyś przyjechać pod opieką masztalerza?

– Och, ojcze! – Anna wybuchnęła śmiechem. – Dobrze wiesz, że Walterowi możesz bez zastrzeżeń powierzyć swoje życie… I moje też.

– Naturalnie – przyznał Harry, – Musisz jednak zrozumieć, że tam, dokąd jedziesz, zwraca się wielką uwagę na formy.

Tydzień później Harry zjawił się na kolacji z bardzo zadowoloną miną.

– Rozwiązałem problem, kochanie – powiedział do córki. – Za dwa dni stawi się tutaj Jack Hamilton, i to on odwiezie cię w Greenwich. – Sięgnął po dzban wina, wyraźnie czekając na słowa uznania, jednak Anna wydawała się absolutnie przerażona tym pomysłem.

– Jack Hamilton?! Po co on tutaj?

– Ponieważ sam go o to poprosiłem – wyjaśnił Harry. – Po naszej rozmowie nagłe przyszło mi do głowy, że jest najbardziej odpowiednią osobą. Znamy go z Bess od podszewki, piętnaście lat temu nieraz mieliśmy z nim urwanie głowy. Naturalnie jego pozycja społeczna jest teraz znacznie wyższa niż wówczas, a królowa osobiście bardzo sobie ceni jego służbę. Poza tym również ty miałaś okazję go poznać miesiąc temu na weselu George'a, czyż nie?

– Poznać tak, ale na pewno nie polubić – odburknęła Anna.

– Nie lubisz go? – Harry odstawił kielich. – A to z jakiego powodu?

– Ponieważ bardzo trudno jest z nim dojść do ładu – odparła stanowczo. – I nie opowiadaj mi, jakim uroczym chłopcem był piętnaście lat temu, bo te czasy dawno minęły.

Harry uniósł brwi.

– Może masz rację, kochanie. Gdy ktoś pamięta innych wyłącznie jako młodych ludzi, jest to niechybna oznaka starości.

Anna wstała i pocałowała ojca.

– Niedorzeczność, ojcze, ty nigdy się nie zestarzejesz… ale czy nie moglibyśmy jeszcze raz rozważyć twojej prośby do lorda Hamiltona?

– Obawiam się, że nie. Po tym, jak się umówiliśmy, Jack wyjechał z Greenwich do Windsora, więc nawet nie mam pojęcia, gdzie go szukać, zanim się tutaj po ciebie zjawi.

– Nie chcę z nim jechać – uparła się Anna. – Musisz mu to wytłumaczyć, gdy do nas zawita.

– Nie mogę, uraziłbym go do żywego. Zresztą po co miałbym tak postępować? Spędzisz w jego towarzystwie jeden krótki dzień, a nie resztę życia.

Anna zadrżała.

– Dzięki Bogu choć za to! Uważam jednak, że najpierw powinieneś się ze mną naradzić.

Harry wydawał się zaskoczony. Może część jego towarzyszy z lat młodości, z którymi kiedyś oddawał się hulankom i hazardowi, uważała, że jest stracony dla życia, skoro osiadł w Maiden Court z Bess, ale to był jego wybór, nie żony. Nie jest aż takim pantoflarzem, żeby pytać swoje kobiety o opinię w tak prostej sprawie.

Co też naszło Annę, jego słodką i grzeczną córeczkę? Nie mógł tego zrozumieć. Jeszcze nigdy nie widział w jej oczach tyle uporu. Do tej pory zawsze ochoczo popierała jego plany, tymczasem w tej chwili wyglądała tak, jak niekiedy jej brat i matka…

Zresztą rozmawiał z nią całkiem szczerze. Na dworze pozory i formy są wszystkim. Anna niewiele wiedziała o towarzystwie, do którego wkrótce miała wejść, a życie damy dworu bez pięknych strojów, pieniędzy i opieki zapewnionej na wszystkie okazje, mogło stać się bardzo uciążliwe. Dwa pierwsze problemy satysfakcjonująco załatwił już wcześniej, trzeci rozwiązał właśnie teraz, i koniec. Wstał od stołu.