– Naprawdę napisałeś coś takiego? A może tylko ci to wmówiła, licząc, że się nie połapiesz? - roześmiała się Lee.
– Niestety, to były moje własne słowa, sprawdziłem. – Pokiwał smętnie głową. – Phoebe ma fenomenalną pamięć.
– A więc to dlatego jesteś taki pewny, że zda egzaminy wstępne?
– Właśnie. Z tego też powodu chciałbym, aby wybiła sobie z głowy te marzenia o zawodzie modelki. Wiesz, cieszę się, że to ty będziesz ją fotografować. Phoebe jest tak uparta, że poszłaby do kogoś innego, gdybyś jej odmówiła, a lepiej, żebyś to była ty. Proszę cię, kochanie, nie zachęcaj jej specjalnie, dobrze?
– Nie zamierzam wysyłać jej zdjęć do żadnej agencji, jeśli o to ci chodzi – zapewniła. – Jeżeli jednak zapyta mnie, czy jest w tym dobra, będę musiała powiedzieć prawd.
Daniel zacisnął wargi. Był wyraźnie niezadowolony z przebiegu tej rozmowy.
– A odpowiedź zgodna z prawdą brzmi „tak”? – upewnił się.
– Oczywiście. Twoja córka jest nie tylko piękna i fotogeniczna, ale także świetnie się porusza i ma fascynującą osobowość – odparła z ożywieniem.
– Jest również mądra i zdolna, więc powinna raczej wykorzystać te zalety.
– Ale ostateczna decyzja należy do niej, nieprawdaż? – Lee uśmiechnęła się szelmowsko. – Przynajmniej tak napisałeś’ w artykule „Większe możliwości”, gdzie twierdziłeś…
– Do diabła z tym, co napisałem – przerwał jej szybko. – Jeśli i ty zaczniesz mnie co chwila cytować, zrobię sobie coś złego. Wracaj lepiej do kuchni planować przekąski na urodzinowe przyjęcie Phoebe. Oto dobre zajęcie dla kobiety – dodał, uśmiechając się przekornie.
W tej samej chwili dziabnął go w plecy długi, chudy palec, należący do siedzącej za nimi kobiety, która zapewne usłyszała ostatnie zdanie.
– Hej, ty – burknęła. – Nie słyszałeś, że mamy już dwudziesty wiek? – Ignorując jego zdumione spojrzenie, pochyliła się w kierunku Lee. – Nie wiem, moja droga, jak pani z nim wytrzymuje.
– Musimy przymykać oko na pewne niedociągnięcia, czyż nie? – westchnęła smutno. – Zresztą, nie jest taki najgorszy. Raz na jakiś czas kupuje mi nowy fartuch, a dwa razy do roku zabiera do restauracji. Poza tym – konspiracyjnie zniżyła głos – jego stare kamizelki świetnie nadają się na ścierki do podłogi.
Pewnie powiedziałaby coś jeszcze, gdyby nie to, że Daniel stanowczym ruchem pomógł jej się podnieść.
– Pani wybaczy – wycedził przez zęby i skinąwszy lekko głową, pociągnął Lee za sobą na rufę. Ledwo za nim nadążała, gdyż szedł wielkimi krokami i zatrzymał się dopiero, gdy znaleźli się na dolnym pokładzie.
– Jak mogłaś? – wybuchnął. – Chcesz mnie zrujnować? Jeśli ta historia się rozniesie…
– Obiecuję, że nie pisnę ani słowem – zapewniła Lee, która ledwo powstrzymywała się od śmiechu. – Będę mogła cię szantażować.
Daniel już miał zamiar zacząć robić jej wymówki, gdy spojrzał na jej ożywioną twarz i przypomniała mu się tamta spięta, nieufna kobieta, którą Lee była jeszcze parę miesięcy temu.
– Dobrze. – Uśmiechnął się czule. – Jeśli moja kariera legnie w gruzach, będziemy chyba mogli utrzymać się z zysków z twego studia. Jestem nowoczesnym mężczyzną, więc nie będę miał nic przeciwko korzystaniu z twoich pieniędzy.
– A widzisz? Jednak bycie nowoczesnym ma jakieś dobre strony.
Daniel rozejrzał się szybko dookoła, po czym musnął ustami policzek Lee.
– Ostrzegałem cię wiele razy, że nam, mężczyznom, nie można wierzyć – mruknął.
Urodzinowe przyjęcie Phoebe odbyło się bez zakłóceń, nie licząc dość niezręcznego momentu, kiedy to Mark wraz z jubilatką wymknęli się do kuchni, by móc przez chwilę nacieszyć się sobą i znaleźli tam Lee oraz Daniela, którzy przyszli dokładnie w tym samym celu. Obie pary dostrzegły zabawną stronę tej sytuacji, ale Lee dodatkowo postanowiła przeprowadzić poważną rozmowę ze swą córką, jako że miała ona prawo wiedzieć, na co się zanosi. Jednak czekała ją tego wieczoru duża niespodzianka.
– Wiesz, mamo – zaczęła Sonya, kiedy szykowały się do spania. – Może nie jestem taka genialna jak Phoebe, ale też nie ślepa. Wiem, że. nie spotykasz się z panem Raife’em, by omawiać przypadek Romea i Julii. W każdym razie nie tych nastoletnich – dodała, mrugając porozumiewawczo.
– Mam nadzieję, kochanie, że nie masz nic przeciwko temu – odparła Lee, udając, iż nie słyszała tej ostatniej uwagi. – Chodzi mi o twego ojca…
– Nie, czemu miałabym mieć coś przeciwko? – odezwała się po chwili zastanowienia Sonya. – Tata jest super, ale… dla ciebie nie był chyba taki świetny, prawda? – spytała z wnikliwością rzadką u jej rówieśników.
– Rzeczywiście, niezbyt dobrze nam się układało – przyznała Lee.
– W każdym razie na zawsze pozostanie moim tatą, nawet kiedy wyjdziesz za pana Raife’a.
– Ależ ja wcale nie powiedziałam, że za niego wyjdę!
– Wyjdziesz, wyjdziesz. Przecież z daleka widać, że masz bzika na jego punkcie. Poza tym, odkąd się z nim spotykasz, jesteś w dużo lepszym nastroju – zauważyła Sonya.
Lee wzruszyła ramionami. Nagle przypomniała sobie o czymś.
– Co miałaś na myśli, mówiąc o Romeo i Julii? – zainteresowała się.
– Rzecz jasna chodziło mi o Marka i Phoebe. Ona jest okropnie nieszczęśliwa, bo ma w przyszłym tygodniu jechać do znajomych do Francji. Powiedziała, że wołałaby zostać, ale jej ojciec nie chce nawet o tym słyszeć.
Tego wieczoru Lee nie mogła długo zasnąć, rozmyślała bowiem o Danielu i jego córce oraz o tym, że ci dwoje są na krawędzi konfliktu, który zapewne będzie dotyczyć również Ii jej, jako że zarówno ojciec, jak i córka, zdawali się być zdecydowani, aby przeciągnąć ją każde na swoją stronę. Zaczęła nawet żałować, że poddała się impulsowi i zaproponowała Phoebe wykonanie sesji zdjęciowej w ramach prezentu urodzinowego. Teraz jednak było już zbyt późno, aby się wycofać. W wyznaczonym dniu Phoebe zjawiła się w studiu, dźwigając walizkę pełną rozmaitych strojów. Pokazawszy je Lee, sama zaproponowała pasujące do nich typy makijażu, stosowną biżuterię oraz fryzury, które według jej wskazówek ułożyła Gillian.
Lee robiła ujęcie za ujęciem, zachwycona naturalnością i niewymuszonym wdziękiem swej modelki.
– Dobrze mi idzie? – Phoebe zwróciła się do Lee podczas przerwy na kawę.
– Wspaniale się poruszasz – odparła, próbując jakoś ominąć niewygodny temat. – Uczyłaś się gdzieś tego?
– Tak, chodziłam kiedyś na lekcje baletu. Nigdy nie chciałam być tancerką, to był pomysł taty, podobnie zresztą jak wiele innych rzeczy. Zawsze byłam prymuską, aby sprawić mu przyjemność. Nawet lubię się uczyć, ale… – przerwała ze smutkiem w oczach.
No… ale wolałabyś robić co innego, tylko nie chcesz sprawić przykrości ojcu? – podpowiedziała Lee.
– Właśnie. Chcę być tam, gdzie są ładne ubrania, piękni ludzie i światła reflektorów. Nie mam ochoty spędzić całej młodości nad książkami, nawet jeśli mogłabym być również w tym dobra:
Zapewne niektórzy uznaliby marzenia Phoebe za trywialne, ale na Lee duże wrażenie wywarła jej umiejętność przyjrzenia się samej sobie i zdroworozsądkowej oceny, co jest dla niej najlepsze.
– Nie mogłabyś po prostu postarać się oblać egzaminy wstępne? – wtrąciła się Gillian.